Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   195   —

dualnych przyjemnościach fizycznych, o poczuciach dźwięku, smaku i zapachu, nic znaczącego powiedzieć się nie da; można powiedzieć tylko: lubię, albo: nie lubię. O dźwiękach bowiem, tak jak o gustach i o kolorach, niema dyskusyi.
— Ale o muzyce, jako o sztuce, dlaczegożby nie dyskutować? Pan może nie zna się na muzyce?
— Przynajmniej tyle, co inni. Ale muzyka jest tylko fragmentem sztuki, odłączonym od pierwotnego przeznaczenia, od poezyi i od tańca, a rozdętym za naszych czasów do rozmiarów kolosalnej popularnej przyjemności, która ze sztuką bardzo niewiele ma wspólnego.
— Co pan opowiada?!
— Daję wynik długiego i sumiennego namysłu.
Na kilku mniej lub więcej oburzonych wykrzyknikach przerwała się ta rozmowa. Wkrótce państwo Olescy pożegnali towarzystwo i opuścili hotel Kwirynału. Szczególnie Fabiusz złe wywarł wrażenie na pozostałych w sali. D’Anjorrant oświadczył:
— Rzeczywiście, ten wasz Rzymianin jest sztywny. Może to naprawdę jaki zgalwanizowany posąg z rodziny starożytnych Fabiuszów? Rodzina miała podobno niegdyś powodzenie. Dzisiaj taka toga pośród naszych fraków wygląda trochę nie na miejscu. Tych posągów wolę nie spotykać w salonach.