Antonina/Tom I/XIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (syn)
Tytuł Antonina
Data wyd. 1871
Druk F. Krokoszyńska
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Stanisław Bełza
Tytuł orygin. Antonina
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


{{JustowanieStart2}

XIII.

Było jeszcze bardzo rano, kiedy Nichetta przybyła do panny Devaux; ale mieliśmy Niedzielę, czas był letni i piękny, mogła przeto bardzo łatwo Antonina z ojcem wyjechać gdzie za miasto; tak myślała też Nichetta, albowiem trzymała się ona jeszcze téj staréj zasady, iż w Niedzielę każdy kto tylko może powinien wyjechać na spacer, a zresztą nie lubiła ona odkładać do jutra tego, co można załatwić dziś.
Włożyła więc na główkę mały słomiany kapelusik, przykryła się niewielką chustką a ulokowawszy w swojem pudełku wszystkie najświeższe ubiory kobiece, skierowała się w stronę ulicy Lille, gdzie i spotkała Edmunda.
Kiedy weszła, panna Devaux znajdowała się w gabinecie ojca, którego przychodziła co rano uściskać nieodrywając wszakże od pracy.
— Antonino, zawołała pani Aniela, jakaś panienka chce się z tobą widzieć.
— Jak się nazywa? spytała Antonina.
— Powiedziała mi, iż nie jest ci znaną; trzyma jakieś pudełko w ręku.
— Ab! to powno jaka modniareczka! No dobrze! chodźmy porobić sprawunki na lato.
Pan Devaux uściskał swoją córkę i wziął się na nowo do pisania książki nad którą od dwóch lat pracował a która miała objaśnić medycynę w kwestyi rzeczywistych klęsk ludzkiego rodzaju.
Antonina pobiegła do swego pokoju.
— Gdzież jest ta panna, która się ze mną chce widzieć?
— Czeka w przedpokoju, — odpowiedziała pani Aniela.
— Proś ją.
Nichetta weszła.
Panna Devaux spostrzegłszy ją, nic mogła się powstrzymać od podziwiania ślicznéj główki modniarki, — podziwienie, które niezręcznie ukryte nie uszło uwagi naszéj przyjaciółki.
— Czy panna Devaux?... spytała Nichetta.
— Ona sama, — odpowiedziała Antonina.
Pani Anielą, któréj byłą posłannictwem nieopuszczać Antoniny ani na chwilę, przysłuchiwała się stojąc, ulokowawszy swoje ręce na brzuchu; albowiem pani Aniela była otyła i jak wszystkie otyłe kobiety, trzymała brzuch wysunięty na przód, co jéj pozwalało kłaść na nim swoje ręce.
Nichetta pragnęła gorąco oddalić tego świadka, którego obecności nie spodziewała się; pojmowała bowiem dobrze, iż przy niéj, panna Devaux nie ośmieli się wypowiedzieć swojéj myśli.
— Przychodzę, zaczęła Nichetta, aby pokazać pani modele czepeczków, przepasek na głowę i haftów.
— Zobaczmy to wszystko, zobaczmy, rzekła Antonina siadając i zwracając swój wzrok na pudełko które Nichetta postawiła na krześle i otwierała w téj chwili.
— To wszystko, co jest najświeższego, — zaczęła Nichetta.
— Czy panna przychodzisz z magazynu przy ulicy Bac, od Peril-Saint-Thomas?
— O nie, odpowiedziała Nichetta, pojąwszy zaraz, iż nastręczała się sposobność oddalenia ochmistrzyni, notabene, jeżeli tylko panna Devaux miała chęć dowiedzenia się czegoś o Edmundzie; nie, — ja nie przychodzę z żadnego magazynu, pracuję u siebie w domu; jestem tu przysłana przez osobę, która panią zna, a która robi u mnie zamówienia, — przez panią Pereux.
— Ah! panna zna panią Pereux? zapytała Antonina z zadziwieniem, niemal z radością.
— O, bardzo dobrze! najwięcéj dla niéj pracuję.
5 I to ona dała pannie mój adres?
— Ona sama.
— To szczególne.
— A to dla czego?
— Moja Anielo, rzekła Antonina zwracając się do swojej guwernantki, — w miejsce odpowiadać wprost Nichecie, bądź tak dobrą i wyświadcz mi małą przysługę, którój od kogo innego domagać się nie mogę.
— Jaką przysługę?
— Idź do mojéj szwaczki i powiedz jéj, że zamiast niebieskiéj sukni, którą jéj zrobić poleciłam pragnęłabym mieć różową suknię, — jeżeli jeszcze nie zapóźno.
— Idę, idę, rzekła Aniela, daleka od domyślania się, dla czego tak ni ztąd ni zowąd Antonina nagle przełożyła suknię różową nad niebieską.
