Strona:Jan Zacharyasiewicz - Muza czy Meduza.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Trzeba szukać po kronikach.
— Szukałem!
— Nic niema?
— Nic!
Westchnęliśmy obaj. Mucha groził, że nam ucieknie.
— Zaczekaj, ozwał się przyjaciel, mam na to radę. Bielowski może ci dopomódz. Idź do niego.
— Nie znam go!
— To nic. Powiedz że masz Muchę i nie wiesz, jakiego gatunku ta mucha.
Rada była genjalna, chociaż mógłbym był sam przyjść na tę myśl. Podziękowałem przyjacielowi, prosząc go o zachowanie tajemnicy aż do przyszłego dramatu.
August Bielowski był dla ówczesnej młodzieży pewną postacią legendową. Były to czasy, w których każdy poprzedzający nas pracownik miał u młodzieży cześć i zasłużoną aureolę na głowie. I wtedy nie zgadzała się już młodzież w wielu rzeczach ze swymi poprzednikami na polu literatury i pracy publicznej, miała jednak dla nich głęboki szacunek i uznawała ich zasługi. Zdawało się nam, że tylko taka łączność pojedyńczych ogniw tworzy zdrowy organizm narodu. Gdy przyszedł czas, polemizowaliśmy z poglądami starszych, ale zawsze w granicach czci i poważania położonych ich zasług. Wierzyliśmy, że możemy dalej zajść od nich, ale byliśmy im zawsze wdzięczni za to, że dotąd mozolnie torowali nam drogę.
Tak patrzyła wówczas młodzież na Bielowskiego. Imponował jej całą swoją postacią. Wysoki, sztywny, z twarzą ospowatą, przesuwał się powoli jak cień po ulicy. Był zawsze milczący, a często dawał odpowie-