Antonina/Tom I/IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (syn)
Tytuł Antonina
Data wyd. 1871
Druk F. Krokoszyńska
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Stanisław Bełza
Tytuł orygin. Antonina
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IX.

Podczas gdy to się działo, Gustaw tymczasem, zaszedł do Edmunda: — znalazł tylko list, który przyjaciel dla niego zostawił.
„Mniejsza ztem, rzekł Daumont, widocznie już takie było przeznaczenie, aby to się stało” — i usiadł czekając na powrót Edmunda.
Edmund wrócił, z miną rozpogodzoną, niosąc w ręku receptę p. Devaux, któréj nie czytał nawet.
— I cóż? zapytał surowo Gustaw, nie mogąc ukryć niepokoju z dojścia do skutku wizyty, któréj chciał przeszkodzić. A
— No cóż ma być? odparł Edmund śmiejąc się. Masz minę przestraszonego.
— Widziałeś się z panem Devaux? pytał cokolwiek uspokojony Gustaw.
— Rozumie się; przecież nie dla czego innego wychodziłem.
— I cóż on ci powiedział?
— I cożeś chciał aby mi powiedział? Przepisał mi tę oto receptę.
Gustaw schwycił receptę i przeczytał ją. Zawierała ona zwykły leczniczy środek, jaki używa się prawie zawsze na mało-znaczące choroby.
Gustaw odetchnął.
— Chodźmy na śniadanie, rzeki po chwili, twoja matka nas czeka.
— Chodźmy; powiedz jednak, coś miał mi tak ważnego do powiedzenia, zalecając widzieć się z tobą przed mojem wyjściem?
Gustaw zmięszał się nieco.
— Chciałem zaprosić cię na obiad, rzekł tak sobie.
— A to gdzie?
— Do Nichetty.
— Dziś?
— Dziś.
— Zgadzam się chętnie. Czy to wszystko?
— Rozumie się.
— A wiec będziemy na obiedzie u Nichetty?
— Dobrze, zaraz po śniadaniu, pójdę ją uprzedzić aby liczyła na nas.
Dwaj młodzi ludzie udali się do pani Pereux.
— Czy pójdzie dziś mój syn do doktora? spytała pocichu Gustawa.
— On już tam był, — odpowiedział Daumont.
— Oh! mój Boże! westchnęła młoda matka.
— Uspokój się pani, o Edmunda lękać się nie trzeba.
— Co mu powiedział doktór?
— Przepisał mu pieczeń z rożna i wino Bordeaux, rzekł Gustaw uśmiechając się — jestto rada człowieka, który nie wie sam co ma radzić.
— Dziękuję mój przyjacielu, odpowiedziała uspokojona p. Pereux ściskając rękę Gustawa.
— Co państwo tak mruczycie sobie? zawołał Edmund, którego uwagi nie uszła cicha rozmowa matki z Gustawem; czy nie znajdujesz kochana matko, że Gustaw ma dziś jakąś dziwną minę?
— Pytałem się twojéj matki, rozpoczął Gustaw czy to jéj nie będzie przeszkadzać, że zabiorę cię dziś z sobą na obiad.
— A ja odpowiedziałam Gustawowi, że to co tobie robi przyjemność nigdy mi nie przeszkadza, — dorzuciła p. Pereux, biorąc w swe ręce głowę Edmunda i ściskając ją z całéj siły.
Można było swobodnie rozmawiać o wizycie u doktora, ponieważ wszyscy byli już co do niej uspokojeni — to też sama p. Pereux prosiła Edmunda aby jéj wszystko opowiedział, co on natychmiast uczynił, — tyle bowiem już doświadczał przyjemności w rozmawianiu o tem co dotyczyło Antoniny.
Po śniadaniu, Gustaw zostawił Edmunda z matką a sam pobiegł do Nichetty, która swoim zwyczajem pracowała przy oknie.
— Edmund będzie dziś u nas na obiedzie, rzekł na samym wchodzie.
— Dla czegoś mnie wcześniéj o teimnie uprzedził? zapytała Nichetta z miną zaambarasowaną, będzie zły obiad.
