Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pierach, popchnął go kulą do rzeki. Zaraz jednak porwał się z ziemi, rzucił swą kulę i zawołał: „Ach, panie sołtysie, co się stało, co się stało?” Wyciągnął przerażonego sołtysa z wody, oddał mu rozsypane po ziemi papiery, a sołtys wdzięczny za ratunek, dał jeszcze Bartłomejowi dwa złote! Mówię szczerą prawdę! To dopiero łotr z tego Bartłomieja. Na własne oczy to widziałam.
Handlarka śmiała się i śmiała, aż wreszcie jedyny ząb, który jej sterczał po prawej stronie, wyleciał i upadł na pasiasty fartuch.
Wówczas dzieci, nie mogąc już dłużej wytrzymać, poczęły się tarzać po ziemi z wesołości. Jakże to musiało śmiesznie wyglądać, jak sołtys leżał w wodzie! Ach! Och!...
Gdy Wircipięta wetknęła napowrót swój jedyny ząb do dziurki w dziąśle, matka przyłożyła palec do ust, dając dzieciom znak, aby się śmiać przestały. Anielka uspokoiła się najprędzej. Wiercipięta zażyła teraz trochę tabaki i zaczęła kichać bez końca. Tym razem już nietylko dzieci wybuchnęły głośnym śmiechem, lecz zawtórowały im również matka i babcia. Wszyscy obserwowali z zaciekawieniem, jak nos Wiercipięty poczerwieniał nagle, a po chwili stał się zupełnie siny.
Ale dosyć było tej wesołości. Wiercipięta się uspokoiła, matka zaś kazała dzieciom pójść spać. Jakże można wyjść z kuchni, skoro niewiadomo, co jeszcze wesołego zdarzyć się może? Mimo rozkazu matki, dzieciarnia nie ruszyła się z miejsca. A potem na górze śmiechom i żartom nie było