Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czór Magdzię. Tylko w towarzystwie przyjaciółki naprawdę dobrze się czuła.
— Przyszłaś wreszcie! — witała ją codziennie Magdzia zdławionym głosem. Przezroczyste wychudłe dłonie wyciągały się do Anielki, a blada twarzyczka jaśniała uśmiechem. — Wiesz znowu coś nowego? — pytała. — Opowiedz mi! Przy cały dzień cieszyłam się myślą o tem.
I Anielka zaczynała opowiadać... Najprzód powtórzyła jej raz jeszcze ów piękny wiersz o murzynce, a potem własnemi słowami opowiadała o czarnych niewolnikach, którzy z dnia na dzień walczą o swobodę, o odrobinę słońca, o błękit nieba. Podczas tego opowiadania Magdzia leżała cichutko ze złożonemi na piersiach rękami i z oczami przymkniętemi. Gdy czarna kobieta oddawała swemu mężowi dzieciątko i zanosiła modlitwę do Boga, po policzkach Anielki i Magdzi spływały łzy, łzy najgłębszej radości.
Anielka zawsze po takim wieczorze szła do domu, jak ktoś, kto przeżył coś bardzo pięknego. Magdzia również długo po jej wyjściu leżała, nie mogąc zasnąć. Przed oczami jej wyobraźni przesuwały się obrazy opowiadanych przez Anielkę historyj i Magdzia radowała się niemi i była szczęśliwa. Tylko, gdy nadchodził kaszel, znowu wszystko tonęło w mrokach, oddalało się i ciemniało. Magdzia musiała walczyć o odrobinę tchu. Ale potem znowu wszystko było dobrze... Nazajutrz przychodziła Anielka, przychodziła tak co wieczór, poświęcając przyjaciółce każdą wolną chwilę.
Magdzia codziennie rano po przebudzeniu była