Za Drugiego Cesarstwa/Widma

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gilbert Augustin Thierry
Tytuł Za Drugiego Cesarstwa
Podtytuł Powieść
Wydawca Biesiada Literacka
Data wyd. 1892
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Widma.

W pokoju syna marnotrawnego ogień wesoło trzaskał na kominku, na stole płonęła lampa przyćmiona różową zasłoną. Marceli pocałował w czoło Maryą-Annę, mówiąc łagodnie:
— Idź spać, siostrzyczko, jestem zmęczony, położę się zaraz.
Nakoniec był sam!... Ach! co za rozkosz odpocząć moralnie i fizycznie...
Rozglądał się z lubością po swoim kawalerskim pokoju, gdzie wzorowy panował porządek. Kochająca ręka musiała układać papiery na biurku i okurzać drobiazgi. Wszystko w tyra pokoju było mu tak drogie i tak dobrze znane: zbrojownie sam kupił i wybierał, układając z zamiłowaniem średniowieczne szyszaki i bogate pancerze z czasów Odrodzenia. Nagle spostrzegł między niemi pistolety, które miał w Vaucresson... Pochwycił je i rzucił w głąb szuflady.
Na ścianach wisiały akwarele pędzla Maryi-Anny, wspomnienia miejsc zwiedzanych razem. Oto Auray i smętne wrzosowiska na polu Męczenników, Audierne i zatoka Błękitna o wybrzeżach z granitu, ciemna zieleń modrzewi i bretonki śpiewające przy kołowrotku. Oto krajobraz normandzki: park w Sasseville, wąwóz zniżający się ku morzu, aleja jaworowa, gdzie tak niedawno jeszcze... Pochwycił akwarelę i odwrócił ją do ściany... Czyż wiecznie ścigać go będą te nienawistne wspomnienia, od których daremnie uciec usiłuje? Może odpędzi je czytaniem.
Poszedł do biblioteki, gdzie na półkach ułożone były dzieła ulubionych jego poetów; natchnione ich słowo ukoi może ból serdeczny, zabliźni rany, które wciąż krwawią się jeszcze... Oto Chateanbriand, pierwszy z mistrzów, którzy badali głębie zbolałych dusz spółczesnych; oto Wiktor Hugo, potężny; malowniczy Musset, który podsyca cierpienie; Lamartine, który te łagodzi; Bonville, co z takim artyzmem umie spajać w swoich poezyach łzy i uśmiechy, a wreszcie Leconte de Lisie, geniusz — bluźnierca...
Marceli machinalnie wyciągnął rękę po jednego z nich i wyjął — Bozką Komedyą Danta; książka otworzyła się, jakby sama z siebie, i wzrok jego padł na opowiadanie Franceski z Rimini:
„Miłość nas oboje zawiodła do grobu.”
Marceli odrzucił książkę od siebie.
Znał aż nadto dobrze te przeklęte wiersze; ileż razy odczytywał je z nią razem. Zaczął chodzić po pokoju... Ona, wiecznie ona... Już przecież nie kochał, nie myślał o niéj, obraz zwodnicy zatarł się w jego sercu, wspomnienie zamarło pod popiołami... była już tylko dla niego widmem przeszłości...
Zaśmiał się wzgardliwie i, rzuciwszy się na łóż ko, zgasił świecę. Nakoniec będzie mógł zasnąć.
Nagle zbudził się ze snu, błędnym wzrokiem potoczył dokoła... Ostry ból przeszył mu serce. Widzi ją znowu, to widmo przysypane popiołami... Ona, zawsze ona!
Tam za oknem wicher północny dzikie wyprawiał harce, jęczał i wył jak potępieniec. Marceli znowu rozśmiał się i, patrząc na obraz zwodnicy, zawołał:
— Ja cię odnajdę, a wtedy... Samaś mi powiedziała: „Jeżeli nas zdradza ukochana istota, trzeba ją zabić”.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gilbert Augustin Thierry i tłumacza: anonimowy.