Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieci. O pilności i zapale w pracy nie mogło być mowy, wystarczyło na nią spojrzeć! Mimo to jednak, gdy majster ujrzał siwe włosy babci, gdy spojrzał w jej szczere, dobrotliwe oczy, utracił nagle całą niechęć do Anielki Lipkówny. A gdy wysłuchał jej słów, przypomniał sobie nagle własną młodość, własne wędrówki po lasach i łąkach, które ukazały się teraz jego oczom, niby dawno prześniony sen.
Po chwili rozumiał już wszystko. Powstrzymywała go jeszcze tylko pewna przekora, zwyczaje codzienne. Stał przed babcią kiwając głową, ten szczupły człowieczek, o pomarszczonej, żółtej twarzy i mamrotał coś, czego nie można było zrozumieć. Babcia musi jeszcze dzisiaj rano porozmawiać z właścicielem fabryki.
Anielka weszła do fabrycznej sali, podziwiana przez wszystkich, w oczach wszystkich jakaś obca, całkiem nowa.
Po chwili zaczęły warczeć koła maszyn i rozpoczął się nowy dzień pracy. W oddali gwiazdy gasły na niebie, dolina zajaśniała bladym świtem.
Babcia przysiadła na pniu, na skraju lasu. Tak rano panu nie wolno przeszkadzać, zresztą miała przecież dosyć czasu. W zamyśleniu wyciągnęła z kieszeni tabakierkę i wysypała szczyptę tabaki na pomarszczoną dłoń. Szerokim gościńcem szli ludzie, stukając głośno zakurzonemi butami. Spóźnieni pielgrzymi... pokiwała głową babcia, chcą jeszcze zatrzymać się gdzieś, nim zima nadejdzie.
— Szczęśliwej podróży, — pozdrowiła przechodzących.