Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Istotnie, w dołku wypłókanym od deszczów, na podścielisku wrzosów, leżała pożółkła od czasu czaszka; słońce oblewało promieniami ten czerep zapewne jakiego sodalisa, który tu ongi gardło dał, chwaląc imię Maryi i mękę krwawego Chrystusa. Czerep spoglądał pustemi jamami oczu i na Jasia Złotopolskiego i na Misia Rossowskiego i na księcia Antosia. Rozwalona widocznie mieczem lub toporem kość ciemieniowa okazywała czarne wnętrze pełne ziemi i zielska.
Après diné c’est un peu dégoûtant — zauważył Maszko.
Jaś Złotopolski uśmiechnął się.
— Ciekawym, co niemcy zrobią z kośćmi, które tu znajdą. Ale? (tu Złotopolski zwrócił się do Maszki), czy okop objęty pomiarami, czy mój?
Nein, nein! to nasz ma bycz! — zawołał nagle jakiś basowy głos za plecami Jasia.
Był to głos pana Jauscha, który stał obok pana Wiseman i obcierał z potu ogromne i czerwone oblicze. Pan Jausch i pan Wiseman, trzymając w rękach por-