Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie nadszedł list. Pisał, że kocha mnie po dawnemu, ale przebaczyć nie może i żyć w tem samem mieście, w tym samym kraju, nie może. Wystarał się dlatego o naukowe odkomenderowanie i rusza z międzynarodową ekspedycją na Szpicbergen. Wkońcu donosił krótko, że wylatuje z Moskwy do Berlina takiego dnia. I aczkolwiek ton listu był suchy, surowy, ostatnie to zdanie brzmiało niewypowiedzianą nadzieją, że przyjadę zobaczyć się z nim.
Dwa dni nosiłam list nierozpieczętowany. Potem otworzyłam, spodziewałam się wyrzutów i próśb, i nagle, gdy doczytałam do końca, schwyciło mnie coś za gardło. Wydało mi się, że kocham tego człowieka tak, jak nikogo więcej nie pokocham, że trzeba natychmiast, w tej chwili biec, zatrzymać go, powstrzymać, zostać nazawsze razem, nie rozłączając się.
Odlot jego odbyć się miał pojutrze. Komunikacji lotniczej między Kijowem a Moskwą podówczas nie było. Pociąg ruszał za godzinę. Jakich potwornych wysiłków i forteli użyłam, nim dostałam bilet! Z rozkładu lotów dowiedziałam się, że samolot z Moskwy do Berlina wylatuje o szóstej rano. Pociąg mój według rozkładu jazdy przychodził do Moskwy o piątej minut dwadzieścia. Zostawało czterdzieści minut, aby złapać taksówkę i przyjechać na lotnisko.
Przez połowę drogi obmyślałam, co mu powiem. Potem położyłam się spać. W nocy pociąg długo zatrzymywał się na stacjach.
Nad ranem dowiedziałam się, że opóźniamy się o trzy godziny. Konduktor, zauważywszy widocznie, jak zbladłam, począł mnie pocieszać, że może jeszcze