Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle ktoś zapukał do drzwi.
— Czy Anielka przyszła? — zapytał Jakób Brzózka.
— Nie! — odpowiedzieli jednogłośnie wszyscy mali robotnicy z sali fabrycznej.
Jakób Brzózka powtórzył tę odpowiedź zaniepokojonemu bratu Anielki, który czekał w korytarzu.
W domu Anielki także jeszcze nie było. Wiadomość ta spadła na dzieci, jak piorun z jasnego nieba. Zapanowała martwa cisza. Rezolutna Gieńka przyłożyła chusteczkę do oczu, a Kasia Stelmachówna poczęła się modlić, przejęta lękiem:
— Drogi Boże, uczyń tak, aby jej się nic nie stało! Przecież ja tylko jeden zwój sznurów położyłam, ale nie mogę o tem powiedzieć, bo się wstydzę. Anielka położyła drugi. Widziałam wyraźnie. Ale to nie ona zabrała te sznury, tylko Magdzia, bo zabierałyśmy je razem. Napewno nie Anielka. Ach, drogi Boże, pomóż Anielce! Spraw, aby jej się nic złego nie stało! Niechaj wróci do nas, o Boże, drogi Boże!
Jak skamieniała siedziała Kasia Stelmachówna na swoim stołku. Tuż za nią szlochała Basia, a chłopcy tajemniczo szeptali:
— Już ciemno! Na górze w lesie cygani rozpali ogień! Tam! Pójdziemy? Pójdziemy szukać Anielki?
I znowu zabrali się do roboty, jakby tego dnia nie chcieli jej wcale przerwać.