Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i żebrzące po obcych domach o chleb i mleko. Tak, już widocznie tak być musi. Anielka poczęła sobie zdawać z tego całkiem wyraźnie sprawę. Ach, mamo, babciu! Z szeroko rozwartemi oczami przysiadła Anielka na swojej wiązce chróstu. Skrzypce na polance leśnej zawodziły, szlochały, to znów śmiały się srebrzyście. Nagle ton tych skrzypiec począł się przybliżać i stawał się coraz głośniejszy, coraz bardziej wyraźny. Wraz z tą rzewną melodją zbliżać się poczęło do Anielki coś czarnego, pochylonego ku ziemi.
— Teraz!... Teraz mnie schwytają! — przebiegło Anielce przez myśl.
Zerwała się i wpatrzyła w pochyloną postać, a z piersi jej dobył się rozpaczliwy okrzyk
— Precz! Precz!
Lecz postać pochylona upuściła zawiniątko, trzymane w ręce i donośny głos zawołał:
— Anielciu!
Babcia! Anielka cofnęła się, obejrzała, zaparło jej oddech w piersiach i nagle ujrzała tuż przed sobą jedwabny czepek babci. Co ona przez cały dzień robiła? Gdzie była? Własna jej wina urosła teraz do niezwykłych rozmiarów. Wewnątrz, na samem dnie serca wszystko się załamało.
Niby wielka grzesznica, wlokła się Anielka do domu, kryjąc twarz w fartuchu babki i szlochając gorzko:
— Babciu, ach, babciu!