— Nie obawiaj się o to, odpowiedział Gustaw, biorąc za szyję śliczną dziewczynę i całując ją w oba policzki; przyślę ci obiad. Potrzebujesz tylko dostarczyć szklanek, spodków, serwetek i srebra. Masz to wszystko — nieprawdaż? Dwa kotlety trzeba będzie więcéj dla Edmunda.
— Czyż to ja nieposiadam wszystkiego co mi potrzeba? dodało piękne dziecko ściskając z kolei Gustawa. Czyż nie jestem, dzięki tobie, najszczęśliwszą kobietą na świecie?
Ktokolwiek chciałby ujrzeć obraz miłości młodéj, świeżéj, szczęśliwéj i swobodnéj, — nie potrzebowałby nic więcéj jak uchylić drzwi pokoiku Nichetty i zobaczyć ją ściskającą swojemi bialemi rączkami szyję ukochanego przez nią człowieka.
— Tak więc wszystko będzie gotowe na szóstą? spytał Gustaw wychodząc.
— Bądź spokojny — odparła Nichetta; tylko przysyłaj prędko, to co masz mi przysłać, Gustaw wyszedł.
Zszedłszy ze schodów, obejrzał się po za siebie i ujrzał ładną blond główkę swojéj kochanki, która uśmiechała mu się rozkosznie z pośrodka kwiatów ozdabiających jéj okno.
Gustaw wszedł do sklepu z żywnością i nakupował wszystkiego co było potrzeba. O piątéj poszedł pć Edmunda, którego zastał czytającego swojéj matce książkę kupioną jéj wczoraj — i w kilka chwil potem dwaj młodzi ludzie zmierzali w stronę ulicy Godot.
Zastali gotowy obiad w pokoju Nichetty.
Czas był śliczny, okno otwarte, słońce bawiło się wesoło odbijając od kryształowego szkła i białego nakrycia. Wszystko co otaczało biesiadników, było proste, ale rozkoszne, skromne, ale zachwycające, a woń młodości, wiosny, miłości i wesela napełniała ten mały pokoik.
Powiecie mi pewno, że Gustaw był bogaty i kochał Nichettę. Jakimże więc sposobem mógł ją pozostawić w jéj szczupłym lokalu w którym ją poznał, w miejsce wprowadzenia jéj do obszernego apartamentu, odpowiedniejszego jego majątkowi i nawyknieaiom?
Na to odpowiem, iż właśnie dla tego że był bogaty, że kochał swoją kochankę i był od niéj kochany, Gustaw pozostawił ją w pokoiku w którym ją był poznał, otaczając ją z tem wszystkiem całym zbytkiem niezbędnych przedmiotów.
Tak więc w małym lokalu za trzysta franków na rok, Nichetta miała to, czego niejednokrotnie są pozbąwione kobiety zajmujące o wiele bogatsze od niéj pokoje. Zresztą, nigdy nie brakowało jéj pieniędzy.
Prawda, że wymagania jéj były tak ograniczone iż niewiele z nich wydawała; zresztą miała ona massę bielizny i sukien, które robiła sama jedna, a w których było jéj z tem wszystkiem bardzo do twarzy: a jeżeli nie miała wiele klejnotów, to ponieważ nie kochała się w kosztownościach, — a jeżeli ciągle jeszcze pracowała, — to ponieważ pokochała pracę i zżyła się z nią niemal.
W istocie Gustaw chciał, — i to jak tylko został jéj kochankiem — przeprowadzić Nichettę, podstawić meble z różanego drzewa zamiast orzechowych, indyjskie kaszmiry zamiast wełnianych szali a pracę zamienić w próżnowanie; ale Nichetta nie zgodziła się na tę zmianę, mówiąc Gustawowi:
— Jeżeli kochasz mnie dla mnie saméj, — to kochaj mnie tu. Pozwól mi przyjmować to tylko czego nie mogę odrzucić i to, czego twoje przyzwyczajenie do zbytku i dobrego bytu niezbędnie wymaga gdziekolwiek się obrócisz. W tym małym lokalu jestem twoją kochanką, w innym na który wydałbyś dużo pieniędzy nie byłabym niczem więcéj jak kobietą utrzymywaną- odwiedzaj mnie każdodziennie, — to wszystko czego od ciebie wymagam i nie pozbawiaj mnie téj małéj próżności powtarzania sobie iż nie tylko dla interesu znajduje się przy tobie.
