Z życia domowego szlachty sandeckiej/Rozdział II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Sygański
Tytuł Z życia domowego szlachty sandeckiej
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Wł. Łozińsiego
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ II.
Wbrew prawu o wadze i łokciu.

Konstytucje sejmowe w r. 1505 i 1633 orzekły wyraźnie, że szlachectwo swe traci, kto się trudni rzemiosłem lub handlem.[1] Tych jednak uchwał, jak wiele innych, nie bardzo przestrzegano lub je omijano dowolnie. Złota wolność szlachecka nie lubiała snadź krępować się paragrafami uchwał sejmowych: same zresztą ekonomiczne stosunki lub chęć zysku zniewalały ją poniekąd do wyłomu w tem prawie. To też znajdujemy nierzadkie przykłady, że w pierwszej połowie XVII. wieku niektórzy panowie szlachta wchodzili z Jerzym Tymowskim w spółki handlowe wina i sukna, a przecież przez to nie tracili szlachectwa i piastowali nadal urzędy grodzkie, jak dowodzą umieszczone poniżej kupieckie zapiski.
1. Andrzej z Zakliczyna Jordan w Strugach i Chochorowicach, komornik graniczny (1618–1643). Na wzór podgórskiej szlachty, chodził w karazyi białej, czerwonej i lazurowej. Brał też na ubranie falendyszek brunatny lub sukno czerwone morawskie. W r. 1609 zmarł jego krewniak, Adam Jordan z Zawady. Wziął wiec na żałobę 11 łokci sukna czarnego po 18 gr.[2] Na stypę pogrzebową brał funtami rozmaite korzenie: cukier, kwiat muszkatowy, rodzynki drobne, stokłoskę, cytwar, korzeń fiołkowy, dyptan, pieprz, gałgan, bobek i mirę.
Odtąd niema o nim wzmianki aż w r. 1615, kiedy wszedł w spółkę win z Jerzym Tymowskim. Zakupili w Torysie u Peregryna Istwana 24 beczki po 100 talarów węgierskich. Spławiano je do Warszawy Dunajcem i Wisłą w pierwszych dniach października. Popłynął z niemi pan Jordan, Tymowski zaś wysłał syna swego Józefa, któremu dał na drogę legumin za 50 złp. i gotowych pieniędzy 20 złp. Nieoznaczona jest kwota, po której je tam sprzedawano, w każdym razie musiał być zysk niezawodnie znaczny dla obu wspólników, tem bardziej, że koszta transportu wodą były daleko tańsze, aniżeli na wozach.
Od tych ulubionych zajęć gospodarskich i handlowych odrywały go raz po raz sprawy urzędowania jego, odkąd został komornikiem granicznym, a bardziej jeszcze wojna turecka pod Chocimem. Obrany porucznikiem husarskim powiatu, wyprawił się 27. września 1621 r. z pospolitem ruszeniem na Ruś, pod wodzą Sebastyana Lubomirskiego, starosty grodowego, bo Zygmunt Tarło, kasztelan sandecki,[3] wymówił się od tego zaszczytnego zajęcia, z powodu niesposobnego zdrowia.
W r. 1622, odebrawszy pan Jordan na siebie część dziedziczną Tęgoborzy, płacił zbożem za karazyę i dawne długi, mianowicie dał pszenicy na słód wierteli[4] 6 po 70 gr., mąki pszenicznej wiertel za 70 gr., żytnej 3 wiertele także po 70 gr. Pożyczył nawet Tymowskiemu 50 złp. samymi trojakami. Wkrótce jednak wybrał i nadebrał jeszcze swoją pożyczkę, bo wziął od kupca 27 talarów celnych i talar złotowy, co uczyniło 69 złp. Wziął też karazyi zielonej 10 łokci po 36 gr., a na ubranie sukna czerwonego po 26 gr. i breklestu po 3 złote. Dał na to 10 złp. i wiertel siemienia konopnego za 1½ złotego.
