Przygody księcia Ottona/Księga druga/Rozdział IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Robert Louis Stevenson
Tytuł Przygody księcia Ottona
Wydawca Wydawnictwo Tygodnika Illustrowanego
Data wyd. 1897
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Cecylia Niewiadomska
Tytuł orygin. Prince Otto
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ IV.
Książę czeka w przedpokoju.

Pokrzepiony na duchu pierwszą sprawą dzienną, książę, przejęty teraz trudniejszem zadaniem, skierował się spokojnie w stronę apartamentów swej małżonki. Portyera podniosła się przed nim gościnnie, odźwierny wymienił głośno jego imię, i Otto wszedł do pokoju z pewną żartobliwą przesadą w powadze, właściwej jego godności. Oczekiwało tutaj kilkanaście osób, dam dworskich po większej części, towarzystwo, w którem książę czuł się miłym i pożądanym. Dyżurująca panna honorowa wyszła zaraz skrytemi drzwiami, uwiadomić księżnę panią o wizycie dostojnego małżonka, a tymczasem Otton krążył po pokoju, przyjmując wdzięczne hołdy i uprzejme powitania, rozdzielając słodkie słówka i uśmiechy. Gdyby na tem jedynie polegały jego obowiązki księcia, wywiązałby się z nich znakomicie i byłby bez wątpienia jednym z najgoręcej uwielbianych monarchów.
Damy dworu bez wyjątku były zadowolone; każdej z nich dostało się właściwe spojrzenie, odpowiednie miłe słówko, każda czuła się wyróżnioną i ocenioną słusznie.
— Pani, — zwrócił się do jasnej blondynki o zamglonem spojrzeniu — racz mi objaśnić, jakim dziwem codzień znajduję cię piękniejszą i godniejszą uwielbienia?
— A ja Waszą Książęcą Mość coraz bardziej opalonym! — zaśmiała się wesoła dama. — Lecz skoro zaczęliśmy rozmowę na stopie przyjacielskiej równości, stanę się zuchwałą i powiem więcej: oboje mamy płeć zachwycającą, ale ja pielęgnuję swoją delikatną skórkę, a Wasza Książęca Mość swoją garbuje na słońcu, deszczu i wietrze. A zatem niezaprzeczona wyższość przyznaną być musi...
— Wyglądam jak murzyn, — zaśmiał się książę — ale zdaniem mojem, jest to cera najwłaściwsza dla niewolnika piękności, za jakiego się poczytuję — dodał z głębokim ukłonem.
— Witam panią Grafińską; kiedyż wystawimy naszą nową komedyjkę? Właśnie się dowiedziałem, że jestem cichym aktorem.
— O nieba! — zawołała dama dworu z przerażeniem — kto się poważył? Co za niedźwiedź nieokrzesany!
— Człowiek niepospolity, mogę zapewnić panią.
— O, nigdy, nigdy temu nie uwierzę! — zaprzeczyła cienkim głosikiem wyzwana. — Wasza Książęca Mość gra, jak anioł.
— Pani musi mieć słuszność. Czyż może się mylić osoba tak zachwycająca i dowcipna? Lecz ten jegomość wolałby zapewne, żebym grał, jak zwykły aktor.
Przyjemny szmer podziwu, zachęty, uznania, był odpowiedzią na to zręczne słówko; książę zarumienił się z zadowolenia, jak paw pyszny i dumny, przechadzał się w tej atmosferze kobiecych pochlebstw, słodkich komplimentów, wesołego szczebiotania, ciepłych spojrzeń i uśmiechów, które przenikały go do szpiku kości miłem uczuciem zadowolenia i swobody.
— Cóż za artystyczne, śliczne uczesanie, pani Eisenthal! — zauważył, ze swym szczerym uśmiechem.
— Każdy na nie zwraca uwagę — odezwał się ktoś z otoczenia.
— Podoba się księciu mojemu i panu? — spytała najsłodszym głosem właścicielka pięknej koafiury z głębokim ukłonem i wymownym rzutem oka.
— To coś nowego? Moda wiedeńska? — dopytywał zainteresowany monarcha.
— Każdy pragnie czemś nowem powitać miły powrót Waszej Książęcej Mości. Obudziłam się dzisiaj młodą: było to przeczucie. Dlaczegóż, Mości Książę, opuszczasz nas tak często?
— Dla przyjemności powrotu jedynie — wesoło odparł Otton. — Jestem jak ten pies, który zakopuje drogą kość w ziemię, aby powróciwszy, pożerać ją stęsknionym wzrokiem.
— Fe! fe! fi donc! kość! Co za brzydkie porównanie! — wołały oburzone damy.
— Dla psa jest to rzecz najdroższa — bronił się książę. — Ale spostrzegam właśnie panią Rosen... nie witałem jej jeszcze.
I żegnając ukłonem i spojrzeniem grupę, z którą rozmawiał, Otton lekkim krokiem skierował się ku oknu, gdzie w pewnem odosobnieniu siedziała milcząca hrabina.
