Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Amerykanin.

Tak, tam stał on, Henio Matysiak, zwany Amerykaninem, z płonącym wzrokiem i wyciągniętemi ramionami, taki zupełnie inny niż zwykle. Przyduszonym głosem szeptał:
— Biały Jack poczołgał się pod drzewami na brzuchu, aby się przekonać, co robią Indjanie. Pst! Dwaj Indjanie siedzieli całkiem blisko na pieńku, trzymając w rękach tomahawki, strzały i łuki. Jack widział ich dokładnie. Srebrny księżyc ukazał się na niebie. Bezszelestnie, jak tygrysy, wysunęli się z zarośli inni Indjanie. „Musimy we śnie napaść blade twarze“, powiedział jeden, „rano nim jeszcze gwiazdy zgasną na niebie. Czarny Niedźwiedź tak kazał.“ A potem rzekł drugi: „Blade twarze zabierają nam pożywienie, blade twarze muszą umrzeć. Tak kazał Dziki Wilk.“ Później usiedli i wszyscy nic nie mówili. Jackowi ze strachu włosy na głowie stanęły dęba. Powoli począł się czołgać do obozu białych. „To my ładnie wyglądamy“, zawołał przyjaciel jego Bob. „Indjanie gotowi nas oskal-