Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak umiał tém, że wołanie i bicie we dzwony było resztą wielkiéj uroczystości i uczty zamkowéj.
Benedyktyn dopiero gdy ranę przyszedł opatrywać, z zapłakanemi oczyma na pierwsze zapytanie o wrzawę w mieście, odpowiedział z rezygnacyą mnicha.
— Módl się za duszę pana, którego Bóg wziął do swéj chwały.
Padł twarzą na ziemię Stach onieprzytomniały z bolu; wróciła gorączka, zaogniła się rana, ale nie przeznaczoném mu było życia tak rychło dokonać. Powoli znowu zabliźniać się zaczęła rana, wróciły siły, tylko nie ochota do nowego życia.
Stach mógł odzyskać dawne nazwisko swoje, chciał Pełka go umieścić u brata wojewody; nie przyjął tego znękany człek, który ciszy i pokoju pragnął. A że wiek mu do klasztoru wstąpić nie dozwalał, pozostał w mieście wziąwszy szatę pokutniczą, więcéj żyjąc w kościele niż z ludźmi, milczący, dogorywający już tylko.
Gdy na Wawelu dzwony uderzyły zwiastując zgon pana, a głos ich doszedł do murowanki za Wisłę, Jagna, która na łożu swém w pół drzemała, pół marzyła, otwarła oczy, tchnęła silnie dłoń przyciskając do piersi, i nazajutrz sługi znalazły ją uśpioną na wieki.

KONIEC.
Drezno, 1879.