Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się. Był żółty, mały i niewygodny. Anielka musiała się wcisnąć między babcię i jakąś inną starą kobietę. Było jej wprawdzie niezbyt wygodnie, mimo to jednak miała wrażenie, że jest w niebie. Naprzeciw niej na wąskiej ławeczce siedzieli dwaj księża w długich czarnych sutannach.
Tra, ta, ta! trąbił pocztyljon. Dzwoneczki zawieszone o chomont koński tak głośno dzwoniły, że zagłuszały rozmowę pasażerów, którym było coraz bardziej gorąco. Wreszcie dyliżans zatrzymał się przy kaplicy. Babcia i Anielka ujrzały oczekującego ich wuja Jaśka, którego twarz rozjaśniona była uśmiechem i który nie mógł się nacieszyć widokiem swych gości. Wuj Jasiek był zupełnie podobny do babci, ale jakże śmiesznie mówił! Wszyscy tutaj mówili tak śpiewająco. I jak zabawnie był ubrany! Anielka nie mogła od niego oderwać wzroku. Nosił pasiaste spodnie, ciemną długą sukmanę i miał szeroki pas, nabijany blaszkami. Anielka nagle przypomniała sobie swe kolczyki, i z przerażeniem sięgnęła do uszu. Były, nie zgubiła ich w drodze. Gdy się uspokoiła poczęła znowu spoglądać na wuja, który rozmawiał z ożywieniem z babcią.
Szli teraz przez wieś szeroką drogą, po obydwu stronach której wznosiły się małe drewniane chałupki.
— Patrzaj, jak słońce jeszcze jasno świeci, — rzekła babcia, przystając nagle.
— Nic dziwnego, wszyscy mówią, że jesteśmy już bliscy królestwa niebieskiego, — zaśmiał się wuj Jasiek.