Zadig czyli Los/VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wolter
Tytuł Zadig czyli Los
Pochodzenie Powiastki filozoficzne /
Tom pierwszy
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia »Czasu« w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

VIII. Zazdrość.

Nieszczęście Zadiga wynikło z samegoż jego szczęścia, a zwłaszcza przymiotów. Spędzał on codziennie jakiś czas w towarzystwie króla, oraz Astarte, jego dostojnej małżonki. Wrodzony urok jego obejścia zdwajała jeszcze naturalna chęć podobania, która jest tem dla umysłu, czem strój dla piękności. Stopniowo, młodość i powaby Zadiga uczyniły na Astarte wrażenie, którego zrazu nie uświadomiła sobie. Namiętność jej rosła na łonie niewinności. Bez skrupułu i obawy oddawała się Astarte przyjemności widzenia i słuchania człowieka drogiego jej małżonkowi i państwu; nie przestawała wychwalać go przed królem; śpiewała hymny o Zadigu damom dworskim, które szły z nią o lepsze w pochwałach. Wszystko składało się na to, aby zagłębiać w sercu królowej grot, którego nie czuła. Obsypywała Zadiga podarkami, w które wchodziło więcej tkliwości niż sama myślała; mniemała iż przemawia doń jedynie jako zadowolona z usług królowa, ale niekiedy wyrywał się jej akcent rozkochanej kobiety.
Astarte była o wiele piękniejsza niż owa Semira tak nienawidząca jednookich, i niż ta druga, tak pohopna do ucięcia nosa mężowi. Poufałość Astarty, czułe półsłówka którym coraz częściej towarzyszył rumieniec, spojrzenia które pragnęła odwracać a które topiła w jego oczach, rozpaliły w sercu Zadiga zdumiewający dla niego samego ogień. Walczył z sobą; przywołał na pomoc filozofię, która tylekroć była mu pomocą; ale przyniosła mu jedynie poznanie, a żadnej ulgi. Obowiązek, wdzięczność, pogwałcenie najwyższego majestatu nastręczały się jego oczom niby bogowie mściciele; walczył ze swą namiętnością, święcił nad nią tryumfy; ale zwycięstwo to, które trzeba było ponawiać raz po razu, wydzierało mu łzy i jęki. Nie śmiał już mówić do królowej z ową miłą swobodą która miała dla obojga tyle uroku; oczy jego przesłaniały się mgłą; słowa były wymuszone i bezładne. Spuszczał oczy; kiedy zaś, mimowoli, spojrzenia jego obracały się ku Astarte, spotykały źrenice królowej zwilżone łzami, a zarazem strzelające płomieniem. Zdawało się, iż mówią sobie wzajem: „Ubóstwiamy się, a lękamy się naszej miłości; płoniemy oboje ogniem, który potępiamy jako zbrodnię“.
Zadig wychodził od królowej nieprzytomny, obłąkany, z sercem dławionem przez ciężar którego nie mógł już udźwignąć. Wśród tych gwałtownych wzruszeń, wyjawił swą tajemnicę przyjacielowi Kadorowi, jak człowiek który, przetrzymawszy długie męczarnie, zdradza wreszcie zbyt dotkliwe cierpienie krzykiem, oraz zimnym potem spływającym z czoła.
Kador rzekł: „Zdawna już odgadłem uczucia, które chciałeś ukryć przed samym sobą. Namiętności mają swe oznaki, co do których niepodobna się mylić. Osądź, drogi Zadigu: skoro ja czytałem w twem sercu, żali król nie odkryje w niem uczucia które go obraża? Wiadomo ci, iż król, wśród samych przymiotów, posiada jedną tylko wadę: mianowicie jest to człowiek najbardziej zazdrosny pod słońcem. Ty opierasz się swej namiętności z większą siłą niźli królowa zwalcza własne uczucia, ponieważ jesteś filozofem i ponieważ jesteś Zadigiem. Astarte jest kobietą; pozwala mówić spojrzeniom swoim z tem większą nierozwagą, ile że nie czuje się jeszcze winną. Na nieszczęście, pewna własnej niewinności, lekceważy konieczne pozory. Drżę o nią, póki nie będzie sobie miała nic do wyrzucenia. Gdybyście wreszcie porozumieli się z sobą, umielibyście oszukać wszystkie oczy: namiętność rodząca się i dławiona gwałtem, wybucha; miłość zadowolona umie się ukrywać“. Zadig zadrżał na samą myśl iż miałby zdradzić króla, swego dobroczyńcę; nigdy nie był bardziej oddany swemu monarsze, jak wówczas gdy się czuł wobec niego winnym mimowolnej zbrodni. Wszelako królowa tak często wymawiała imię Zadiga; czoło jej okrywało się przytem takim rumieńcem; była, naprzemian, tak ożywiona albo tak zakłopotana kiedy doń mówiła w obecności króla; zapadała w tak głęboką zadumę po jego odejściu, iż król zaniepokoił się. Uwierzył we wszystko co widział, a dotworzył sobie wyobraźnią wszystko czego nie widział. Zauważył zwłaszcza, iż pantofle królowej były niebieskie, Zadig zaś miał również pantofle tego koloru; wstążki królowej żółte, a czapka Zadiga też żółta: były to straszliwe poszlaki dla drażliwego książęcia. W zatrutym umyśle, podejrzenia przedzierżgnęły się w pewność.