Hrabina Rosen dotychczas zdawała się przygnębioną jakąś cichą zadumą, lecz za zbliżeniem się księcia, ożywiła się nagle. Była to kobieta wysoka i wysmukła, niby nimfa, o ruchach bardzo lekkich, pełnych wdzięku. Twarz jej, piękna w spokoju, pod wpływem ożywienia zmieniała się, rozjaśniała, przeistaczała cudownie w grę barw, blasków, uśmiechów i drgnień porywających. Głos stanowił też jeden z jej nieporównanych powabów: śpiewała zachwycająco i nawet w zwykłej mowie władała bogactwem tonów i rozmaitością; w nutach nizkich brzmienia jej były głębokie i dziwnie sympatyczne, w wysokich — lekko drżące, melodyjne, dźwięczne: — cała muzyka. Był to brylant czystej wody, rznięty ręką mistrza, w tysiące ścian, promieniejących tysiącami ogni; kobieta, maskująca własną swoją piękność, a przynajmniej najpotężniejsze powaby, aby w chwili pieszczoty błysnąć nimi nagle, jak bronią niezwyciężoną. Chwilami można było widzieć w niej jedynie osobę wysoką i zgrabną, o twarzy oliwkowej i śmiałym temperamencie; nagle — jak kwiat, który otwiera swój kielich do słońca, ożywiała się blaskiem życia, barw, wesołości, tkliwości, całej gamy uczuć, objawiających się coraz to nowym urokiem. Pani Rosen miała zawsze jakąś broń ukrytą, by pokonać ostatecznie niepewnego wielbiciela. Księcia powitała strzałą tkliwego zadowolenia.
— Nakoniec! — zawołała swoim melodyjnym głosem. — Raczyłeś wspomnieć o mnie, o książę okrutny!.. Motyl z ciebie, Mości Książę. Czy pozwolisz mi w dowód łaski ucałować swą rękę?
— O pani, to rzecz moja prosić o łaskę podobną!
Pochylił się z ukłonem i dotknął ustami palców pięknej hrabiny.
— Odmawiasz mi wszystkiego, Mości Książę — rzekła z uśmiechem i cichem westchnieniem.
— Cóż nowego, hrabino? Przychodzę do ciebie, jak zwykle, na gazetkę.
— Cisza morska, Mości Książę — martwa cisza. Świat usnął i marzy we śnie już wiek cały. Nie przypominam sobie najlżejszego objawu przebudzenia. Okropny stan. Po raz ostatni w życiu doznałam rozkoszy wzruszenia, gdy pozwolono mojej opiekunce wymierzyć mi sumiennie zasłużonego klapsa! Ale nie, nie, nieprawda, popełniłam niesprawiedliwość względem siebie i twego zaczarowanego pałacu. Tak, to było po raz ostatni. Już naprawdę raz ostatni!
I za wachlarzem, lekko pochylona, pośród tysiąca spojrzeń, uśmiechów i zwrotów zręcznej rozmowy, rozwijać zaczęła barwne opowiadanie ostatniej przygody, która jej urozmaiciła senną monotonię życia.
Otaczające ją damy dyskretnie usunęły się na bok, gdyż widocznem było, że piękna hrabina jest w łasce. Widziała to zapewne i podniecona znowu, kryła się za wachlarzem, głos zniżyła do szeptu, i chwilami obie pochylone głowy dotykały się prawie w tem zbliżeniu.
— Jesteś pani... wiesz o tem? — mówił, śmiejąc się książę — jesteś najzręczniejszą kobietą pod słońcem! najbardziej zajmującą.
— Ach, nakoniec spostrzegłeś to, okrutny książę!
— O, tak, pani, nabywam z wiekiem doświadczenia i trochę przenikliwości.
— Z wiekiem? — powtórzyła. — Możesz pan mówić o tym zdrajcy? Ja nie wierzę w bieg czasu. Cały kalendarz jest złudzeniem, kłamstwem.
— Musisz pani mieć słuszność — odparł poważnie książę. — Od lat sześciu, gdy zostaliśmy przyjaciółmi, widzę cię codzień młodszą i piękniejszą.
— Pochlebca! — zawołała, a potem, zmieniając ton nagle: — Nie, pocóż mam tak mówić, jeśli na honor, sama myślę zupełnie tak samo. Przed tygodniem miałam konsylium z moim Ojcem Przewodnikiem, ze zwierciadłem, Mości Książę. Zwierciadło mi odpowiedziało: „Nie jeszcze.” Podobne konferencye odbywam co miesiąc. O, wierz mi, książę, to chwila bardzo uroczysta. Czy wiesz, co zrobię, kiedy zwierciadło odpowie: „Już pora?”
— Nie umiałbym odgadnąć.
— Ani ja tembardziej — zaśmiała się hrabina. — Ale wybór mam rozległy: samobójstwo, gra, klasztor, pamiętniki, polityka nakoniec. Obawiam się, że poprzestanę na ostatniej.
