Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

leżeniem i, co ważniejsza, dwudniową obawą, że towarzysze beze mnie uciekną, nie doczekają się mego powrotu do zdrowia... Po fantazyjnych planach moskiewskich nastąpiły plany ucieczki z berlinki... Dozór tu słabszy, nikt na nas nie zwraca uwagi, przepiłować w okienku kratę nie trudno, zdjąć kajdany jeszcze łatwiej, a w nocy nieznacznie wydostać się przez okienko przy pomocy towarzyszy — to zupełna drobnostka. Nie trudno byłoby również przepłynąć Tobol, gdyby nie zimno... Jeden z nas, by przyzwyczaić ciało do tego zimna, już dwa razy dziennie oblewał się wodą z lodem... Wszystko było tak łatwe, tak proste, a ja dzięki głupiemu zapaleniu nogi mogłem się był spóźnić i zostać na barce... Denerwowało mię to i drażniło... Niesłusznie jednak... Barka, aczkolwiek powoli, posuwała się wszakże naprzód, a co było tylko fantazją na Turze i Tobolu, to stawało się szaleństwem na Irtyszu i Obi.
Runął i ten plan, jak runęły inne i przedtym i potym...
Zbliżał się Tomsk... Znowu miało nastąpić rozstanie z częścią towarzyszy i znowu na zawsze. Wszyscy, mający wyroki do Zachodniej Syberji, mieli w Tomsku pozostać...
„Co miasto — to inne narowy, co wieś — to inne zwyczaje!“ mówi rosyjskie przysłowie. Słusznie! Każde nowe miasto ma na swój sposób zna-