Złotowłosa czarownica z Glarus/Rozdział XXXI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Leo Belmont
Tytuł Złotowłosa czarownica z Glarus
Podtytuł Powieść
Wydawca Powszechna Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1932
Druk Zakł. Druk. F. Wyszyński i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

CZĘŚĆ CZWARTA.
ROZDZIAŁ XXXI.
Szelki.

Nieszczęśliwy Steinmüller nie doczekał się wyroku. Przed sprawiedliwością ziemi uciekł dobrowolnie do „lepszego świata“, czyli do kręgu piekielnego, przeznaczonego dla samobójców.
Stało się to tak.
Zamknięty w ciemnicy, gdzie nie było nic widać, — nawet czterech ścian, dających się bez wysiłku nóg dotykać równocześnie wyciągniętemi ramiony miast podług zalecenia dbałych o jego duszę sędziów duchownych oddać się rozpamiętywaniu swego grzechu, zabawiał się z początku „matematyką“, dającą umysłom wyższym dar Letejskiego zapomnienia o troskach bytu. Prostak bednarz znalazł się niejako na drogach, które Keplera, syna kobiety, prześladowanej za czarownictwo, doprowadziły od „pomiaru beczek“[1] do genialnych obliczeń dróg planet, zanim umarł z głodu i mrozu, pozostawiając światu prawdy wiekopomne. Właściwie Steinmüller posiadał tylko zdolności rachownicze, nawzór innego bednarza, o którym pisze Smiles w dziele o „Samopomocy“: mógł dokonywać w pamięci nieskazitelne podnoszenia parocyfrowych liczb do ósmej 1 dziesiątej potęgi. W więzieniu szeregował liczby, mające znaki, dochodzące do kwintyljonów i sektyljonów. Nadto szukał rozrywki w obliczeniu tajemniczego symbolu algebraicznego dla wartości okręgu koła.
Talmudyczni żydzi mogli być dumni: czy to w potrzebie zbudowania kuczki, niedostępnej dla złych duchów, czy też w chęci określenia rytualnego wymiaru religijnie czystej (t. j. życiowo brudnej) mikwy — obliczyli oni prawidłowo całą liczbę 3 i pono aż dwa znaki dziesiętne, idące za nią. Mogli być dumni, ponieważ Bizantyńczycy Michałowi Psellusowi nadali tytuł pierwszego z filozofów i dźwignęli mu pomnik za życia w nagrodę, że ten wierutny idjota — wbrew obliczeniom, możliwym dla mądrego dziecka — określił ów tajemniczy znak prastarej algebry, jako 2,8 — czyli nawet w całej liczbie błędnie. Kapitalny dowód, jak bardzo zawodne są zdania współczesnych, wynoszące durniów na szczyty sławy, a depcące ludzi genialnych!...
„Archimedes — jeżeli zaciekawia cię to, cierpliwy czytelniku — pierwszy w dziejach skreślił trafnie dwa pierwsze znaki dziesiętne (3, 14), gdyż twierdzenie o dwóch znakach, odkrytych przez talmudystów, mieści w sobie odrobinę rasowej przesady, zwykłej u współczesnych chwalców mądrości rabinicznej.[2]
Bliskim, trzeciego znaku był już grek Ptolomeusz.
Metius w XVI wieku, czy też Ludolf von Ceulen doszedł już do 34 cyfr dziesiętnych. W epoce Steinmüllera oficer artylerji austrjackiej baron Vega w chwili, gdy doszedł na papierze do 140 znaków, został zamor dowany przez bandytę.
Więzień klasztoru w Glarus w swojej ciemnej celi doszedł samym pamięciowym rachunkiem do znaku trzechsetnego; rezultat rachunków podyktował sędzie mu, który go odwiedził — ślad odnośny pozostał w aktach — a zarazem wyraził rozpacz i przestrach, iż przed spodziewanym wyrokiem śmierci nie dojdzie do końca. Prosił, aby mu pozwolono dokończyć rachunek przed zgonem. Nie został wysłuchany.
Biedak!... nie potrzebował żyć dłużej. Gdyby bo wiem sędziowie z Glarus zaofiarowali mu nawet drugich 80 lat w dodatku do już przeżytych, nie dokończyłby swego zadania. Nauka współczesna, dzięki Robertsonowi i Schankowi, dotarła już do 500-go znaku. A dopiero w roku 1882-im rozstrzygnęły został ten cudowny problemat, zajmujący umysły geometrów przez 4000 lat; dostarczony został ścisły dowód nierozwiązalności tego zadania — albowiem owa liczba symboliczna jest nieskończoną.
Nieskończoną, jak głupota, jak złość ludzka!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Kiedy więc nocą z dn. 11 na 12 maja wszedł do celi więźnia z pochodnią dozorca i oświadczył Steinmüllerowi, że za trzy dni trybunał zbierze się celem wydania na niego i wspólniczkę wyroku, oczy starca stanęły w słup, zadygotały mu ręce i nogi. Poczem rzekł do strażnika głosem proszącym:
— Poczciwcze, przynieś mi moje spodnie.
— Macie portki więzienne.
— To przynieś mi moje szelki, przypięte do spodni.
— Ba, rozumiem Was... Ho! ho!... Ale to sprzeciwia się regulaminowi.
— Moglibyście wyjaśnić, że przypadkiem, gdy przebierałem się w kostjum więzienny, zostały w celi.
— Musiałbym skłamać!... To nie godzi się z urzędowem sumieniem.
— A gdybym dał Wam za to sposobność do zarobienia pięciu luidorów? Hm... to co innego... Jakośby się to zrobiło... na honor!
— A więc posłuchajcie... Odkryję Wam gdzie znajdziecie tych pięć luidorów. Ale nie oszukacie?
Stary inwalida wojenny zastukał drewnianą nogą odparł oburzony:
— Dałem słowo żołnierskie, honorowe! Steinmüller odkrył honorowemu dozorcy, że w kurtce ma zaszytych w podszewce pięć asygnacyj.
Strażnik przyniósł mu szelki.
Tejże nocy Steinmūller powiesił się na klamce.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Nad ranem ta ohydna ucieczka czarownika została ujawniona. Burmistrz zwołał nadzwyczajne posiedzenie komisji trybunału. Nie posiadano się z oburzenia. Owca nie była całą, ale wilk sprawiedliwości musiał być syty! Tedy zapadł wyrok: ciało samobójcy wydać katu, zmarłemu uciąć rękę, wystawić przez tydzień umocowaną na słupie granicznym, trupa bez ręki zawiesić na szubienicy w rynku na dwie doby, następnie pogrzebać pod szubienicą, ziemię zrównać, aby nie było śladu mogiły, majątek czarownika skonfiskować na rzecz skarbu po potrąceniu kosztów sądowych należnych członkom trybunału za ich trudy“. Na mocy tego wyroku, wykonanego niezwłocznie i skrupulatnie, sędziowie otrzymali przeszło 200 talarów koronnych. „Skarb na tej operacji zyskał naczysto 754 guldeny.“[3]





  1. Dzieło Keplera p. t. „Dolichometrja“ oznacza „Pomiar beczek“.
  2. Osobiście znalazłem w traktacie „Eruwim“ tylko trafne wyliczenie całej i pierwszego znaku dziesiętnego w kształcie: trochę więcej, niż trzy“. (Talmud. Przekł. Pereferkowicza Tom II str. 114).
  3. J. Scherr. Ib. str, 15.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leopold Blumental.