W r. 1624 zawarł powtórną spółkę win z Jerzym Tymowskim. Kupili w Kruźlowej pod Grybowem za 3.239 złp. 41 beczek po 79 złp. od Marcina Kopcia z Grybowa. Pan Jordan dał do tej spółki gotówką 1.000 złp., a resztę obowiązał się oddać niebawem, sprzedawszy wina własne lub też nowo kupione wspólne. Sprowadziwszy je do Nowego Sącza, dodali po 10 beczek, co mieli w domu, i zebrało się ich 61, z których jedna szła na dolewkę. Jejmość pani, Zuzanna z Kuczkowskich Jordanowa, sama trudniła się dolewką, a jak trzeba było, to kazała dokupić kilka garncy od kupca, Stanisława Pełki. Panowie rajcy zrobili początek drobnej sprzedaży tego wina, a Tymowski ugościł najprzód pana Zygmunta Stradomskiego, z którym wypił półgarncówkę. Odtąd panowie Stradomski i Adam Tabaszowski bardzo uczęszczali do Tymowskiego, począwszy od 29. czerwca. Towarzyszył im wiernie ks. Jan Ptak, pleban ze Siedlec, a Tymowski, rad nie rad, musiał też pić z nimi półgarncówką. Na jedno posiedzenie wypili tak 2½ garnca. Przed jarmarkiem na św. Małgorzatę, zjechawszy się znów Tabaszowski z ks. Ptakiem, przy pomocy pana Depskiego, który dał kwartę, i Jerzego, który jako gospodarz swoją kwartą rozpoczął, wypili ni mniej ni więcej tylko 3½ garnca. Pan Wodzisław Jordan z Tymowskim 3 garnce; tyleż wypili w dzień św. Małgorzaty panowie Jan Strowski i Tabaszowski; panowie zaś Jan Wojakowski i Mikołaj Domaradzki już skromniej, bo wraz z Tymowskim ledwie 2 garnce wzwyż. Pan Samuel Gołuchowski po kilkanaście garncy brał w ogromne cynowe flaszki; ks. Ptak z Siedlec po kilka; ale najwięcej sam pan Jędrzej Jordan: w lipcu wziął 25½, w sierpniu 16, i tak co miesiąc do 20 garncy. Część wypijał w miejscu z panem Stradomskim, Tabaszowskim i Wojakowskim, a nawet kilka razy z panią Kopciową. Z pierwszych części rozpoczętych beczek wypił 81½ garnca. Kozacy waleczni i komornik króla Jegomości, wzywający na pospolite ruszenie przeciwko królowi szwedzkiemu, Gustawowi Adolfowi,[5] także się tam pozbyli pragnienia.

Z zapisków w księdze kupieckiej Jerzego Tymowskiego.

Panie nawet nie gardziły szlachecko-mieszczańskiem wspólnem winem. Jejmość pani starościna Lubomirska raczyła sama nawiedzić panie: Wierzbięcinę, Wojakowską, Stradomską, Błędowską, Gładyszową i Zawadzką; a pani Jordanowa, jako współwłaścicielka, kazała grzać wino w izbie swej dla niewieścich gości swoich, albo z kupcem Tymowskim w poważnej rozmowie o kupi i molach futrzanych wypiła 3 kwarty, a panią Wierzbięcinę, przyjaciółkę starościny, raczyła kwartą, podczas kiedy pan Jordan do panów z półgarncówki przypijał. W ten sposób pan Wojciech,[6] brat Tymowskiego, wyszynkował 11 beczek.