Gustaw pojął skrupuły Nichetty i przyjął je z radością, albowiem mówiły mu one, iż jego kochanka miała serce zdolne do wszystkich dobrych uczuć i do wszystkich dobrych myśli.
Nie nalegał więc wcale; pragnął jednakże aby poczynając od dnia w którym usłyszał z ust Nichetty to co dopiero powtórzyliśmy, jego kochanka mogła być najszczęsliwszą kobietą Paryża, naturalnie w miarę swych potrzeb i zachcianek; i w istocie taką ją uczynił.
Gdybyście ją widzieli nad ranem, budzącą się z weselem na ustach, jak się przeglądała w lustrze swojego kochanka lub otwierała okno, jak podlewała kwiaty, ubierała się, zwijała swoje papiloty, albowiem włosy Nichetty stanowiły przedmiot jéj ciągłych starań; gdybyście ją widzieli biegającą z kąta w kąt po jéj małym pokoiku nucącą sobie wesoło, zanim zabrała się do swojéj roboty, — zdawałoby się wam iż widzicie ptaszka w klatce.
Prócz tego Nichetta czytała; ale nie to co czytają zwykle gryzetki, nie; Nichetta czytała dobre książki. Prawda że przewodnikiem jéj był Gustaw a gust jego był bardzo wykwintny. Wszystkie wieczory, które przepędzała sama, przepędzała na czytaniu, ale nie mogła ona czytać nie jedząc. Za wyczaj gryzła cukierki, które zwykłe dostarczał jej Gustaw.
Rzadko bardzo przychodził on nie przyniósłszy jej woreczka smażonych migdałów albo kasztanów, — dwóch namiętności Nichetty. Im więcej była ona wzruszona swoją lekturą, tem więcej jadła. Czytając Frydryka i Bernerellę schrupała całe pudełko przysmażanych owoców.
Nichetta pojmowała wszystko i rozprawiała o wszystkiem. Pisała nieszczególną ortografią listy prześliczne i sentymentalne. Dokąd jednak dążyła? sama tego nie umiała rozjaśnić. Co było pewnikiem dla niejCA to to, że Gustaw miał szlachetne serce, które kochała całą potęgą swej duszy; — dalej nad to nie widziała. Przyszłością dla niej była godzina, w której Gustaw przychodził ją odwiedzić.
Nichetta nie miała ani ojca, ani matki, ani rodziny. Wszystko to wymarło kiedy jeszcze była w nauce, a modniarka, u której w przeciągu niedługiego czasu wyrobiła się na pierwszą robotnicę, zatrzymywała ją ciągle u siebie.
Z tem wszystkimi pewnego dnia, chciała Nichetta być wolną... najęła pokoik na mieście... i poczynając od tego czasu, nie widziano jej już samej na świecie.
Gdyby kto chcial dobrze szukać, znalazłby łatwo w kilku kompanjach w quartier latin, paru studentów, którzyby mogli dać pewne wiadomości o życiu Nichetty w tej epoce; ale ona sama zapomniała o przeszłości, a przynajmniej pragnęła o niej zapomnieć, od chwili w której pokochała Gustawa — i nie było to doprawdy winą biednego dziecka, że Gustaw nie miał szczęścia napotkać jej wcześniej.
Zresztą, nigdy nie wymagał on od niej rachunku z tego jak dawniej postępowała, albowiem przeszłość nie obchodziła go wcale, ponieważ był pewny teraźniejszości. Zresztą, nie zajmował się więcej od niej przyszłością. Z tem wszystkiem, kiedy pomyślał o tem co może kiedyś nastąpić, mówił sobie:
„Nie opuszczę Nichetty aż skoro się ożenię, i jak się ożenię, postawię ją w tem położeniu, iż na zawsze, będzie mogła żyć niepodległą.
Kochali się więc oboje bez wyrzutów, bez wzruszeń, bez obaw, ze swobodą z zaufaniem ze szczęściem.
W stosunku jaki zachodził między Nichettą a Gustawem było uszanowanie i wdzięczność; w miłości jaką Daumont żywił dla swojej kochanki była, powiemy pewna delikatna protekcya i słuszna próżność. Ona uważała się za bardzo szczęśliwa iż w wędrówce swego życia napotkała tak szlachetny charakter; on zaś był wielce zadowolony, iż znalazł tak godny przedmiot miłości.
