Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Powiedzieć jej ostatnie: „bądź zdrowa!” Biedactwo czeka jeszcze na mnie.
Wziął karabin i wyszedł. Zostałem sam ze śpiącym Marxem. Odgłosy bitwy nie cichły, przeciwnie, stawały się coraz wyraźniejsze. Łuna tylko bladła, bo rozpoczynał się brzask nocny. Szyby zbielały. Czarne kontury gałązek za oknem stawały się coraz widoczniejsze. Oparłem się na dłoni i począłem rozmyślać. Nie rozmyślałem o tem, co się stało. W naturze mojej leżała pewna obojętność, która kazała mi przyjmować fakta spełnione, jako konieczność, jako turecki „kiszmet”, z marmurową obojętnością. Była to pewna bierność, która jednak często służyła mi w ówczesnej epoce, jako zasada — pocieszycielka. Życie nie wydawało mi się warte jednego sous. Byłem w epoce sceptycyzmu życiowego; zadługo żyłem tylko wewnętrznie, dlatego wyczerpałem się do dna. Dlatego też szukałem wtedy takich wrażeń, od których biła woń prochu, jaskrawych, niebezpiecznych, bo odrywały mnie one od spoglądania w próżnię i od obwijania wątka nici naokoło