Te jednak wina, których przywóz z Kruźlowej do Sącza kosztował po 1 złp. od beczki, zawiodły nadzieje i oczekiwania. Wprawdzie sprzedawano je okolicznej szlachcie, do Krakowa, Mogiły i Wieliczki beczkami w cenie po 80 do 106 złp., a więc z zyskiem dochodzącym do 32%, lecz wogóle dla obu spólników okazał się zysk bardzo mały. Tymowski, mając częstych gości u siebie, wypijał sam niemało, przypijając do nich według obyczaju. O klasztorach, mianowicie o Franciszkanach i mniszkach Kletkach vulgo Klepkach, pamiętał także; nawet mamce swej, sprawiając wesele, dał 1½ garnca wina. Bardzo wiele również kosztowały bezpłatne częstowania, które brat jego Wojciech, zapisując do księgi, nie zapomniał nigdy naznaczyć krzyżykiem (+), jakby żegnając się z pieniędzmi na zawsze; także litkupy[7] daremne, kupującym dawane, wynosiły wiele, a przytem i o dawnych znajomych również trzeba było pamiętać. Lecz najwięcej przyczyniło się do straty, że wina co podlejsze skwaśniały, tak że wszystkiego zysku okazało się tylko 98 złp. i beczka wina, czyli razem 200 złp., a więc zaledwie 5½%. Dlatego też pan Jordan, zwalając całą winę na Kopcia, który zaręczał zysk odpowiedni tak znacznemu kapitałowi („iściźnie“), wynoszącemu dla każdego wspólnika po 1.800 złp., zatrzymał na swą stronę 400 złp., zapisując je własnoręcznie na Kopcia do księgi kupieckiej. Prócz tego nie obeszło się bez innych przykrych zajść i wydatków, albowiem poddani pana Jordana ze Strug, przyjechawszy po wino do Kruźlowej, gdzie Kopeć miał swoje piwnice i składy, pospuszczali konie na paszę, z czego przyszło do kłótni i krwawej bójki z miejscowymi, aż Tymowski, łagodząc sprawę, zapłacił za paszę i krwawe guzy 1 złp. 15 gr.
Pan Jordan, zamawiając ustawicznie u kupca piękny falendysz, karazyę angielską i sukna morawskie, częstokroć nie spieszył się z wypłatą. Dopiero później zaspokoił te długi, to też jeden ze spadkobierców Tymowskiego († 1631) dopisał na krawędzi księgi kupieckiej z pewną ironią: „Tandem aliquando... die 6. junii 1634 sat cito dat“.
W r. 1642, kiedy Nowy Sącz prawował się z Piotrem Rożnem z Mogilna, który ustawicznie rozszerzał miedze swoje i wrębywał się w lasy miejskie w Paszynie, zjechał pan Jordan na rozgraniczenie lasów miejskich od strony Mogilna. Uradowane miasto jego wyrokiem, ofiarowało mu pro honorario beczkę wina za 100 złp.
2. Zygmunt Stradomski z Roćmirowej, podstarości sandecki (1625–1627). Od Stanisława i Bernarda, braci Czernych z Witowic, trzymał zastawem w 1.355 złp. folwark w Rożnowie (1609 do 1616). Jako szlachcic gospodarny i zapobiegliwy, posługiwał się swym wójtem, Mikołajem Radojewskim, który mu kupował (1608) różne sukna u Tymowskiego, mianowicie uterfin zielony po 44 gr. na ubranie, karazyę czerwoną lub lazurową, i sukno morawskie czerwone na kontusz i żupan, do tego sznurek błękitny i haftki. Dla jejmości pani, Zofii z Jordanów Stradomskiej, brała panna służąca cieniutki falendysz lazurowy po 2 talary łokieć, sznurek i kir czerwony; także brunatnego 1½ łokcia po 2½ złp., dla syna pańskiego Jakóba.
Na jarmarku w Lublinie 1611 r., kupił mu Tymowski futro pod giermak za 14 złp. i dał falendyszu błękitnego, także karazyi żółtej 8 łokci po 20 gr., i takiegoż kiru na żupan zimowy.
Od czasu do czasu zjeżdżał Stradomski na obrachunek z kupcem, przyczem wypijali wspólnie 2–3 garncy wina. Żonie i synowi przywoził pięknego falendyszku lub breklestu, a kilka postawów[8] kiru dla czeladzi. Na jarmark posyłał kupcowi wełny jarzęcej kilka kamieni, za którą chętnie płacił sukiennik sandecki, Wojciech Kardasz: prócz tego tatarki 20 wierteli po 15 gr. Jejmość zaś przez wójta beczkę soli i serów kopę z przyczynkiem za 3 złp. To też Tymowski nie wahał się borgować, choćby i na 130 złp.
