Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ulicą leciał człek bez nakrycia na głowie, rozpasany, z włosami rozwianemi i wołał nieprzytomny.
— Pan nie żyje? pan umarł!
Wdowa zabiegła mu drogę Powtórzył jak obłąkany.
— Sieroty my! pan nie żyje! U końca uczty czarę do ust niosąc, skonał!
Z krzykiem dzikim Dorota nazad rzuciła się do domu i na progu padła zemdlona. Ztąd ją na ręce wzięły sługi i na łoże zaniosły.
Wśród tego zamięszania jakie po zgonie księcia panowało, około południa następnego dnia bracia z Tęczyna nie zapomnieli skorzystać z chwili, na którą oddawna oczekiwali. Oddział ich ludzi otoczył dwór Doroty i pochwyconą powieziono do Tęczyna.
Tu w wieży, która potém przez długie wieki od imienia nieszczęśliwéj zwała się Dorotką, bracia zamknęli ją, ażeby więcéj rodowi ich sromu nie czyniła.[1] Żyła w tém więzieniu pokutując szalona niewiasta lata długie, więcéj już nie widząc świata.

Stach, który w gorączce ciągle marzył o otruciu pana, téj nocy złowrogiéj nie dowiedział się o śmierci jego. Żegieć mu ją utaił, uspokajając

  1. Paprocki: „Herby.“