Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/384

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na. — Raczej spalę siebie samą. Nie dostaniesz ich, ciotko Elżbieto.
Ściągnęła brwi mocno, czuła w swej twarzy Murrayowskie spojrzenie, wiedziała, że zwycięży.
Elżbieta Murray była coraz bledsza, o ile to było jeszcze możliwe. To spojrzenie druzgotało jej wolę. Drżała... wiła się... ustąpiła.
— Zatrzymaj twe listy — rzekła z goryczą — i lżyj w nich nadal starą kobietę, która ci otworzyła drzwi swego domu.
Wyszła z saloniku. Emilka była panią sytuacji. W jednej chwili zwycięstwo zamieniło się w sromotną porażkę w jej odczuciu.
Poszła do swego pokoju, ukryła listy w szafie, poczem rzuciła się na łóżko, wtuliła twarz w poduszkę. Jeszcze nurtowało w niej upokorzenie, ale już świtała inna bolesna świadomość.
Coś w niej cierpiało, bo ona zadała cierpienie ciotce Elżbiecie, bo pewna była, że ciotka Elżbieta cierpi. To dziwiło Emilkę. Byłaby raczej przypuszczała, że ciotka Elżbieta potrafi być oburzoną, zagniewaną, posępną, ale nie zmartwioną z przyczyn uczuciowych.
— Och, och! — jęczała Emilka. Łkała coraz głośniej, tłumiąc to łkanie instynktownie, wciskając twarz w poduszkę. Tak była zrozpaczona, że nawet nie analizowała własnych uczuć i nie rozkoszowała się dramatycznością swego przeżycia, co u Emilki było dowodem strasznego cierpienia. Ciotka Elżbieta nie zatrzyma jej w Srebrnym Nowiu po takiej burzliwej rozmowie, jak dzisiejsza. Każe jej stąd odjechać. Emilka była o tem przeświadczona. Jak ona wyżyje

378