Rad był Stradomski, kiedy mu wygodzono w potrzebie, ale też i sam lubiał wygodzie drugim. Nie mając jeszcze sam gotowych pieniędzy, a widząc potrzebę kupca, postarał się o nie u krewnego swego, Olbrachta Stradomskiego, który na jego słowo i ręce przysłał 27. marca 1611 Tymowskiemu 397 złp., żądając zwrotu przed św. Janem Chrzcicielem w tym roku. Kupiec nie posiadał się z radości, bo był w potrzebie, to też nie żal mu było kupić dla jejmości pani Stradomskiej w Lublinie jedwabiu za 7 złp., a jegomości na jarmarku w Żmigrodzie kilka serów wołoskich po 22 gr., które on z wielkim smakiem spożywał. Zato państwo Stradomscy mało kupowali korzeni; ledwie raz w rok ów wójt, Mikołaj Radojewski, wziął nieco szafranu, gałganu, cytwaru i cynamonu za kilka groszy — oto cały zbytek.
W r. 1615 przysłał w długu soli 2 beczki za 4 złp.; masła 2 faski po 4 złp.; mąki żytnej 10 korcy a jęczmiennej 4 korce; żyta za 20 złp., jęczmienia kilka wierteli po 15 gr. — wszystko przez pana Samuela Chwaliboga. Brał zaś falendysz obłoczysty po 80 gr. i falendysz zielony, 5 kwart wina starego do flaszki i półachtel piwa.
W r. 1616 jeździł Tymowski do Rożnowa na obrachunek z panem Stradomskim. Na św. Elżbietę obrachowali się ostatecznie. Tymowski wziął od jegomości pszenicy i żyta za 141 złp. 18 gr. Zapisując to do swej księgi rachunkowej, westchnął o błogosławieństwo do nieba: „O Jezu! Ty moja najsłodsza nadziejo!“, sam bowiem zaciągnął dług 68 złp. u pana Stradomskiego, lecz nie na długo.
Posłał niebawem Stradomskiemu pakłaku, synowi Jakóbowi karazyi lazurowej, panu Janowi bratu małmazyi i sukna, a na Wielkanoc wina 6 garncy, uterfinu i baji, dla chłopca zaś żółtego kiru i guzików. Tym sposobem winien był Stradomskiemu tylko 6 złp., a kiedy niedługo potem zażądano 5 łososi, to się już wyrównały rachunki i jeszcze nadwyżka pozostała. Wygodę więc wielką miał pan Stradomski, bo co tylko potrzeba było, czy szyb do okien i ołowiu na ich oprawę, papieru, żelaza, ryb, czy też kotlarza, bednarza, wszystko zgoła załatwiał Tymowski. Stąd też zażyłość wzrastała między nimi z dniem każdym, bo oba szczerą pracą dorabiali się mienia.
W r. 1617 Zygmunt Stradomski przewyższał już w dostatkach starostę grodowego, Sebastyana Lubomirskiego, któremu Tymowski nie chciał dalej borgować. Mógł też pan Zygmunt pożyczyć kupcowi 400 złp. Jejmość pani Zofia mogła sprawić chrzciny córce pani starościny, co kosztowało ogółem 30 złp. Wydatki mnożyły się wraz z dochodami. Na jarmarku w Żmigrodzie już pani Stradomska potrzebowała 200 złp. na materye tureckie przywiezione z Węgier. Pod płaszcz już kupowała kuny, a wierny sługa Janusz chodził w błękicie po 15 gr., sam zaś pan wraz z synem w falendyszu obłoczystym po 80 gr. i w karazyi lazurowej śląskiej po 28 gr., podszytej żółtym kirem; buty safianowe nosił. Zawsze płacił wełną, żytem i solą. Tak było i w r. 1619. Synowi kupił siodło za 2 złp. 15 gr. i szablę za 3 złp. Proch ruszniczy i ołów funtami kupował. Dał też do schowania Tymowskiemu 200 złp., z których za pisaniem odebrał pan Tabaszowski 100 złp., a drugie 100 syn pański, Jakób Stradomski.
