Przejdź do zawartości

Wyznania (Augustyn z Hippony, 1847)/Księga Ósma/Rozdział VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Augustyn z Hippony
Tytuł Wyznania
Część Księga Ósma
Rozdział Rozdział VI
Wydawca Piotr Franciszek Pękalski
Data wyd. 1847
Druk Drukarnia Uniwersytecka
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Piotr Franciszek Pękalski
Tytuł orygin. Confessiones
Źródło Skany na Commons
Inne Cała Księga Ósma
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
ROZDZIAŁ VI.
Powieść o Potycyanie i ś. Antonim egipskim.

Jakim sposobem uwolniłeś mnie z kajdan żądzy zmysłowéj, któremi ściśle byłem okuty, i z niewoli światowych zabiegów: opowiem to ku chwale Imienia twojego Panie wspomóżco mój i zbawicielu. Prowadziłem życie według dawnego nałogu w pośród wzrastających codziennie ucisków, zawsze do ciebie wzdychając: uczęszczałem do kościoła twojego ile mi zostawało czasu od zatrudnień, pod których ciężarem jęczałem udyszany. Alipiusz bawił przy mnie zażywając odpoczynku po sprawowanym po raz trzeci już prawnego assesora urzędzie, i oczekiwał kupców na swoje sądowe rady, podobnie jak ja sprzedawałem sztukę wymowy: jeżeli tylko wymowa jest towarem którąby nauczaniem sprzedawać można? Nakłoniliśmy naszą przyjaźnią i Nebrydyusza, aby w ścisłéj zażyłości będącego z nami Werekunda grammatyka i medyolańskiego obywatela zastępował w nauczaniu; który bardzo potrzebując zastępcy, prosił mnie usilnie, na mocy przyjaźni naszéj, o użyczenie mu jednego z pomiędzy nas wiernego pomocnika.
Żadna chciwość zysku nie powodowała Nebrydyuszem; jego nauki większe nierównie byłyby mu przyniosły korzyści, gdyby ich był żądał, lecz przyrodzona dobroć jego, stała się dlań obowiązkiem, że nie mógł pogardzić naszą prośbą ten słodki i zacny przyjaciel. Jego rozwaga w tym względzie była wzorem roztropności; chronił on się przezornie tego, aby się nie dał poznać wyższym według świata osobom, unikając wśród nich wszelkiéj niespokojności dla swojego umysłu, który chciał wolnym i spokojnym zachować, oszczędzając wiele godzin dla odpoczynku do szukania i nabywania mądrości czytaniem, rozmową i rozwagą.
Pewnego tedy dnia, nie przypominam sobie powodu dla którego Nebrydyusz nie był obecny, przyszedł do naszego pomieszkania do mnie i do Alipiusza niejaki Potycyan nasz spółobywatel ile Afrykanin, jeden z piérwszych urzędników gwardyi cesarskiego pałacu; jużem prawie wypuścił z pamięci czego od nas żądał; zasiedliśmy razem do rozmowy. Postrzegł on przypadkiem na stoliku do gry, który stał przed nami, książkę leżącą, wziął ją do rąk, otworzył, trafił na listy Pawła apostoła, niespodzianie wprawdzie; mniemał bowiem że trafi na jakie dzieło potrzebne do mojego powołania, które trawiło moje siły. Wtedy uśmiechnął się i uprzejmie spojrzawszy, winszował mi zadziwiony, że to pismo, i samo tylko znalazł przede mną; był on gorliwym chrześcianinem, i często w kościele przed tobą Boże, pod czas częstych i długich modlitw krzyżem leżał. A gdym wyznał przed nim, że szczérze i żywo zajmuję się tego pisma czytaniem: rozpoczął mowę, opowiadając nam o Antonim żywot pustelniczy w Egipcie wiodącym, którego sławne imie pomiędzy twojemi sługami, nie było nam dotąd jeszcze znane. A postrzegłszy w nas tę niewiadomość, przedłużył swoję mowę, oznajmiwszy nam nieświadomym tak wielkiego męża, dziwiąc się oraz bardzo że ta wieść do nas jeszcze nie doszła.