Gustaw życzył Edmundowi, aby i on mógł sobie znaleźć podobną Nichecie dziewczynę; tego i Edmund sobie życzył; ale rzadko to bardzo się zdarza, aby w tej samej klasie ludzi napotkać prawie jednocześnie dwie natury tak szczere jak naszéj modniarki. — Widzicie dla czego w tak skromnym lokalu młoda dziewczyna przyjmowała swojego kochanka.
Nichetta dnia tego była ubrana w piękną niebieską muślinową suknię, cienką i przezroczystą jak gaza panienki. Gors był robiony na sposób sukien Ludwiką XV a rękawy dochodziły tylko do łokci, w sposób iż dozwalały zobaczyć uderzającą białość piersi i ramienia pięknej dziewczyny. Na głowie miała jeden z tych małych czepeczków do których tak przywykła, a szyję jej ściskała tradycyjna aksamitną wstążeczka.
— Dzień dobry Edmundzie zawołała, rzucając się w objęcia naszego bohatera.
— Dzień dobry, moja mała, czękasz nas dziś z obiadem?
— I z jakim jeszcze do tego obiadem. Samej jednej wystarczyłoby mi na cały tydzień.
— Zrobiłaś to o com cię prosił? zapytał Gustaw.
— Dwa kotlety dla Edmunda? zrobiłam.
Na co te dwa kotlety, spytał śmiejąc się Pereux.
— Ponieważ jesteś skazany na smażone mięso. Widzisz jak słucham rozkazów twego doktora, o których ty zapominasz.
— Czy KBdmund jest chory? spytała Nichettą z zajęciem.
— Nie, — odpowiedział Gustaw — to ma tylko związek z pewną historyą, którą przyrzekłem sobie, ciągle mu przypominać w razie gdyby ją zapomniał, a to przez zachęcanie go do jedzenia smażonego mięsa.
— Opowiesz mi tę historyę, nieprawdaż.
— Jak skoro tylko siędziemy do stołu.
— A więc siadajmy, wszystko jest gotowe.
Wistocie, obok trzech naszych współ-biesiadników znajdował się inny stół, zastawiony potrawami, talerzami, butelkami i tem wszystkiem co potrzeba aby się znajdowało pod ręką podczas obiadu, zwłaszcza kiedy się niema służącego.
— A więc zaczęła Nichetta, jak skoro wzięli się do jedzenia, — słucham,
Edmund opowiedział od początku aż do końca swoje zajście z Antoniną.
— Oh! ale historya jest strasznie sentymentalna przerwała Nichetta.
— W istocie mówił Edmund, tylko że ja się łatwo zbijam i w tej chwili zapytuję się sam siebie, co mam robić, aby znowu ujrzeć jej bohaterkę.
— Zdaje się iż to nie trudno; masz sposób wejścia do domu; chodź więc tam póki jej nie spotkasz.
— A jak ją spotkam, ale nie samą?
— I cóż to stanowi? W braku ust, nie masz to oczów? Kiedy spojrzenia wasze powiedzą wam iż się kochacie, no to pomimo obecności całego świata zdołacie to sobie wypowiedzieć ustami.
— Niestety! moja Nichetto, rzeki Gustaw, ty sobie wystawiasz, że panna Antonina jest tak swobodną, jak ty jesteś. Przypuszczając iż się wzajemnie kochają, — iż sobie to nawet zdołają powiedzieć, zawsze-ć pomiędzy niemi będzie ojciec.
— I cóż z tego; jeżeli Edmund jest zakochany, poprosi tego ojca o rękę panny Antoniny, gdyż Edmund jest zbyt sentymentalnym i zbyt uczciwym ażeby chciał się bawić w efemeryczne miłostki. Edmund, cnotliwy Edmund, nie może kochać, jak dla uczciwéj pobudki.
— Ma rację, odpowiedział Edmund śmiejąc się, ale dlatego właśnie, że jestem sentymentalny, chciałbym aby cokolwiek miłości poprzedziło to małżeństwo. Mam wstręt do żenienia się, tak jakto dziś się żenią u notaryusza i z posagiem. Wiem, że do tego dojść trzeba; ale chciałbym z tem wszystkiem, postępować drogą więcéj oryginalną i cokolwiek świeższą, jak droga, którą kroczy świat cały.
