Gabinet starożytności/Od tłumacza

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Od tłumacza
Pochodzenie Gabinet starożytności
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1935
Druk Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OD TŁUMACZA.

Mimo iż Balzac nibyto zaciera ślady miejsca, gdzie się rozgrywa akcja tej powieści, znamy je bardzo dokładnie; jest niem to samo Alençon, w którem spełniła się tragikomedja Starej Panny. I część osób została ta sama, przesunęła się jedynie perspektywa. Du Croisier, któremu Balzac niewiadomo czemu zmienił nazwisko, to du Bousquier: żona jego, pobożna, przejęta kultem szlachectwa, to owa panna Cormon, którą zaślubił w tak uciesznych okolicznościach. „Kawaler“, to ów kawaler de Valois, którego znaliśmy tam podstarzałym młodzieńcem pełnym zalotności. Ale tu głównym punktem obrazu staje się ów dom d’Esgrignonów, tam widniejący jedynie zdaleka we mgle: a to przedstawienie tej samej rzeczy z kilku perspektyw, z kilku punktów widzenia, to proceder właściwy „Komedji Ludzkiej“, który sprawia, iż świat Balzaka widzimy niezwykle plastycznie. To system którym stereoskop osiąga swoje bryłowate obrazy.
Antagonizm pomiędzy nową a starą Francją przebijał z każdej niemal karty tamtej powieści: tu staje się on główną sprężyną akcji. Gabinet Starożytności, to szeroko namalowany obraz owych francuskich „Okopów św. Trójcy“, fortecy dawnych pojęć. To są owi „czyści“, przy których rojalizmie sam król wydaje się czerwonym jakobinem. Kontrast między tym światem mamutów feudalizmu a budzącemi się nowemi silami, nową Francją, jest bardzo wymowny u ale jeszcze znamienniejszy może, jeszcze przenikliwiej zaobserwowany jest kontrast między szlachtą prowincjonalną a arystokracją paryską, urobioną już pod naciskiem nowych warunków.
Wprowadzając w świat Starą Pannę, zwracałem uwagę na bezstronność artysty i myśliciela, która sprawia, że mimo wszelkie jego osobiste sympatje, nigdy tendencja nie wypaczy samego dzieła. Przeciwnie! nacisk prawdy jest tak silny, że nieraz morał wydziera się jakby samorzutnie z pod pióra pisarza. Z jakąż sympatją odnosi się on tutaj do świata „mamutów“, ile pobłażania znajduje dla większych i mniejszych grzeszków młodych i świetnych paniczów; z drugiej strony, jak szpetnemi rysami kreśli płaską postać du Croisiera. A jednak, gdybyśmy szukali „morału“ w tem arcydziele obserwacji niemal przyrodniczej, czyż nie byłby nim ów nawpól obłudny zresztą wybuch du Croisiera:

...Tu idzie o Francję! chodzi o kraj, chodzi o lud, chodzi o to aby nauczyć waszych panków, że istnieje sprawiedliwość... Nie tratuje się dziesięciu pól zboża dla jednego zająca. nie wolno jest gardzić ludźmi tyleż wartemi co oni... Takie fakty rosną, tworzą lawiny, a te lawiny spadają, miażdżą, grzebią... Niech lud ujrzy, że szlachta, tak samo
jak Bartek i Maciek, idą na galery. Powie sobie, że biedacy umiejący się szanować, więcej są warci od magnatów, którzy się hańbią...

W odosobnionym wybryku Wikturnjana Balzac dostrzegł jeden z tych tysiącznych faktów, które, bardziej niż wszystko inne, doprowadziły niebawem do rewolucji Lipcowej, a to przez szaloną prężność nienawiści jakie zrodziły. Dla rewolucji tej Balzac nie ma sympatji, nie ma złudzeń co do wielu jej aktorów i ich pobudek, ale rozumie ją tak, jak ten czarownik rozumie wszystko!
Zdumiewającą jest wręcz szerokość skali jaką Balzac obejmuje, a zarazem bogactwo treści, jaką — mimo swoich rozwlekłości, i to jest najdziwniejsze! — umie zmieścić w jednem niedługiem opowiadaniu. Niedość że mamy tu mistrzowski obraz dwóch Francji, głęboki kurs historji i historjozofji, i galerję postaci takich jak stary margrabia, i panna Armanda i wspaniały Chesnel! Balzac, jak czyni zazwyczaj, prowadzi rzecz równocześnie na dwóch planach, w Paryżu i na prowincji: i w ten sposób pozwala nam dopiero dobrze rozumieć i Paryż i prowincję. A zarazem znajduje sposobność, aby rzucić na płótno jeden z najbardziej uroczych i niepokojących portretów kobiecych, ową księżnę de Maufrigneuse, której inne fazy życia znamy z innych jego utworów. Bo znowuż Balzac, jak zmienia swoje perspektywy w przestrzeni, tak zmienia je w czasie: i dzięki temu, dzieło jego jest jednym z najbardziej filozoficznych, najbardziej do zadumy pobudzających tworów. Osobliwy jest stosunek jego samego do tych stworzonych przez siebie postaci kobiecych: podziw mięsza się z ironją, możnaby rzec że kocha je namiętnie ale bez złudzeń — a to jest podobno najmocniejsza, najniebezpieczniejsza miłość! — widzi w nich wraz wszystkie elementy destrukcyjne i wszystkie elementy twórcze: i w rezultacie, oczarowany ich wdziękiem, rozgrzesza je — czujemy to! — w duchu ze wszystkiego.