Zdumiewaliśmy się bardzo, słysząc za tak świéżéj pamięci i za naszych prawie czasów tak jawne dziwy twoje w prawéj wierze i katolickim kościele zdziałane. Wszyscy byliśmy w podziwie; my, że to były rzeczy niezwykłe i wielkie; on, że nas jeszcze o tém żadna wieść nie doszła. Z tego też powodu wytoczyła się daléj jego mowa o świętych orszakach klasztornych, o wonnościach cnót unoszących się ku tobie, i obfitych stepach pustyni, o których nic nie wiedzieliśmy. W Medyolanie nawet był za murami miasta klasztor pełen dobrych braci, staraniem i opieką Ambrożego biskupa żywionych, i o tém wiadomo nam nie było. Potycyan coraz daléj prowadził swoję mowę, myśmy w milczeniu pilnie słuchali; i przytoczył nam w opowiadaniu zdarzenie: że pewnego dnia w Trewirze, gdy cesarz na popołudniowe cyrcejskie widowisko odjechał; trzej towarzysze jego i on, wyszli na przechadzkę do ogrodów do murów miasta przyległych, a gdy po dwaj razem chodzili, jeden z nim, a drudzy dwaj społem, rozeszli się po dwóch w inną stronę oddzielnie. Lecz tamci chodząc trafili za ścieszką do pewnéj chaty, w któréj mieszkali niejacy słudzy twoi: „ubodzy w duchu, jakich jest królestwo niebieskie[1];“ i w tém ustroniu znaleźli rękopism, w którym żywot Antoniego był skréślony.
Jeden z nich czytać począł to pismo, dziwił się; jego serce zapalało się, i w ciągu czytania zamyślał obrać sobie taki sposób żywota, a opuścić świecką służbę, by twéj służbie wiernie i stale się poświęcił. Był on jednym z agentów, czyli pełnomocników spraw cesarskich. Nagle przeto miłością Bożą i roztropnym wstydem napełniony, oburzył się na siebie, rzucił oczyma na swojego przyjaciela i mówił do niego: powiédz mi proszę cię, dokąd te wszystkie zabiegi i prace nasze zmierzają? czego szukamy? Dla jakiegóż celu te urzędy sprawujemy? Jakaż może być większa dla nas na dworze cesarskim nadzieja, jedynie byśmy zostali przyjaciółmi cesarza? A w tém śliskiém szczęściu, jakże wszystko bardzo kruche i pełne niepewności! Przez ileż to niebespieczeństw przechodzić musim, aby do większego jeszcze dojść niebespieczeństwa? i kiedyż to będzie? Jeżeli zaś zostać zechcę przyjacielem Boga, w téj chwili nim jestem.
Tak mówił w owém przesileniu odrodzenia nowego żywota; zwrócił potém oczy na święte karty, czytał daléj, a serce jego coraz więcéj zmieniało się przed twemi oczyma i umysł jego wyzuwał się ze świata, jak się to wkrótce okazało. Gdy daléj czytał, a jego serce toczyło nawałności częstych westchnień; rozważył, obrał lepsze rzeczy, i od razu już sługą twoim został, mówiąc do swojego przyjaciela: odrywam się od wszelkiéj nadziei naszych widoków, postanowiłem służyć Bogu, i to niezwłocznie téj godziny i na tém miejscu poczynam; jeżeli ty ociągasz się iść za moim śladem, nie odwodź mnie od zamiaru. Odpowiedział i drugi, że i on szczérze towarzyszyć mu pragnie w tak chwalebnéj służbie i do tak wielkiéj nagrody. Od razu więc obaj słudzy twoi budować zaczęli wieżę wznoszącą się razem z ich nakładem, który w naśladowaniu ciebie wyłożyli opuszczeniem wszystkiego.
Potycyan tedy i jego towarzysz, przy końcu swéj przechadzki w innéj połaci ogrodu, szukając swych towarzyszów, przyszli do tego ustronia i upomnieli ich, że już nadszedł czas powrotu, ponieważ dzień ku wieczorowi się nachylał. Lecz oni opowiedzieli im swój zamiar i życia upodobanie, oraz jakim sposobem taka wola w nich wznieciła się i ugruntowała; prosili przyjaciół, aby się nie opiérali ich postanowieniu jeżeli dzielić nie chcą z niemi spólnego życia. Ci atoli nie zmieniając dawnego zawodu swego życia, rozrzewnili się jednak do łez nad niemi; mówił Potycyan, nabożnie powinszowali im, modlitwom ich polecili się: „a sercem po ziemi pełzając“ odeszli do pałacu; owi zaś serca swoje do nieba przywiązując w ubogiéj klasztornéj chacie zamieszkali. Obaj byli zasłębieni, których oblubienice, skoro tę wieść usłyszały, podobnie poświęciły tobie swoje dziewictwo.







  1. Mat. 5, 3.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Augustyn z Hippony i tłumacza: Piotr Franciszek Pękalski.