— Nareszcie, mamy drugą edycyę Pawia i Wirginii, rzekła Nichetta uśmiechając się.
— Wistocie, kobieto naukowa, odrzekł Edmund, z wyjątkiem tylko rozbicia przy Saint-Geran.
— Bądź co bądź, mówiła Nichetta, — jestem kobietą i niech co chce mówi Gustaw, któremu się zdaje, iż nie mogę ja zrozumieć serca młodéj panny waszego świata, jeżeli chcesz Edmundzie, dam ci dobrą radę: albowiem ja wręcz mu przeciwnie myślę, iż wszystkie kobiety podobne są do siebie sercem, rozumie się jeżeli mają serce.
— Przyjmuję twoje rady, moja dobra Nichetto, rzekł Edmund całując ją w rękę; albowiem jakiekolwiek będzie serce, jakiejkolwiek kobiety, nie może być lepszem od twego.
— To co innego. Słyszysz ty to Grustawie?
— I potwierdzam, replikował Daumont!
— A więc moja dobra Nichetto, teraz kiedy tąk stoją rzeczy, co ty radzisz mi robić?
— Jaki dzień dziś mamy? spytała młoda dziewczyna.
— Dziś... Sobota.
— A więc... mówiła Nichetta.
— A więc co?
— Nic nie zgadujesz?
— Nie.
— A więc jutro Niedziela.
— To się rozumie.
— Co robią w Niedzielę młode dziewczęta takie ak panna Antonina?
— Alboż ja wiem?
— Idą do kościoła; a gdzież to we wszystkich romansach świata zakochani spotykają swoje kochanki? — w kościele. A więc mój kochany Edmundzie, idź jutro do kościoła Ś-go Tomasza z Akwinu, który to kościół, jest najbliższym ulicy Lille, a bezwątpienia spotkasz tam pannę Antoninę, która od razu odgadnie, iż jeżeli przyszedłeś prosić Boga, to przyszedłeś go prosić oto tylko, abyś był od niej kochany. Uczęszczaj co niedziela do kościoła — a kiedy powrócisz do pana Daumont jego córka będzie już miała dość czasu, namyśleć się o tobie; tak jak można myśleć o człowieku twoich lat twojéj elegancyi, i który ma takie jak ty oczy, — tak dalece iż w dniu, w którym będziesz mógł z nią nareszcie pomówić, nie będziesz miał nic prawie jej do powiedzenia, ponieważ będzie wiedziała już wszystko. Potem...
Nichetta zawachała się.
— Niemówisz daléj?... rzekł Gustaw.
— A jeżeli spostrzeżesz, iż rzeczywiście nie kochasz panny Antoniny, co wtedy uczynisz? ciągnęła Nichetta, która wymawiając to zdanie, zdaje się że nieszła logicznie, za nitką swojjé myśli.
— Nie powrócę już do jéj ojca.
— Przyrzekasz mi to?
— Przyrzekam. Po co to przyrzeczenie?
— Ponieważ mógłbyś chcieć wskutek próżności — tego, czego nie można żądać, jak tylko jako następstwo miłości, i mógłbyś, nie kochając wcale téj dziewczyny, czynić wszystko co czynić można aby zostać jéj kochankiem. To by było niepięknie Edmundzie, to by było poświęceniem całego jéj życia, dla twojego kaprysu.
— O to bądź spokojną Nichetto, na to jestem zbyt uczciwym człowiekiem.
— A zatem udzielam ci moją protekcję; albowiem pojmujesz dobrze, iż tylko uczciwym miłościom mogę podejmować się służyć, rzekła Nichetta śmiejąc się.
— Możesz mi więc być w czém pomocną?
— Mogę.
— A to w jaki sposób?
— Panna Antonina nosi kapelusz i czepeczki nieprawdaż?
— Rozumie się.
— A zatem zobaczysz czy modniarka Nichetta nie odda ci ważnéj przysługi, i czy jéj nie podziękujesz jeszcze kiedy za to, co dla ciebie uczyni.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (syn) i tłumacza: Stanisław Bełza.