— Smutne powołanie — zauważył Otton.
— Niekoniecznie — odparła. — Czuję do niego pociąg. Polityka jest cioteczną siostrą plotki, którą w każdym razie musimy uznać za zabawną, a często bardzo zajmującą. Nie przecz, książę. Jeśli ci opowiem np., że księżna pani codzień wyjeżdża z baronem na przegląd artyleryi, będzie to z mojej strony, stosownie do sposobu wypowiedzenia tej nowiny, polityką lub plotką. Jestem jak alchemik, który stwarza nowe pierwiastki za pomocą środków tajemniczych... Od chwili wyjazdu twego, Mości Książę, widywano ich wszędzie razem... — ciągnęła dalej z błyszczącem spojrzeniem, pod którem twarz Ottona pokryła się ciemnym rumieńcem. — To będzie mała plotka, cokolwiek złośliwa... Ale jeżeli dodam, że witano ich wszędzie okrzykiem, moja ploteczka stanie się wiadomością polityczną.
— Mówmy o czem innem — rzekł Otton spokojnie.
— Właśnie chciałam to samo proponować, a raczej chcę się zwrócić do polityki. Wojna jest popularną, nie prawdaż? Musi być dość popularną, skoro ludność wydaje okrzyk na cześć księżny Serafiny.
— Wszystko to jest możliwem, wszystko to być może, droga pani — powtórzył książę. — Być może, iż rzeczywiście robimy przygotowania do wojny, ale słowu honoru daję, że nie wiem, z kim mamy wojować.
— I pan pozwalasz na to? Znosisz to, Mości Książę? — zawołała z zalotnem oburzeniem. — Przyznaję, że nie miałam nigdy pretensyi do moralnych zasad: jagnię wstręt we mnie budzi, a wilk — podziw romantyczny. O, skończ raz, Mości Książę, z tą rolą jagnięcia! Pozwól nam się przekonać, że mamy monarchę. Dość, dość już tej kądzieli!
— Sądziłem, pani, — zauważył Otton — iż należysz do przeciwnego obozu.
— Będę należała do twego, mój książę, ale niech zacznie istnieć — odparła wesoło. — Czyż rzeczywiście nie masz najmniejszej ambicyi? Był niegdyś w Anglii człowiek, którego nazwano: „Twórcą królów...” Czy wiesz, Mości Książę, zdaje mi się, że i ja także umiałabym stworzyć, czy zrobić choć księcia?
— Może wkrótce poproszę panią o dobrą radę, jak zrobić z siebie zwykłego wieśniaka — zauważył książę znacząco.
— Czy to zagadka?
— Tak, pani, i nawet bardzo dobra.
— Odpowiem ci podobną: Gdzie jest w tej chwili Gondremark?
— Pierwszy minister? Prawdopodobnie w ministeryum.
— Niewątpliwie, Mości Książę — uśmiechnęła się hrabina, końcem wachlarza wskazując apartament księżny. — My, Mości Książę, oboje znajdujemy się w przedpokoju. Sądzisz, — dodała — że jestem złośliwą? Wypróbuj mię. Daj mi jakie bardzo trudne polecenie. Zapytaj o coś. Niema trudności, którejbym nie zdołała pokonać dla ciebie; niema tajemnicy, którejbym tobie nie odkryła.
Książę ucałował piękną, małą rączkę.
— Wierz mi pani, iż zanadto cenię w tobie przyjaciela, abym miał to uczucie wystawiać na próby. Stokrotnie wolę o niczem nie wiedzieć. Łączmy się i bratajmy, jak żołnierze przeciwnych obozów na neutralnym gruncie, lecz każdy z nas niech zostanie wiernym swej chorągwi.
— Gdyby wszyscy mężczyźni byli tak wspaniałomyślni, — gorąco zawołała hrabina — warto byłoby jeszcze być kobietą!
Sądząc jednakże z wyrazu jej twarzy, wspaniałomyślność księcia raczej ją zawiodła. Zdawało się, iż szuka w myśli punktu wyjścia, i skoro go znalazła, ożywiła się znowu.
— Czy mi wolno pożegnać mojego monarchę? — zapytała z uczuciem. — Jest to bunt z mojej strony karygodny, lecz cóż pocznę? Mój niedźwiedź jest zazdrosny...
— Zmiłuj się, hrabino! Ahasverus podał ci berło, więcej nawet: pod każdym względem chce ci być posłusznym. Doprawdy, powinienem się był psem urodzić, aby módz śpieszyć na każde skinienie.
Książę pożegnał ją z wytworną grzecznością i poszedł motylkować koło pani Grafińskiej i Eisenthal. Lecz hrabina była rada ze swej strzały, która musiała utkwić w sercu pięknego księcia. Gondremark zazdrosny! Miła zemsta. A pani Rosen, powód tej zazdrości, powinna przedstawić mu się całkiem w nowem świetle.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Robert Louis Stevenson i tłumacza: Cecylia Niewiadomska.