W r. 1620 wydzierżawił Stradomski Zabełcze pod Nowym Sączem u pana podstolego, Jana Dobka z Łowczowa. Tymowskiemu na wino pożyczył 400 złp., połowę w dukatach, połowę w trojakach,[9] zwrotu zaś żądał w ortach czeskich. Pani Stradomska na swoją kuchnię wzięła beczkę wina za 34 złp.
W spółce z Tymowskim kupuje 1621 r. sukien za 1.176 złp. u Piotra Walentyna w Międzyrzeczu, mianowicie morawskich czerwonych postawów 20, zielonych 7, żółtych 2, goździkowych 3, błękitny 1, mięsi 1. Z tych sukien sam pan Stradomski wziął 4 postawy czerwone a zielonych 2, które dał Węgrzynowi, bo wchodził z Tymowskim w spółkę kupi winnej, do której dał zaraz 200 złp.
Ciężki morowy rok 1622 przycisnął widocznie Stradomskiego, skoro pożyczył u Tymowskiego 256 złp. i dał w zastaw miednicę srebrną pozłacaną, konew srebrną garncową i parę roztruchanów. Zastawił także w 100 złp. u pana Krzysztofa Wielogłowskiego łańcuch złoty, ważący 50 czerwonych złotych, i to nie swój, ale pani Pieniążkowej, lecz tego samego roku zaspokoił swe długi.
Zabełcze snadź nie tak mu popłacało, jak Rożnów, bo 1624 r. już nie pszenicą i żytem, lecz owsem płacił, którego za 100 złp. dał 125 wierteli. W roku następnym wszedł w powtórną spółkę kupiecką z Tymowskim, dając gotówki 500 złp., a jego spólnik 600 złp. Piotr Walentyn z Międzyrzecza odstawił im do Krakowa morawskich sukien 34 postawy, skąd na furach odwożono je do Nowego Sącza. Pan Stradomski swoimi postawami płacił natychmiast Węgrzynowi z Preszowa za wino.
3. Sebastyan Gładysz z Szymbarku, podstarości sandecki (1613–1617), musiał być zamożnym, skoro żona jego Zofia w koronkach chodziła i złotem za nie płaciła (1609 r.); nawiasem jednak nadmienić należy, że oba czerwone złote, za towar przysłane, były nieco obcięte i po 8 gr. nie doważały. Falendyszek brunatny brała po 80 gr., a karazyę lazurową po 23 gr.
W r. 1614 kupczył pan podstarości w Lublinie, gdzie dopożyczył od Tymowskiego 6 złp., a potem sprzedał mu 4 beczki śledzi po 13 złp. Pani zaś sama brała w sklepie dla sług na ubranie karazyę lazurową po 24 gr., na kurty 15 łokci czarnego morawskiego przedniego po 16 gr., i kiru brzeskiego czerwonego na podszewkę. Kupowała też dla synów swoich karazyę lazurową przed Wielkanocą. Prócz tego 17 łokci czerwonego sukna po 13 gr., szarego 4 i sznurków 13 łokci po szelągu. Z korzeni brała tylko szafran łutami.
