Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W każdym razie — mówił — nie pójdziemy razem do obozu, aby nie ściągnąć podejrzeń. Ja muszę tam być pierwej. Następnie, przyjedziecie ty i Marx. Będziemy udawali, że się nie znamy. To was na wszelki wypadek zasłoni przed jego zemstą.
Nie chciałem się zgodzić na to, ale Mirza mówił, że nie godzi się nam wciągać w przedsięwzięcie Bogu ducha winnego Marxa. Uległem.
— Kiedyż pójdziesz? — pytałem.
— Jak tylko rozednieje. Wy zostańcie tutaj przez parę dni.
Potem uchwycił znów moją rękę.
— Bądź dobry dla Lidyi. Ja ją kocham, bardzo kocham. Współczuj mi chociaż w tem. Ona zasługuje na twoją przyjaźń... więcej, niż ja. Wycierpiała dużo, bo nigdy nie przestawała mnie kochać. Teraz wyjaśniło się wszystko.
I objąwszy mnie za szyję, położył głowę na moich piersiach. Potem podniósł się nagle i rzekł:
— Idę.
— Dokąd?