Przejdź do zawartości

Słońce szatana/Mag dziwy czyniący

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Charszewski
Tytuł Słońce szatana
Wydawca Neuman & Tomaszewski Zakłady Graficzne we Włocławku
Data wyd. 1932
Druk Neuman & Tomaszewski Zakłady Graficzne we Włocławku
Miejsce wyd. Włocławek
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


MAG DZIWY CZYNIĄCY



W czasach epokowego przesilenia, kiedy Kościół, na życie i śmierć, zmaga się z dochodzącą do szczytu potęgi Synagogą Szatana, kiedy szatan w bolszewji jawnie wysunął już rogi, jak kot pazury, — przypomina się podobne do dzisiejszego zjawisko dziejowe walenia gór odpowiedzialności na Kościół za upadek starego Rzymu.
Stary Rzym zawalił się pod ciosami barbarzyńców. Nie wytrzymał ich, bo zmarniał moralnie i fizycznie wskutek rozpustnego kultu zrozpustniałych bogów. Zmarniał tak dalece, że kiedy, w czasie drugiej wojny punickiej, było Rzymian 22 miljony, to w czasie upadku imperjum — 5 miljonów! Swoisty wolterjanizm, który przyszedł ten kult rozłożyć, nic lepszego wzamian nie dał; przeciwnie, odebrał społeczeństwu i to, co w tym kulcie pozostało jeszcze zdrowego, i — z nim solidarnie — wystąpił przeciw Chrześcijaństwu, w którem był ratunek. Rzym przeto padł z winy własnej. W swem atoli zaślepieniu pogańskiem, winę swego upadku zwalił na Chrześcijaństwo. Swojem zwycięstwem nad bogami sprowadziło ono rzekomo ich gniew w postaci najazdów.
Świder tego zarzutu, o tyle nędznego umysłowo i moralnie, o ile i potężnego doniosłością skutków dziejowych, wkręciwszy się w genjalny mózg Augustyna, wyzwolił zeń gejzer myśli historjozoficznej, który wybuchnął wiekopomnem dziełem „De Civitate Dei“. Wielki i ciężki zarzut upadł, a dalsze dzieje zatwierdziły jego upadek. Runęła Civitas Mundi, zwyciężyła Civitas Dei, podbiwszy barbarzyńców, wobec których tamta uległa.
Lecz, oto, hydra poganizmu odżyła i łeb owego zarzutu znowu podniosła. Nibyto, wraz z nami, potępia dawny kult bogów; lecz, solidarnie z tymże, zająwszy stanowisko ateistyczne, jeszcze mocniej potępia nas, dawnych owego kultu zwycięsców, jakoby spotężnienie zła politeistycznego przez zło monoteistyczne, jako zło autokratyczne, bardziej przeciwne demokracji, wzmocnione w dodatku przez „żydowskość“ chrystjanizmu, tak antypatyczną osobliwie zżydziałym Arjom.
Teraz, pod międzynarodowem hasłem: żadnych bogów! — świta jakoby nowa era: era wyzwolenia od duszącej świat zmory Bóstwa, era szczęsnej, życiodajnej, radosnotwórczej wolności antropokratycznej, człekowładczej. Człowiek staje się wreszcie Człowiekiem. O nie, bynajmniej nie bogiem! Słowo „bóg“ to „słowo puste“. Wolna myśl wyrzuciła zeń treść jego z pogardą, chociaż lubi go dla własnej dekoracji używać i przez wielkie Be, dla własnej niepróżnej chwały, je pisać.
Świat coraz jaśniej pojmuje, że Chrześcijaństwo, które, na nieszczęście rodu ludzkiego, panoszyło się przez lat dwa tysiące, jest, w gruncie rzeczy, umysłową nicością. Cóż o niem, kiedy się w krwawej męce rodziło na Golgocie, wiedział świat ówczesny, greko-łaciński? Jakieś nikłe tylko wzmianeczki pozostawili: Tacyt, Swetonjusz, Plinjusz, Józef Flawjusz — wielcy tego świata.
Obecnie zaś nauka, oddana całkowicie na usługi wolnej myśli, odkryła dziw jeszcze większy.
„Dziwnym zbiegiem okoliczności, w czasie, gdy rzekomy Jezus Chrystus przebłyska tylko legendarnie, — historyczną jest ówczesna zabawa (praktykowana już przedtem w Babilonji) palestyńskiej załogi rzymskich legjonistów, zwana „mimus“, polegająca na corocznem prowadzeniu ulicami miast złoczyńcy, jako króla żydowskiego, w koronie cierniowej, płaszczu szkarłatnym, z trzciną w ręku. Lecz rzeczywisty Chrystus w szkarłatnym płaszczu i cierniowej koronie, na zawsze istnieje jako legenda! (Rzeczywisty — legenda!) Co za dziw! Kulminacyjne wydarzenie świata: — uczłowieczenie się „boga“, jako ofiara dla odkupienia ludzi, — to logiczna próżnia!!! Dziw!“
Dziw rzeczywiście niesłychany, godny nie trzech, lecz tysiąca wykrzykników, że próżnia sprawiła taki olbrzymi przewrót dziejowy, jaki sprawiło Chrześcijaństwo. Mógł się on stać tylko w przypuszczeniu, że ród ludzki był przez dwa tysiące lat obrany z rozumu; no i jest jeszcze dotąd i beznadziejnie zapowiada się nadal — i to również w osobach mężów nauki i genjuszu. Chyba już łatwiej to przypuścić o garści tych, co się wyrzekli wszelkiego dogmatu, ileże każdy dogmat, bądź co bądź, jest tworem rozumu. Ale właśnie odrzucają oni wszelki dogmat dlatego tylko, aby, razem z tysiącem błędnych, odrzucić i jedyny prawdziwy. Przez to rzeczywiście wytwarzają próżnię, lecz jedynie we własnych umysłach. Niechże się jej dziwują dowoli, myśląc, że to próżnia historyczna, której odkrycie przewróci przewrót, dokonany przez Chrześcijaństwo, i zapoczątkuje nową erę świata.