— To trochę daleko, zaczęła Antonina, — ale nie usiądziemy do stołu bez ciebie.
Te ostatnie słowa zdawały się pochlebiać pani Anieli, która też natychmiast włożyła kapelusz, chustkę i wyszła.
— Mogłabym wprawdzie posłać służącego, rzekła po cichu Antonina ale lękam się, aby nie popełnił jakiéj niezręczności.
— Masz słuszność.
— Anielo, — lubisz ty czepeczki?
— Dla czego?
— Czy lubisz je?
— O, i bardzo.
— To wszystko, co chciałam wiedzieć.
„Zapewne chce mi kupić jaki czepek, pomyślała sobie nasza ochmistrzyni schodząc na dół; byle tylko wybrała mi z ponsowemi wstążkami!”
„Nazwisko sprawiło należyty efekt, rzekła Nichetta; wszystko idzie dobrze. Ale ona jest zachwycająca, ta mała.”
Podczas tego wszystkiego, Nichetta otwierała pudełko.
— Siadaj panna, rzekła jej Antonina, będzie ci wygodniéj.
I w téjże chwili panna Devaux, zbliżyła swoje krzesło do krzesła Nichetty i postawiła pudełko na swoich kolanach.
— Ponieważ pani lubi kolor różowy, rzekła Nichetta, oto są czepeczki nowe, różowe które się jéj zapewne spodobają.
— A więc to panna sprzedaje pani Pereux? — zaczęła Antonina.
„Otóż i jesteśmy, ” pomyślała Nichetta.
— Tak proszę pani, — ja — odpowiedziała.
— Ile może mieć lat pani Pereux?
— Ona jest bardzo młoda: niema więcéj jak trzydzieści dziewięć; to bardzo mało, zwłaszcza gdy się pomyśli, dodała najnaturalniejszym głosem w świecie że ma ona syna mającego dwadzieścia trzy lat wieku.
— Ah! ma syna, zawołała Antonina, udając że ją zajmuje bardzo czepeczek, który Nichetta jej pokazywała.
— Ma syna, odpowiedziała modniarka, nie inaczéj, — młodego chłopca ślicznego, słodkiego w obejściu, pełnego rozsądku i serca i kochającego swoją matkę...
— Panna go znasz? zapytała Antonina z drżeniem w głosie.
— O i dobrze; widuję go często u pani Pereux.
— Ten mały czepeczek bardzo mi się podoba, rzekła Antonina udając że pragnie zmienić rozmowę.
— Może zechce go pani przymierzyć? spytała Nichetta powstając z miejsca i przybliżając się do Antoniny.
— A i owszem.
— Ślicznie w nim pani wygląda, — rzekła Nichetta zobaczywszy w lustrze efekt jaki sprawiał czepeczek na głowie panny Devaux.
— Ile kosztuje?
— O, bardzo niewiele. Pomówimy o cenie nieco późniéj, jak się pani stanowczo zdecyduje.
Antonina zdjęła czepeczek, położyła go na stronie i siadając rzekła:
— Masz mi panna jeszcze co do pokazania?
Przetrząśnięto znów pudełko.
Nichetta strzegła się bardzo rozpocząć pierwsza rozmowę o Edmundzie. Zresztą, była tego pewną, iż Antonina sama się o to postara. Niedługo też na to czekała.
— Zdaje mi się, iż ojciec mój zna tego pana Edmunda Pereux, zaczęła Antonina.
— Edmunda! wistocie on nosi takie imię. Czy ja je pani powiedziałam? spytała Nichetta.
— Nie; ale ja znalazłam jego bilet wizytowy w gabinecie mego ojca, przypominam to sobie, odpowiedziała Antonina rumieniąc się.
— Wistocie, on był po poradę u pani ojca. Był nieco chory, a ponieważ jego matka łatwo się zastrasza, przeto chciał ją zaspokoić.
— Czy ją zaspokoił?
— Zupełnie, — odpowiedziała Nichettą, która mówiła tak sobie, aby coś mówić, udając że nie wie o prawdziwéj przyczynie wizyty Edmunda.
„Biedna kobieta! pomyślała Antonina, niczego się nie obawia.”
Poczem rzekła głośno:
— Wczoraj był u ojca.
— A dziś nie? spytała Nichettą.
— Nie.
— Jesteś pani tego pewną?
— O, i bardzo pewną — odpowiedziała Antonina rumieniąc się znowu. Alboż miał dziś przyjść?
— Zdaje się, żem go spotkała przed chwilą na ulicy.
Antonina nic nie odpowiedziała, spuszczając oczy.
Jak widzicie, Nichettą popychała ją do ostatnich granic.
— Chciałabym kupić, zaczęła Antonina, jaki czepeczek dla téj pani, która tu była przed chwilą a teraz poszła do mojéj szwaczki.