„Wielkie damy“ Balzaka bywały przedmiotem dość zabawnych kontrowersji krytycznych. Dwaj poważni profesorowie francuskiego fakultetu wymienili niegdyś w tej mierze ostre przycinki. Jedni krytycy podziwiali w nich genjusz uchwycenia typu, drudzy zarzucali, że te wielkie damy Balzaka działają i mówią jak przebrane gryzetki. I tej księżnej de Maufrigneuse nie oszczędzono, i w zachowaniu się jej w domu d’Esgrignonów, gdzie, jak zaznaczono z naciskiem, bawi pierwszy ras, znaleziono mnóstwo nietaktów! Ale to są — dla mnie przynajmniej — rysy czysto zewnętrzne. Jak zawsze u Balzaka, nawet z zewnętrznych fałszów wyłania się głęboka wewnętrzna prawda. Nawet świadectwo pani Hańskiej mnie nie przekonywa, gdyż podejrzewam, że jej ideał „wielkiej damy“ jest, mimo wszystko, ideałem wymarzonym na głębokiej prowincji. W świeżo ogłoszonych ciekawych listach pani Hańskiej do brata, hr. Adama Rzewuskiego (Revue Hebdomadaire, Nr. 51, 1924) znajdujemy mianowicie taki ustęp (przekładamy go z francuskiego):
...jego nieprawdopodobna zdolność czytania w duszach i sercach... przynajmniej w pewnych duszach i sercach, bo muszę przyznać, że nic nie rozumie uczuć i panowania nad sobą wielkiej damy. Dlatego jego bohaterki, kiedy należą do szczytów społecznych, mają często tak fałszywe akcenty... Przedstawiłam mu moje zarzuty, odpowiedział że nie znam Saint-Germain, ale zdaje mi się że on się myli i błądzi. Niema wielkich dam francuskich, ani rosyjskich, polskich ani hiszpańskich, są wielkie damy w ogólności i podobne są wszystkie do siebie, gdyż fakt że są wielkiemi damami daje im charakter międzynarodowy, tak samo jak dobre wychowanie jest rzeczą międzynarodową. W naszym świecie, bez względu na naszą narodowość, jesteśmy wszyscy niby karty z jednej talji i to jest jedna z pięknych stron arystokracji, że znajdzie swoje środowisko w każdym kraju i w każdym klimacie. Wielka dama będzie zawsze myślała jak wielka dama, w Madrycie jak w Paryżu, w Petersburgu jak w Warszawie...

Niestety, z innych ustępów w tychże listach pani Hańskiej, kiedy się skarży przed bratem na dokuczliwości jakie w podróży poślubnej z Balzakiem spotykają ją ze strony jej rodziny, widzimy, że są jednak różnice... W zetknięciu z Balzakiem, polskie wielkie damy widziały w nim człowieka, który nie umie dobrze trzymać noża i widelca: francuskie wielkie damy widziały w nim coś więcej. Otóż niektórzy krytycy Balzaka, mimo iż Francuzi, mają w swojej dystynkcji coś z polskiej wielkiej damy...
Pozatem, w skrupulatności mojej notowania „wad“ Balzaka, niewiele mam przy tym utworze do roboty. Ma on zasłużoną sławę jako jeden z najdoskonalszych. Możnaby, co najwyżej, zanotować tę właściwość, która wielu niecierpliwych czytelników odstrasza od tego pisarza: mianowicie owo bez miary drobiazgowe malowanie tła, na którem dany osobnik się porusza. Możnaby mieć wątpliwość, czy do procesu młodego d’Esgrignon konieczne jest nam znać do najdrobniejszych szczegółów rozkład mieszkania wszystkich jego sędziów? Ale zauważmy, że ten sposób traktowania był wówczas odkryciem, że był niezmiernie płodną reakcją przeciw neutralnym kulisom, w jakich rozgrywała się powieść przed-balzakowska: a wówczas łatwiej przebaczymy genjalnemu pisarzowi, że trochę czasem nadużył tego systemu. Zważamy przytem, że czytelnicy, dla których on pisał, nie targowali się tak o każdą minutę czasu jak my!

Boy.
Warszawa, w styczniu 1925.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.