Obrotny Tymowski, widząc zysk i pokup win, umówił się z Andrzejem Jordanem ze Strug, i podwodą doświadczonego sołtysa z Muszyny ruszyli na Węgry 1615 r. Tu w Torysie kupili wspólnie u Peregryna Istwana 24 beczki po 100 talarów węgierskich. Otrzymali od niego fury i przewodnika Węgrzyna, dobrze dróg świadomego, a same fury kosztowały do Nowego Sącza 96 złp., t. j. po 4 złp. od beczki. Jechali na Koszyce, Drynów, Preszów, Sobinów, Nowąwieś i Petrowianiec. Wozów z winem doglądał wierny zięć Tymowskiego, Stanisław Mączka, ani na krok nie odstępując od nich. Wydatki w drodze, oprócz wszelkich opłat i myt, wynosiły 17 złp., razem więc 113 złp., czyli prawie 5 złp. na beczce. Wino złożono w piwnicy pana Jędrzeja Jordana, poobcierano starannie beczki i podolewano, a skoro się trochę podstało, upuszczono naprzód 3 kwarty i posłano do 3 głównych kościołów w obrębie murów miejskich warownych: do kollegiaty, Franciszkanów i Norbertanów.
Pan Gładysz, który pożyczył był Tymowskiemu na to kupno 400 złp., tak bardzo zetknięty z temi winami, raczył osobą swą godną zaszczycić dom Tymowskiego, gdzie przy pogadance o tem i owem wypito wraz z sąsiadami 3 garnce wina. Opowiadał też głośno przed bracią szlachtą o dobroci wina i przysłał 13. września po półgarnca na okaz. Wielmożny Jan Pieniążek z Kruźlowej i Simbar, brat starosty grodowego, Sebast. Lubomirskiego, uznali dobre jego własności i udali się do Tymowskiego wraz z panem podstarościm i zapewne jeszcze z kim więcej, bo przecie dla trzech nie wyniesionoby 5 garncy tego wina. W najbliższy czwartek po 13. września zażądał pan podstarości 2½, a w następny czwartek dla pana Stan. Chrzanowskiego 2½, a w trzeci czwartek dla siebie garniec tego wina. Pożyczone pieniądze wybierał później potrosze. Za 94 złp. kazał sobie kupić złoty łańcuch, żona czapkę za 16 złp. i kobierzec za 13 złp., przez pannę zaś służącą wybierała po kilkanaście i kilkadziesiąt złotych.
Pomimo tak znacznej pożyczki udzielonej poprzednio Tymowskiemu, nie miał przecie pan Gładysz kredytu u niego, kiedy zaraz następnego roku za marnych 20 kilka złotych nie chciał mu zborgować sukna, aż zań zaręczył Krzysztof Janosz, złotnik sandecki. Widocznie kupiec przyszedł do przekonania, że jaki pan starosta, taki i podstarości jego. Bo właśnie niedługo przedtem i staroście wypowiedział kupiecką wiarę. Pani podstarościnie jeszcze cokolwiek ufał i borgował sukna błękitnego kilkanaście łokci i uterfinu zielonego angielskiego. I nie zawiódł się w oczekiwaniu swojem, bo pan Gładysz obrachował się i zapłacił. Dla pewności zaś podpisał się własnoręcznie w księdze Tymowskiego, bo go nie zastał w domu.
Odtąd jednak różne niepowodzenia sypały się, jak z rogu obfitości, na dom państwa Gładyszów. W r. 1618 zastawili w 30 złp. złoty łańcuch, ważący 49 czerwonych złotych, według oszacowania złotnika, Stan. Janosza. Dopożyczyli nań jeszcze 50 złp. i urósł ten dług do 124 złp. W r. 1622 dali znów w zastaw 2 łyżki srebrne z herbem Gryf i literami S. G., które pani Zofia wykupiła po morowem powietrzu. Później znów 1624 r. przycisnęła ją bieda, bo w nagłej potrzebie musiała w 40 złp. zastawić 8 łyżek srebrnych.
