Strona:Jan Zacharyasiewicz - Muza czy Meduza.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzie niestosowne. Bez ironji twierdziliśmy, że żyje w wiekach przedhistorycznych. Później odbijało się to roztargnienie jego jeszcze więcej. Pamiętam, raz przyszedł do Szajnochów. Było to w lipcu, a skwar prawie nie do wytrzymania. Szajnochowa kazała okna pozamykać, aby się powietrze w pokojach trochę ochłodziło.
— Co za gorąco! — rzecze do gościa. Wytrzymać nie można!
— Zanadto napaliliście w piecach! odparł spokojnie Bielowski. Trzeba okna otworzyć!
Powtarzano i wtedy różne o jego roztargnieniu anegdotki, ale te miały tylko charakteryzować głęboką jego uczoność i nieustanne przesiadywanie w pierwszych wiekach naszych dziejów. Nie ośmieszało to zacnego pracownika, przeciwnie jednało mu sympatyę wszystkich. Żywot jego nosił karby różnych zwrotów, jakie naród przechodził. Żołnierz z roku 1831, więzień stanu później, wreszcie pracownik na polu literatury ojczystej.
Taką zacną a nawet wyższą postacią był Bielowski w oczach naszych. Patrzyliśmy na niego zdala i zdejmowaliśmy czapki, gdy przechodził, chociaż osobiście nie znaliśmy się z nim. Niejeden z nas marzył, że może wyżej stanie, ale każdy oddawał mu cześć, jaka mu się należała. Mógł on nie zbudować żadnej nowej drogi, ale rozbijał mozolnie dla niej pierwsze kamienie.
Pamiętam dobrze, było to późną jesienią. Śnieg z deszczem hulał po ulicach. Ubrałem się w najlepszy surdut, a nawet wziąłem nowe buty bez względu na niepogodę. Zdawało mi się, że Bielowski zasłużył na to, aby stanąć przed nim w całej możliwej paradzie. Co jemu teraz daję, pomyślałem sobie, oddadzą mi później inni.
W uroczystym nastroju przeszedłem kilka ulic i stanąłem wreszcie w zakładzie Ossolińskich, w którym Bielowski był wtedy skryptorem.
W sieni strzepałem starannie śnieg z odzieży i zebrałem w kupę myśli moje. Miałem rozmawiać z człowiekiem, który miał już sławę literacką. Serce uderzyło mi żywiej, gdym wziął za klamkę.