Chciałbym ja skonać jak wieczorne zorze,
Jak dzień w ostatnim odblasku purpury,
O słodka śmierci! tak pragnąłbym, Boże,
Krwią się rozpłynąć na łonie natury.
Chciałbym ja skonać jako gwiazda złota,
Siejąca żywą jasność brylantową;
Cicho, bez bolu i w pełni żywota,
Zapadnąć w głębię nieba lazurową.
Chciałbym ja skonać, jako woń majowych
Kwiatów, z rozkosznych kielichów rozlana,
Która na lekkich skrzydłach eterowych
Kadzidłem płynie na ołtarze Pana.
Chciałbym ja skonać jak trwożliwa nuta
Co z teorbanu struny się wydziera;
Ledwie z ziemskiego metalu rozkuta,
Na piersiach Stwórcy harmonją umiera.
Chciałbym ja skonać jak rosa na łące,
Gdy na nią ognia żar poranny bije.
O! niechaj Bóg tak, jako rosę słońce,
Dusze mą życiem znękaną wypije.
O! ty nie skonasz jak wieczorne zorze,
Ty jako gwiazda cicho nie zagaśniesz;
Duszy twej, słońce nie wypije boże,
Łagodną śmiercią kwiatów ty nie zaśniesz.
Skonasz zaprawdę! ty skonasz bez wieści,
Lecz wprzódy nędza siły twoje znęka;
Tylko w naturze mrze się bez boleści; —
Serce człowieka kawałami pęka!