Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wód do śmiechu. Nieczęsto nadarza się taka okazja. W obszernej kuchni Lipków na ławeczce pod piecem, w towarzystwie matki i babci, siedziała Wiercipięta, jedna z wędrownych handlarek, znana ze swej niezwykłej siły, z pięciu krochmalonych spódnic, tyluż kaftanów i wielu brodawek na zawsze błyszczącej twarzy. Wyglądała Wiercipięta, jak mężczyna, szczególnie na ulicy, gdy ciężkim żołnierskim krokiem chodziła od domu do domu. Nie daj Boże, żeby ja ktoś głośno Wiercipiętą nazwał! Nie daj Boże, żeby takiego złapała! Dla Wiercipięty każdy miał pewien szacunek, a mimo to jednak wszyscy się śmieli z tej dziwacznej starej kobiety.
Teraz siedziała na ławeczce pod piecem w kuchni Lipków, kiwała głową i opowiadała już po raz dwudziesty w tym roku historję o siodlarzu Bartłomieju, którą zresztą dzieci znały z wszelkiemi szczegółami.
— Znacie siodlarza Bartłomieja, — zaczęła, głośno chichocząc, — ten który miał tę zabawną historję!
— Już kiedyś opowiadaliście nam o tem! — krzyknęła matka Wiercipięcie do ucha.
— Naprawdę! Tak, — skinęła głową handlarka, ciągnąc jednak dalej: — Jak sołtys Fabjan przechodził koło rzeki, przeglądając jakieś papiery, które przyszły z urzędu, Bartłomiej siedział ze swoją kulą na drodze. A miał siodlarz żal do sołtysa, bo go kiedyś oskarżył przed policją o pijaństwo. Ha, ha, ha! Siodlarz nie głupi! Wyciągnął kulę i gdy tak sołtys szedł zaczytany w swych pa-