Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jechaliśmy dalej po cmentarzu, badając każdą wklęsłość ziemi z osobna.
O pięćdziesiąt kroków od miejsca, na którem znaleźliśmy pikelhaubę, leżał pierwszy trup pruskiego piechura. Znać było po nim, że leżał już kilkanaście godzin i że bitwa musiała się odbyć wczoraj.
Coraz nowe jej oznaki wychylały się z trawy i zielska. Miejscami grunt na przestrzeni kilkunastu łokci pokryty był, jak śniegiem, szczątkami tektury z ładunków; dalej leżały same pruskie trupy, dalej same francuskie, jeszcze dalej jedne i drugie razem, poprzewracane nawznak i na twarz, często wsparte na sobie głowami lub piersiami. Walczono tu widocznie na białą broń. Promienie księżyca schodziły z jednych grup i oświecały coraz nowe. Ciche te grupy zdawały się spać.
— Do szaletu! — krzyknąłem gwałtownie.
Pomknęliśmy jak burza i wypadli na drogę.