— W rodzaju takim może jak ten? Nichettą pokazała nowy czepek.
— Tak; ten jest dobry.
— Zupełnie podobny mu, sprzedałam pani Pereux.
Antonina nic nie odpowiedziała. Obawiała się, czy za dużo nie mówiła już o Edmundzie, mimo iż nie przypuszczała, aby Nichetta miała tak wielki interes dowiedzenia się co ona myślała i co o nim mogła mówić.
Modniarka zrozumiała tę dyskrecję; mimo to jednak pragnęła ciągnąć za język niewinne dziecko.
— Tak jest ciągnęła daléj, sam pan Edmund wybrał jéj ten czepeczek. Bo on też ma taki dobry gust... Wyobrazi sobie pani, iż zajmuje się swoją matką jak brat rodzoną siostrą, jak mąż żoną. Zasługuje na to aby był szczęśliwy, a z temw szystkiem...
— A z temw szystkiem?... powtórzyła Antonina.
z temw szystkiem, nie wiem co mu jest od dwóch czy trzech dni; zdaje się być smutnym a przynajmniej zakłopotanym. Widać że jest czemś mocno zajęty. Mówiła mi o tem jego matka, która mnie bardzo kocha. Znała mnie jeszcze młodziutką, nie tai się więc przedemną ze swemi myślami.
— A wie też ona, co powoduje zakłopotanie jéj syna? spytała Antonina, biorąc do ręki koronki i zdając się więcéj niemi zajmować jak prowadzoną rozmową.
— O wie, i dobrze proszę pani. Jéj syn nie przed nią nie ukrywa.
— I cóż mu jest?
— Pan Edmund chciałby się żenić.
— I dla czego się nie żeni? Mamy potrzebę powiedzieć, iż od samego początku téj rozmowy, serce Antoniny uderzało silniéj? nie mogła ona jednak od niéj się powstrzymać, choć wyrzucała sobie tak poufałą rozmowę z osobą, której nie znała, a która byle tylko chciała mogłaby była odgadnąć całą jéj tajemnicę.
Ale czyż mogła obawiać się Antonina, zdradzić uczucie z którego sama sobie jeszcze nie zdawała sprawy? Co się zaś tyczy tego, iż mogła się domyślać, że Nichetta była nasłana przez Edmunda, to była ona na to zbyt niewinną i można być pewnym że choćby jéj kto podobną myśl nasunął, wahałaby się jeszcze długo czy ma ją przyjąć za rzeczywistość czy nie.
— Nie żeni się, mówiła Nichetta ponieważ nie wie jeszcze, czy młoda panna którą kocha, kocha go wzajemnie.
— Nigdy z nią o tem nie mówił?
— Nigdy; widział ją tylko kilkakrotnie.
— I to tylko widząc ją na ulicy pokochał?
— Nie inaczéj; to dziwne, nieprawdaż proszę pani? ale zdaje się iż ta młoda panienka jest tak piękną, tak przyjemną, tak miłą i czystą, że dość ją raz widzieć, aby pokochać.
Nichetta zlękła się czy zadaleko nie zaszła.
— Proszę pani dorzuciła prędko, oto małe kołnierzyki, bardzo skromne ale stosowne dla młodych panienek.
— Wistocie, wistocie... wybąknęła Antonina ten kołnierzyk jest prześliczny; biorę go, biorę.
— Tak więc, te dwa czepeczki i ten kołnierzyk? spytała Nichetta, chcąc dać czas pannie Devaux do przyjścia do siebie ze zbytniego wzruszenia.
— Tak, odpowiedziała Antonina, niewiedząc sama co mówi.
Nichetta wstała.
Gdyby Antonina nie była się powstrzymała, niewątpliwie spytałaby Nichetty:
„No i dla czego nie mówisz mi już nie o Edmundzie?”
Nichetta, która nie spuszczała oka z młodéj dziewczyny, odgadła co się działo w jéj duszy; ale obawiając się zdradzić postanowiła czekać jeszcze, aż dopuki sama panna Devaux nie rozpocznie o Edmundzie.
— Czy już nie więcéj z tego co mam nie potrzeba pani? spytała zamykając pudełko.
— Nie; dziękuję, odrzekła Antonina.
Nichetta wzięła powoli rękawiczki, leżące na kominku, dając przez to czas Antoninie do znalezienia sposobu rozpoczęcia znowu rozmowy o Edmundzie.
Antonina na próżno szukała.
Nie miała ona najmniejszéj wątpliwości, iż nie w kim innym tylko w niéj był Edmund zakochany; było jéj przyjemnie gdy o tem mówiono, ale lękała się sama zaczynać. Im więcéj czasu upłynęło, tem więcéj trudności napotykała ona w zatrzymaniu Nichetty i rozmawianiu z nią o Edmundzie.
