Strona:Humoreski (Zagórski).djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

co to za dobre dziecko... Jak się bliżej poznacie, to się pokochacie.
— Ależ dyrektorze! — zawołała amantka melodramatycznym głosem.
— No, no, już ja za to ręczę, że się pokochacie, ha, ha, ha! Ale, ale — dodał, zwracając się ku mnie — muszę cię zapoznać z naszym intendentem... Pan Hersz Kleingeld, nasz minister finansów... Powiadam ci, Olesiu, głowa znakomita do interesu! Mógłby być kanclerzem państwa. Słowo honoru daję, żeby mógł być kanclerzem.
I pociągnąwszy go ku oknu, zaczął mu coś szeptać do ucha.
— Niechże pan siada — rzekła z pretensyonalnym uśmiechem amantka, wskazując mi opróżnione miejsce na kanapie. — Mam przyjemność znać pana z nazwiska... Jeżeli się nie mylę, to widziałam pana u Romci.
— U Romci? — powtórzyłem zdziwiony.
— Tak, tak, z pewnością... u Romci.
— Pani wybaczy — odparłem — ale nie wiem, o kim pani mówi.
— Jakże?... Przecież o Popielce — odparła z godnością.
— Ach tak! — zawołałem, śmiejąc się. — W tym razie myli się pani... Nie miałem przyjemności znać panny Popiel.
— To może u Filci!... Tak, tak, u Filci Nowakowskiej — dodała, tłómacząc się tym razem.
— I panią Nowakowską znam również tylko ze sceny.
— No, to już nie wiem prawdziwie — rzekła, rumieniąc się — ale pewną byłam, że pana zkądciś znam...
— Nie pani — odparłem żartobliwie — nie zna mnie pani znikąd... I to tem lepiej dla mnie.
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
— Dlaczego? — zapytała.