Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nigdy nie odgrywałam roli cnotliwej dziewicy i nie przysięgałam, że przed tobą nie miałam kochanków. Sądzę, że sprawy z tego nie jestem zobowiązana zdawać nikomu.
— Poprostu ciekawe, że twoi kochankowie rekrutują się zawsze z przełożonych twego męża i że twoje miłostki zgadzają się dziwnie z interesami inżyniera Niemirowskiego.
— Chcesz mnie dotknąć? To ci się nie uda. Doskonale cię rozumiem. Poprostu jesteś zazdrosny o Niemirowskiego.
— Co-o-o? Śmiesz mnie podejrzewać o takie głupstwa? Nie wolno mi aresztować szkodnika, dlatego, że śpię z jego żoną, tak?
— Nie krzycz. Noc. Zbiegną się ludzie. Pomyślą, żeś mnie zawołał do biura, by zrobić mi scenę zazdrości. I bez tego dość plotek o nas krąży. No, uspokój się, — objęła go rękoma za szyję. — Kochany! Głupiutki Nik pomyślał, że jest Nick Carterem i wszędzie węszy zbrodniarzy. No, chodź, usiądziemy sobie w kącie. Nie będziemy więcej o tem mówić. Siedź cichutko i milcz. Nie trzeba mówić. Daj usta. Ot tak. Siedź grzecznie. Opowiem ci coś. Pamiętasz, pytałeś mnie raz, z czego mam zwichnięty mały palec lewej ręki? Chcesz, opowiem.
Było to jeszcze na długo przed poznaniem Niemirowskiego. Kochałam wtedy pewnego młodego uczonego sowieckiego, klimatologa i zerwaliśmy z sobą wyłącznie z mej winy. Wróciłam do teatru i wyjechałam z trupą do Kijowa. On pozostał w Moskwie Czekałam, że pojedzie za mną. On uparł się. Wresz-