Tu mię dościgła aż z Trzeciego Nieba.[1] Z szronów już wtedy oczyściła wzgórza Miłosnem tchnieniem Odnowienia pora, Do życia budząc smugi łąk i gaje!
Widzianoż kiedy rozkoszniejsze gaje, Lub wiatr czy wzruszał żywsze zieloności? Nie wiem — lecz pomnę: gdy ta przyszła pora, To w trwodze mając zbyt gorącą światłość, Za nicbym nie był zbiegł w cieniste wzgórza — Lecz pod wznioślejszy krzew, co sięga Nieba.
Tak jest — Laur strzegł mię od pocisków Nieba! Ztąd nieraz próżno w głuche wkraczam gaje. Lub kroki błędne zwracam w cień na wzgórza — Nigdzie tak błogiej nie znam zieloności, Jak ta uczczona przez najwyższą światłość, Dla której zmienna nie istnieje pora.
Jednak, niekiedy, czując że jest pora, Nasłuchiwałem głosów do mnie z Nieba. I mając z sobą złagodzoną światłość, Pobożniem tęschnił ujrzeć znów te gaje, Bądź gdy z drzew uschłe lecą zieloności, Bądź kiedy słońce w maj przystraja wzgórza.
Lasy, opoki, błonia, zdroje, wzgórza. Wszystko w swej mocy zmienna trzyma pora — Ztąd mi przebaczcie żywe zieloności! Jeśli ze zmianą gwiazd nademną z nieba. Mierzcliną mi w duszy liści waszych gaje — Jak tylko błysła mi Przedwieczna Światłość!
Ta zrazu tak mię przeraziła Światłość, Żem więc pośpiesznie strome przebył wzgórza. By istność moją w lube schronić gaje — Lecz gdy znam: jak jest krótką życia pora — Inny przedemną dnieje szlak,— do Nieba, W owoce zdobny, nie zaś w zieloności
Więc z zieloności owej, w inną światłość, Szlakiem do Nieba, przez wyniosłe wzgórza, Gdy na mnie pora, zdążam w Wieczne Gaje! —
↑To jest z Okresu Wenery. Patrz w tym względzie objaśnienie przy Sonecie 24-tym.