Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

któremi ludzie pospolicie się karmią i drugich żywią — panna Adela dawała sobie rady we wszystkiem. Odpierała zarzuty, podnosiła zalety, rozwiązywała wątpliwości, wostatku i pochlebić umiała i miłość własną ludzi połechtać. Szczęściło się też jej niesłychanie. Rodzice byli z niej zadowoleni, dzieci także, nadzorcy nic do zarzucenia nie mieli, a każdy rok dozwalał znaczną dosyć sumkę w listach zastawnych złożyć do komody.
Pensyonat nie był może gorszym od innych; — mechanizm przyjęty wszędzie funkcyonował w nim prawidłowo; na oko było wszystko, czego rodzice mogli żądać, a nawet opłata od panienek wydawała się wcale umiarkowaną.
W tem właśnie największej bystrości dała dowody panna Adela i wielkiej znajomości ludzkiej natury. Ograniczała się sumką nieprzerażającą, lecz, później dopiero wyjaśniało się, iż wiele rzeczy dodatkowych nie wchodziło do rachunku.
Rozmaite extra niekiedy w końcu roku podwajały należność. Rodzice się trochę zżymali, lecz opłaty były rozłożone, cząstkowe i nie dawały się czuć tak dotkliwie.
Oprócz tego dom się powoli wyposażał bielizną, sreberkiem, sprzęcikami, które każda uczennica wnosiła, ale wynieść ich żadna nie mogła.
Żywiono skromnie i hygienicznie, nadewszystko