My zaś zdyskontujmy dziwy naszego maga.
Historyczna, prorocza w swoim rodzaju, zabawa „mimus“ jest tylko potwierdzeniem tego, co Ewangelja opowiada o Chrystusie, naigrawanym jako „król żydowski“. Kohorta rzymska nic nowego w tym wypadku nie wymyśliła, jeno starodawną zabawę doroczną zastosowała do Chrystusa, spełniając bezwiednie samoproroctwo Jego, iż „będzie wydan poganom i będzie naigrawan“.
Nie żaden dziw także, iż u historyków świeckich — pogańskich, lub schlebiających pogaństwu, jak Józef Flawjusz, Żydowin, szczytowe wydarzenie świata znalazło echo tak słabe.
Gdybyśmy chcieli wnioskować o Kościele ze spółczesnej nam, obojętniackiej względem niego, literatury, dowiedzielibyśmy się z niej o nim, że to jakaś obskurancka sekta, o której nie warto i mówić, chyba z pogardą. A z wrogiej, że to już półtrup, choć przeciw temu półtrupowi montuje się 500-stronicowe kolubryny typograficzne i znajduje się na nie nakładców w czasach książkowstrętu i powszechnego zubożenia. Tymczasem Kościół tętni pełnią wielostronnego życia i dokonywa wciąż nowych podbojów nie tylko wśród irokiezów i botokudosów, ale i wśród cywilizowanych, najwyższej miary umysłowej, przeciwników.
Kiedy to piszę, prasa katolicka ogłasza „testament duchowy“ znakomitego pisarza hiszpańskiego, Palacio Valdesa. Przekazał on w nim Hiszpanji i światu owoc swojego uświadomienia religijnego, który dojrzał po przejściu przezeń przez śmiertelną chorobę ateizmu i po krytycznem zbadaniu religij świata. Jestto przeświadczenie ostateczne, że najwyższą w świecie religją jest chrystjanizm, a wśród wielorakich jego odłamów i odłamków — katolicyzm. Trwałość tegoż, mimo ustawicznych a wyjątkowych prześladowań, krwawych i bezkrwawych, jakie go spotykają, oraz czystość i niezmienność doktrynalną, mimo wciąż ponawianych prób infiltrowania weń, coraz nowych, zarazków błędnowierczych, Palacio Valdes uznał za cud nieustający.
Przed laty przybyłem do Ljonu z zamiarem zrobienia stamtąd wycieczki do Ars. Rządca pierwszorzędnego hotelu, obowiązany wszak umieć dawać gościom informacje turystyczne, dotyczące miasta i jego okolic, zapytany o środki komunikacji, stropił się. Połapawszy się w końcu, wyraził zdziwienie, czegoby gość, cudzoziemiec, mógł szukać w bardziej jeszcze, niż Betleem, podłej wioszczynie. Dopiero też od tego gościa się dowiedział, że, położone w jego ojczystej Francji, odległe o 5 mil od jego rodzinnego Ljonu, Ars cieszy się sławą światową, tylko że wśród uświadomionych katolików.
O Lourdes, no, to wiedzą i niewiercy, lecz tylko dlatego, że pisał o niem żyd Zola; w konsekwencji — tyle i tak, jak żyd Zola.
A iluż to jest katolików, którzy ze zdumieniem się dowiadują, albo by się dowiedzieli, o istnieniu przebogatej literatury religijnej katolickiej!
Z waszej winy i na wasze nieszczęście, Miasto Boże jest dla was, śleponiewierców, leżącym w gruzach i zasypanym Babilonem. Rzekomo samiście je zburzyli, by dziwować się jego nędzy, wy, pyszna fałszywemi blaskami, skazana na zagładę przez najazd barbarzyńców ze Wschodu, przez was samych wywoływany, — Civitas Mundi, odwieczny Ciemnogród szatana!
W starożytnem echu życia i śmierci Chrystusa nie to jest dziwne, że było ono tak słabe, lecz raczej to, że jednak się odezwało. Toteż apolegeci powołują się na nie, jako na świecki dokument historyczności Chrystusa. Owi świadkowie byli zbyt ślepi na światową i wiekotrwałą doniosłość Jego żywota i śmierci, by mogli chcieć uciekać się do przedziwnej teorji dziwów dla znicowania istotnego Dziwu dokonanego przezeń Dzieła, które dopiero Dziwem swego rozwoju miało się rzucić w oczy świata. Toteż św. Jan Ewangelista stwierdził: „Na świecie był, a świat jest przezeń uczynion, a świat Go nie poznał“.
Zato nowopoganizm ma interes w stwarzaniu sztucznych a marnych dziwów przeciw Dziwowi. Nic one jednak przeciw niemu nie poradzą. I jeżeli Civitas Mundi znowu sprowadzi na siebie barbarzyńców i pod ciosami ich legnie, — Civitas Dei, znowu obarczona odpowiedzialnością za najazd, znowu ich podbije i znowu świat odrodzi.
Ale, ale! A świadectwo talmudu o historyczności Chrystusa? Jest ono, coprawda, arcybluźniercze, lecz ten jego charakter moralny — tylko podkreśla rzeczywistość tego boskiego Przedmiotu nienawiści żydowskiej. Nie nienawidzi się — i to tak trwale i żywiołowo — fikcji. Że też wolna myśl przeoczą świadectwo z tak bliskiego sobie i tak pewnego źródła! Dziw!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Charszewski.