— A więc żegnam panią, rzekła Nichetta włożywszy rękawiczki; mam nadzieję, że powrócę tu jeszcze.
— Gdzie panna mieszka? spytała Antonina.
Nichetta dała jéj swój adres.
— Zaraz zapłacę, rzekła panna Devaux.
— Nietrzeba; zapłaci mi pani razem.
I chciała wyjść.
Widząc ją oddalającą się, Antonina wołała powiedzieć to, czego nie chciała powiedzieć, niż pozbawiać się sposobności rozmawiania o Edmundzie.
To téż w chwili, kiedy modniarka brała za klamkę, Antonina zatrzymała ją słowami:
— Proszę panny...
I cała zaczerwieniona spuściła oczy, niewiedząc sama od czego zacząć.
— Pani ma do mnie jaki interes?
— Tak, — proszę drzwi zamknąć.
Nichetta była posłuszną.
— To co teraz pannie powiem, może jéj się zdawać bardzo dziwnem; ale nie taję się z tem, iż ten pan Pereux obchodzi mnie wielce.
Modniarka osłupiała z zadziwienia.
— Zaraz się wytłomaczę, ciągnęła Antonina; on mnie obchodzi, ponieważ wiem o nim to, czego nikt prócz ojca i mnie nie wie.
— Co takiego?
— Pan Edmund jest więcéj chory, jak myśli. Ponieważ panna go znasz, przeto powiedz mu, aby miał nad sobą staranie... aby wyjechał; nie, niech nie wyjeżdża, ale niech się pielęgnuje, nich przychodzi często do mego ojca, który opiekować będzie się nim jak synem. Pojmujesz dobrze panna, iż nic dziwnego że zajmuję się tym młodym człowiekiem, od chwili w któréj doszło do mojéj wiadomości, iż jego zdrowie, jego życie jest zagrożone...
Nie spodziewająca się tego wyznania, a kochająca Edmunda jak brata, Nichetta zbladła.
— Czy rzeczywiście jest tak, jak pani mówi? spytała.
— Rzeczywiście.
— Pan Edmund jest chory?
— Bardzo niebezpiecznie.
— Więc Gustaw się nie mylił... mówiła pocichu Nichetta.
— Co panna mówisz? spytała Antonina.
— Mówię, odpowiedziała Nichetta ze wzruszeniem któreby darmo ukryć chciała, iż pani jesteś aniołem i nie dziwię się, że Edmund tak cię kocha.
— Co to znaczy?
— To znaczy, że zbytecznem byłoby teraz udawanie; że tą młodą dziewczyną, którą pan Pereux kocha jest, nie kto inny tylko ty pani; że ty pani kochasz go już także, może nie wiedząc sama o tem. Ale nie lękaj się pani. To co wiem pozostanie tajemnicą między mną a tobą; przysięgam ci, iż nikt się o tem nie dowie. Przyjdzie dzień, w którym wszystko pani wytłomaczę i zobaczysz że będziesz mi trochę wdzięczna za to com dla ciebie pani uczyniła. Myśl tylko teraz o tem, iż Edmund jest chory, że najlżejsze zmartwienie może stan jego pogorszyć, i że szczęście całego jego życia, jest w twoich pani rękach.
Nie uwierzycie jak była zmieszaną Antonina tem wyznaniem Nichetty; odpowiedziała jednak szybko z całą naiwnością swojéj duszy, jak gdyby odrazu odgadła iż miała do czynienia z sercem zdolnem do pojmowania jéj serca.
— Nic panna nie mów o téj chorobie jego matce, ocalemy go bez jéj o tem wiadomości.
— Miłość pani za wszystko starczy; Kdmund będzie dość szczęśliwy jak się dowie że ty go kochasz.
— Ależ ja tego nie powiedziałam...
— Pst! zawoła Nichetta ktoś nadchodzi.
Wistocie pani Aniela powracała i w téj właśnie chwili otwierała drzwi pokoju Antoniny.
— Tak więc, rzekła Nichetta dałam pani mój adres i jeżeli będziesz czego potrzebowała, proszę mi napisać słów parę to się zjawię.
Z trudnością byłoby Antoninie znaleźć odpowiedzi słowo; skinęła więc tylko na znak zgody.
Nichetta pożegnała się i wyszła.
— Będziesz miała swoją różową suknię, rzekła Aniela do Antoniny.
— Bardzo dobrze; oto czepeczek dla ciebie; podoba ci się?
— Rzeczywiście ma ponsowe wstążki. Ah! drogie, drogie dziecko, jakżeś dobra że nie wypuszczasz mnie ze swojéj pamięci.
I pani Aniela, uściskała Antoninę, za podziękowanie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (syn) i tłumacza: Stanisław Bełza.