Strona:Humoreski (Zagórski).djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ry godziny później wiedzieć wszystko, co się stało w Rzymie, Paryżu lub Londynie.
— Hm, hm — mruknął niedowierzająco pan Stanisław Płaskowidzki, podczaszy nowogrodzki, chorujący na wielkiego sensata.
— Owóż więc — ciągnąłem dalej, nie zważając wcale na tę oznakę niedowierzania — pewnego pięknego wieczora przyniosła mi kaczka taką wiadomość, iż jeden ze znanych mi czarowników urządza podróż towarzyską naokoło świata, i za małą stosunkowo opłatę przypuszcza uczestników do udziału w tej ciekawej podróży. Zebrawszy stosowny fundusik, udałem się więc do Lwowa i zgłosiłem do czarnoksiężnika, któremu zapłaciłem żądane wynagrodzenie; nazajutrz już opuściliśmy Lwów, rozpoczynając naszą Odyseę.
Wistocie cudowną była podróż nasza, i podziwiać trzeba potęgę czarnoksiężnika, któremu powierzyliśmy nasze losy. Jechało nas przeszło tysiąc osób. Byliśmy pomieszczeni w landarach, wybitych żółtem suknem, nadzwyczaj wygodnych, a tak przestronnych, że w każdej z nich osiem mieściło się osób. Tłomoki nasze, kufry, skrzynie, pomieszczone były w ogromnych furgonach, większych od niejednej chłopskiej chaty na Litwie. Cały ten olbrzymi tabor leciał pędem strzały, z szybkością, wobec której ślimaczym ruchem jest bieg najdzielniejszego bachmata WKMości. Wystarczy gdy powiem, żeśmy robili pięć do sześciu mil na godzinę, i żeśmy, licząc w to i popasy, w ośmiu godzinach zajechali ze Lwowa do Krakowa.
— A cóż to za konie niosły was tak szybko? — zapytał pan Karol Ryś, strażnik miński, wielki znawca koni.
— Otóż właśnie w tem sęk, Mości strażniku — odparłem żywo. — Nie konie to były, bo żadne w świecie konie nie zdołałyby z taką szybkością pociągnąć tak olbrzymiego ciężaru... Cały ów tabor, składają-