Niewolnicy monarchów są zarazem niezmordowanymi szpiegami ich serc. Przejrzano niebawem, iż Astarte jest zakochana, a Moabdar zazdrosny. Zawistny nakłonił Zawistną, aby posłała królowi podwiązkę, podobną do podwiązki królowej. Na domiar nieszczęścia, podwiązka ta była niebieska. Odtąd, król myślał jedynie o zemście. Postanowił, jednej nocy, otruć królowę, o świcie zaś kazać udusić Zadiga. Rozkaz powierzono nieubłaganemu eunuchowi, wykonawcy pomsty królewskiej. Był wówczas w komnacie króla karzełek; niemy, ale bynajmniej nie głuchy. Cierpiano go w pokoju o każdej porze, był świadkiem najtajemniejszych rzeczy, niby zwierzę domowe. Mały niemowa był bardzo przywiązany do królowej i do Zadiga; z równem tedy zdumieniem jak grozą usłyszał wyrok ich śmierci. Ale jak począć, aby uprzedzić ów straszliwy rozkaz, który miał się spełnić za niewiele godzin? Karzełek nie umiał pisać, ale nauczył się malować, a zwłaszcza trafiać podobieństwo. Zabrał się tedy do dzieła, nad którem przesiedział do późnej nocy. Rysunek jego przedstawiał króla miotanego wściekłością i wydającego, po jednej stronie obrazu, rozkazy eunuchowi; dalej, niebieski sznur, na stole zaś puhar, wraz z niebieską podwiązką i żółtemi wstążkami; wreszcie, w samym środku, królowę, pośród fraucymeru, oddającą ducha, Zadiga zaś uduszonego u jej stóp. Na horyzoncie widać było wschodzące słońce, dla zaznaczenia iż straszliwy wyrok ma się spełnić o brzasku. Skończywszy dzieło, pobiegł do jednej z dworek, obudził ją i pokazał na migi, że obraz należy w tej chwili zanieść królowej.
Około północy, rozlega się pukanie do bramy Zadiga: posłaniec budzi go, oddaje bilet królowej; niedowierza czy to nie sen; otwiera list drżącą ręką. Któż mógłby wyrazić jego zdumienie, grozę, rozpacz, kiedy przeczytał te słowa: „Uciekaj, nie tracąc ani chwili, albo przypłacisz życiem. Uciekaj, Zadigu, nakazuję ci to w imię naszej miłości i moich żółtych wstążek. Nie byłam winną; ale czuję iż umrę występną“.
Zadig ledwie zdołał przemówić. Kazał aby sprowadzono Kadora; nic nie mówiąc, podał bilet. Kador zmusił go aby był posłuszny, i aby, bez zwłoki, puścił się w stronę Memfisu. „Jeżeli odważysz się widzieć z królową, rzekł, przyspieszysz jej śmierć; jeżeli zechcesz mówić z królem, również ją zgubisz. Biorę na siebie jej los, ty idź za swoim. Rozpuszczę wieści, że udałeś się do Indyj. Niebawem, pospieszę za tobą i powiadomię cię o wszystkiem co zaszło“.
Równocześnie, Kador polecił przyprowadzić do tajemnych drzwiczek pałacu dwa najszybsze dromadery; wsadził na jednego z nich Zadiga, którego trzeba było zanieść, blizki był bowiem utraty zmysłów. Jeden jedyny sługa towarzyszył mu: niebawem, Kador, pogrążony w zdumieniu i boleści, postradał przyjaciela z oczu.
Skoro dostojny zbieg dostał się na szczyt pagórka z którego widać było Babilon, wlepił wzrok w pałac królowej i zemdlał; odzyskał przytomność jedynie poto, aby wylać potoki łez i błagać niebiosów o śmierć. Wreszcie, podumawszy nad żałosnym losem najpowabniejszej z kobiet i pierwszej władczyni świata, zwrócił na chwilę myśl ku samemu sobie i wykrzyknął: „I czemże jest życie ludzkie? O cnoto! nacóżeś mi się zdała? Dwie kobiety oszukały mnie niegodnie; trzecia, niewinna i piękniejsza niż tamte obie, ma umrzeć! Wszystko, co uczyniłem dobrego, stało mi się zawsze źródłem przekleństw; wzniosłem się do szczytu wielkości jedynie poto aby zeń runąć w najokropniejszą przepaść niedoli. Gdybym był niegodziwcem, jak tylu innych, byłbym szczęśliwym jak oni“. Przygnieciony temi złowrogiemi myślami, z oczyma zamglonemi zasłoną boleści, ze śmiertelną bladością na twarzy i z duszą tonącą w bezmiarze posępnej rozpaczy, Zadig jechał dalej w stronę Egiptu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Franciszek Maria Arouet i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.