Wstęp (Hoffmanowa)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Klementyna Hoffmanowa
Tytuł Wstęp
Pochodzenie Wybór powieści, opisów i opowiadań historycznych
Redaktor Piotr Chmielowski
Wydawca „Czytelnia Polska“
Data wyd. 1898
Druk Drukarnia C. K. Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


WSTĘP.


W pewnej wiosce u państwa Kamińskich, spodziewano się bardzo wielu gości na ostatki. Już w tłustą Środę zaczęli się zjeżdżać; przyjechali w tym jednam dniu po obiedzie: państwo Jabłońscy, właściciele dóbr pięknych, o kilka mil z tamtąd leżących; pan Kaniewski, wdowiec bardzo uczony, i pan Brzeski, doktor, a jeszcze daleko więcej się ich spodziewano. Każdy z tych gości przywiózł z sobą córeczkę.
Państwo Kamińscy mieli także córeczkę, Józię, bardzo grzeczną dziewczynkę; zebrały się więc cztery panienki, z których najstarsza ledwie miała lat ośm. Rodzice ich bardzo dobrze się znali, ale one pierwszy raz w życiu się widziały; długo więc, bardzo długo, po pierwszem przywitaniu się, siedziały wyprostowane na sofce pod oknem: jedna patrzyła z pod oczka na drugą, ale nic nie mówiły do siebie. Józia, jako grzeczna i dobrze wychowana dziewczynka, radaby chciała zabawić swoich gości, więc rozpoczynała rozmowę to o zimnie, to o złej drodze; lecz ta jej mowa urywała się prędko: dziewczęta zasłaniały sobie co moment usta chustką, przecierały oczy, kręciły się, i zgadnąć można było, że ziewają i nudzą się. Spostrzegła to siostra pana Kamińskiego — Paulina; nie miała sama dzieci, ale je bardzo lubiła; od kilku dni bawiła u brata, i chociaż ledwie raz na rok go odwiedzała, mała Józia, jej siostrzenica, kochała ją serdecznie, i ona ją nawzajem. Ta dobra ciocia pomiarkowała więc kłopot Józi, i ulitowała się nad nią; zbliżyła się tedy do okna, przemówiła grzecznie i łagodnie do każdej dziewczynki, i nareszcie tak powiedziała:
— Ja bardzo dzieci lubię, i przykro mi jest patrzeć na nie, gdy są w kłopocie i nudzą się: a wy, kochane panienki, podobno jesteście w takiem położeniu. Muszę koniecznie temu zaradzić. Posłuchajcie mnie. Podług wszelkiego prawdopodobieństwa, cały tydzień razem z sobą spędzicie; nie sposób, żebyście tak cały tydzień na tej sofie przesiedziały: trzeba ażebyście zaczęły rozmawiać z sobą, bawić się, trzeba się poznać; a wiecie jak najlepiej poznać się można?
— Ach! jak? jak? — spytała się Józia, która już od pół godziny nad tem dumała.
— Oto pójdźmy do kominka — odpowiedziała dobra ciocia, — tam się wesoło ogień pali. Siądźmy na małych kanapkach, obok niego stojących.
— A potem co? — przerwała Józia.
— Słuchaj tylko cierpliwie, — mówiła Paulina. — Czytałam w jednej starej książce, że dawno, dawno, kiedy przypadkiem kilka osób, nieznanych sobie, zeszło się do jednego domu, opowiadały sobie wzajemnie historyę życia swego, i tym sposobem się poznawały. Czemużbyście wy tak zrobić nie miały, kochane dzieci? Spróbujcie! niech każda z was powie, co tylko pamięta z tego, co jej się od urodzenia dotychczas zdarzyło, to jest historyą życia swego; a obaczycie, że wnet nie będzie już żadna patrzała z pod oka na drugą, nie będziecie ziewać ani się nudzić, i przed końcem wieczora tak będziecie dobrze z sobą, jak gdybyście się oddawna znały.
Podobała się ta myśl Józi i innym dziewczętom; wstały, poszły do kominka, siadły na kanapkach, ale każda z nich byłaby chciała słuchać, a mówić sama nie miała ochoty. Anielka Jabłońska mówiła, że nie potrafi; Joasia Brzeska, że niema co powiedzieć; Marynia Kaniewska, że nie wie od czego zacząć, Józia, że nie chce być pierwszą. Dobra Paulina zachęcała dziewczęta jak mogła, każda się tłumaczyła i wzdragała; ale nareszcie każda powiedziała, że byle tylko która inna zaczęła, ona potem powie. — Usłyszawszy te słowa, Paulina powiedziała do Józi:
— Przynieś papieru, pióro i kałamarz.
Józia przyniosła wszystko, Paulina podarła papier na cztery karteczki, spytała się każdej dziewczynki o jej lata i imię, napisała na osobnej karteczce, zwinęła je w trąbkę, wzięła mały koszyczek, wrzuciła w niego karteczki, zamieszała i podała go najstarszej z panienek Anielce Jabłońskiej. Anielka śmiejąc się, wzięła jednę karteczkę, rozwinęła i przeczytała głośno: Józia. Na Józię więc wypadło opowiedzieć najpierwej historyę życia swego; drugie dziewczęta usłyszawszy to, klasnęły w ręce, cieszyły się i śmiały. Józia zaś zaczęła dumać, rumienić się; ale nareszcie, gdy jej towarzyszki sunęły się jak mogły najciaśniej w kółko obok kominka, gdy jej ciocia wskazała miejsce skąd zacząć wypadało, i niektóre podała myśli, Józia w tych słowach mówiła:





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie .