Strona:Humoreski (Zagórski).djvu/009

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ściankowi parafianie na mieszkańca wielkiego miasta, gdy zabłądzi w ich mateczniki, lecz zato czułem umysłową wyższość moją nad tymi zacofańcami i czerpałem w tej świadomości wewnętrzne zadowolenie. Książę i jego dwór widzieli we mnie farmazona i nowatora; ja zaś widziałem w nich zacofańców i warchołów.
Posada, jaką zajmowałem na dworze Nieświeskim, nie należała do najprzyjemniejszych, byłem albowiem lektorem JO. ks. wojewody, co mnie wobec gospodarza mego stawiało w zależnem stanowisku. Nieznośna to była służba! Trzeba było po całych dniach pić z księciem węgrzyna i słuchać łgarstw jego, oraz rubasznych konceptów, a wieczorem czytać mu do snu Żywoty Świętych, albo znów niedorzeczne bajki, w których książę tembardziej smakował, im mniej w nich było sensu i prawdopodobieństwa. Książę ślepo wierzył wszystkim bajkom o gadających zwierzętach, o ziejących ogniem smokach, o cudownych podróżach Syndbada, o czarnoksiężnikach, czarownicach i zaczarowanych pałacach, i czerpał nieraz w tych opowieściach natchnienie do niedorzecznych łgarstw, któremi nazajutrz bawił swych Albeńczyków, przyklaskujących rubasznym konceptom błaznującego oligarchy.
Owóż więc śniło mi się, że pewnego wieczora pojawił się w mej kwaterze marszałek dworu Nieświeskiego, Imci pan Szabański, wzywając mnie do księcia, który zaniemógłszy skutkiem dłuższej pijatyki, leżał w łóżku, i spać nie mogąc, zażądał mej usługi. Książę był widocznie w złym humorze. Zebrani w jego sypialni Albeńczycy daremne czynili wysiłki, ażeby pana zabawić. Nawet i rubaszne koncepty pana Leona Borowskiego, w których zwykle tak smakował książę, nie wywoływały tym razem uśmiechu na zachmurzonej jego twarzy.
Niechętnem okiem powitali mnie Albeńczycy, gdy wszedłem do książęcej sypialni. Dla ludzi tych,