Strona:Humoreski (Zagórski).djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że szczerą prawdę mówić tylko będę, jakkolwiek cudowną wydać się może powieść moja Waszej Książęcej Mości.
— Pamiętaj, żeś się zaklął słowem szlacheckiem!... Jeżelibyś je złamał, panie kochanku — jeżelibyś powiedział coś, coby, zdaniem zgromadzonych tu gości moich i przyjaciół, nie było godnem wierzenia, to za karę będziesz musiał zażyć z tabakiery księdza Kattenbringa niuch tej częstochowskiej tabaczki, do której wstręt czujesz tak wielki.
— Ha, ha, ha, ha! — roześmieli się chórem Albeńczycy.
— Czy zgoda? — zapytał książę.
— Zgoda!
— A więc zaczynaj Waszmość, panie kochanku! Słuchamy.
— Wasza ks. Mość — tak rozpocząłem rzecz moją — opowiadałeś nam przedwczoraj o swej cudownej podróży do Rzymu, którą odbyłeś, niesiony powietrzem przez osiem kaczek, zaprzężonych do jego landary. Kaczki te, któremi WKMość posługiwałeś się w podróży, znane są u nas doskonale. Wylęgają się one w mózgu czarnoksiężników, których u nas co niemiara. Pierza wprawdzie nie mają, lecz zato papierowe skrzydła, któremi latają tak szybko, że podróż WKMości do Rzymu żółwią wobec tego jest podróżą. Z jednej głowy wylęga się kaczek takich czasem dwadzieścia, pięćdziesiąt, a nawet i sto tysięcy w jednym dniu. Czarnoksiężnicy, którzy kaczki te wywodzą, rozsyłają je po kraju jako posłów, opowiadających wszystkie w świecie zdarzenia. A że lot tych kaczek, dzięki papierowym ich skrzydłom, nader jest szparki, czarnoksiężnik zaś, który je wywodzi, jest wszystkowiedzącym, więc też rozchodzą się wszystkie wiadomości, dzięki kaczkom tym, lotem błyskawicy po świecie i można w najgłuchszym zaścianku naszej halickiej Rusi, we dwadzieścia czte-