4. Krzysztof z Wielogłów Wielogłowski, podstarości sandecki (1618–1624 i ponownie 1628–1638), współdziedzic Klęczan, człowiek stateczny a zapobiegliwy, jak zwykle podstarostowie, chodził w dobrym falendyszku lazurowym po 80 gr. łokieć, o czerwonej kirowej podszewce; ale brał też i sukno kłockie po 12 gr. Lubiał także swoich przyjaciół wspomagać w potrzebie. I tak krewnemu swemu, Jędrzejowi Wielogłowskiemu z Trzetrzewiny, kazał dać przedniego kiru po 12 gr., Czerneckiej 19 łokci karazyi, a Wiktorowi czarnego kiru 12 łokci po 13 gr. Robił mu krawiec Gąska, a potem Marcin Ziółko, a szyli jedwabiem kręconym.
W r. 1615 brał falendyszek lazurowy po 2½ złp. i kir zielony; prócz tego ryby, rodzynki wielkie, pieprz i oliwę funtami. Najczęściej posyłał sługę starszego lub młodszego, a po sukno krawca.
W r. 1618 kupował falendyszek czarny po 2½ złp., ale tylko 1½ łokcia, za to kiru czarnego aż 4 postawy, po 6 złp. postaw tylko bez orta. Kazał znowu dać jakiemuś krewnemu: morawskiego czarnego po 14 gr. Widać, że ciężką żałobę przywdziała rodzina Wielogłowskich, bo oznaką jej był kir czarny.
W r. 1623 wypożyczał pieniędzy na lichwę. Zygmunt Stradomski w 100 złp. zastawił u niego łańcuch złoty pani Pieniążkowej, wartości 50 czerwonych złotych. Za przykładem Stradomskiego i inna szlachta, nie zważając na uchwały sejmowe o wadze i łokciu, imała się kupi. Andrzej Jordan ze Strug wszedł w spółkę win węgierskich z Tymowskim. Krzysztof Wielogłowski, słysząc o dobroci zakupionych win przez obu spólników, chciał sam popróbować szczęścia. Przyłączył się również do spółki, ale z początku bardzo ostrożnie, bo naprzód kupił od Tymowskiego tylko 2 beczki po 75 złp., i to zborgował; dał też na spółkę kupi sukiennej 100 złp. W rok potem wziął już 4 beczki wina dobrego po 118 złp. Złotych 200 dał zaraz, a 272 „obiecał cnotliwem słowem oddać na blisko przyszłe Try Krole“. Wino brał znowu beczkami, a „na bezrok“ był jeszcze winien 276 złp., które obiecał oddać, jak najprędzej.
Jako podstarości sandecki, brał udział w ustawie rzeczy strawnych i robót rzemieślniczych w Nowym Sączu 1630 r., wraz z bratem swoim Marcinem Wielogłowskim, podwojewodzym sandeckim, Tobiaszem Jaklińskim, burgrabią zamkowym, i Stanisławem Ujejskim, pisarzem grodzkim. Ustawa ta jednak, przykazująca urzędowy wymiar naczyń szynkownych, obok zniżenia cen gorzałek i piwa, nie podobała się miastu i wywołała wielką wrzawę pomiędzy pospólstwem. Zaprotestowano przeciwko temu bezzwłocznie w grodzie sandeckim; posypały się skargi do Jana Tęczyńskiego, wojewody krakowskiego; a nawet wytoczono sprawę w trybunale lubelskim przeciwko podwojewodzemu, który ostatecznie pogodził się z miastem, widząc wielkie rozgoryczenie mieszczaństwa ku szlachcie.









  1. Volum. Leg. T. 138. III. 382.
  2. Ponieważ w tym rozdziale i następnych znachodzi się często wzmianka o monecie polskiej, dlatego podaję na tem miejscu, jaki kurs miała, i jak się jej wartość zmieniała w epoce Wazów:
    a) Czerwone złote, w r. 1598 czerw. złoty = 1 złp. 28 gr.; 1600 = 2 złp.; 1607 = 2 złp. 5 gr.; 1611 = 2 złp. 10 gr.; 1618 = 2 złp. 17 gr.; 1621 = 2 złp. 15 gr.; 1624 = 4 złp.; 1628 = 6 złp.; 1623 = 5 złp. 15 gr.; 1639 = 5 złp. 28 gr.; w latach 1640–1648 szły po 6 złp.; 1649–1662 szły po 6 złp. do 6 złp. 15 gr.
    b) Talary pojedyncze, w r. 1598 talar = 1 złp. 6 gr.; 1611 = 1 złp. 10 gr.; 1620 = 2 złp.; 1625 = 2 złp. 15 gr.; 1630–1648 szły po 3 złp. — Talary twarde albo bite, czyli imperyały (imperiales) w latach 1640–1648 szły po 3 złp.; 1649–1661 szły po 3 złp. 15–18 gr. — Talary kopowe w r. 1620 po 37 gr.; w r. 1648 po 54 gr.
    c) Orty (ortones). Ort był czwartą częścią talara. Liczba groszy, którą zawierał, zmieniała się z kursem talarów. W pierwszych latach panowania Zygmunta III. szły orty po 10 gr., pod koniec zaś jego rządów (1629 r.) po 16 gr. Taki sam kurs miały za Władysława IV. (1638 r.), lecz za Jana Kazimierza już po 18 gr.
    Podług stałej rachuby: 1 złp. = 30 gr. (grossi); 16 szelągów (solidi) szło na 1 grosz; 1 grzywna (marca) = 48 groszom. Ze złota bito czerwone złote, czyli dukaty. Ze srebra talary, orty i grosze. Z miedzi szelągi.
  3. Piastował tę godność od 23. kwiet. 1613 do † 7. września 1628 r.
  4. Od niem. viertel — ćwierć, czwarta część korca.
  5. Od chwili wstąpienia na tron polski Zygmunta III. w r. 1587, stosunek między Polską a Szwecyą był wciąż nieufny. Wojna tlała, wybuchała i znów chwilowo gasła. Trwało to z przerwami aż do r. 1629, kiedy Stan. Koniecpolski, wojewoda sandomierski i hetman polny koronny, odniósł zwycięstwo nad Gustawem Adolfem pod Trzcianą (w Prusiech zachodnich).
  6. O krewniakach Jerzego Tymowskiego niewiele znam szczegółów. W r. 1600 figuruje Augustinus Thimowski Oppidanus Greboviensis. Dnia 9. maja 1601 installował się na probostwo w Chomranicach ks. Marcin Tymowski, gdzie bezpośrednio przedtem był ministrem aryańskim sprofanowanego tamże kościoła: Stanisław Farnowski, a przed nim jeszcze Jan Petrycyusz. Venerabilis Martinus Augustini Tymowski Greboviensis, praesentatus 17. Aprilis 1601 et 9. Maji 1601 installatus plebanus in Chomranice. Succenssit in locum Stanislai Farnesii ministri, quem antecesserat Joannes Petricius. (Visit. Eccles. 1608). Stanisław Tymowski z Grybowa pomagał nieraz w handlu (1613–1622) bratu swemu Jerzemu. Tak samo inny brat, Wojciech Tymowski, który był później ławnikiem sandeckim 1640. Jan Tymowski, syn Jerzego, spadkobierca kamienicy w rynku oraz folwarku z ogrodem na przedmieściu większem, czyli węgierskiem, kształcił się naprzód w szkole sandeckiej, następnie w Akademii Jagiellońskiej 1639–1645, zamianowany tamże bakałarzem wyzwolonych nauk. We wrześniu 1649 r. przywieźli go rajcy sandeccy z Krakowa kolasą miejską, ażeby w swem rodzinnem mieście kierował edukacyą młodzieży szkolnej. (Hist. Now. Sącza T. II. 221–222).
  7. Od niem. Leikauf, Leitkauf — poczęstunek przy kupnie i sprzedaży. Zwyczaj litkupu znany był przy kontraktach kupna od XIV. w. Zob. Przemysł. Dąbkowski: Litkup, studyum z prawa pol. Lwów 1906.
  8. Postaw sukna miał w sobie łokci 32.
  9. Trojak (ternarius), srebrna moneta = 3 groszom.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Sygański.