Wierny przyjaciel

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Bracia Grimm
Tytuł Wierny przyjaciel
Podtytuł Bajka
Pochodzenie Skarbnica Milusińskich Nr 38
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Popularnej
Data wyd. 1929
Druk „Siła”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Elwira Korotyńska
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
SKARBNICA MILUSIŃSKICH
pod redakcją S. NYRTYCA



BRACIA GRIMM
WIERNY PRZYJACIEL
BAJKA
z ilustracjami
spolszczyła
ELWIRA KOROTYŃSKA


WYDAWNICTWO
KSIĘGARNI POPULARNEJ
w WARSZAWIE
Składano i odbito czcionkami w drukarni „SIŁA”
Warszawa, Marszałkowska 71. Tel, 334-48.





Był raz kundel bardzo nieszczęśliwy. Pracował ciężko, zaganiając trzody swego pana na pole, pilnując w nocy całego dobytku i domu. Praca ta nie była dla niego przykrą, gdyż próżnować nie lubił, ale kto pracuje — jeść musi, a on, biedny kundel folwarczny głód cierpiał bez przerwy.
Nie zawsze dano mu trochę kartofli z wodą, i tego nieraz nie otrzymał, a gdy podsuwał się nieśmiało do jedzenia dawanego nierogaciznie, bito i przepędzano z podwórza.
Biedak chodził i pracował z obwisłemi z głodu bokami, z łbem spuszczonym ku ziemi, a gdy podniósł do góry, to w oczach jego malowała się taka niedola i smutek, że kto miał serce litośne zrozumiał, iż pies był bardzo nieszczęśliwy.
Ale, że każdy pies dużo znieść potrafi, to i nasz kundel siedziałby zapewne do końca swego życia w folwarku i cierpiał głód, jeśliby się do tego nie przyłączyła jeszcze jedna niedola.
Zaczęto go bić bez powodu. Za co? Dlaczego? Ot, tak sobie, dla przyjemności, a czasem dla spędzenia na jego skórze złego humoru.
Kopano go ciężko okrutnie butami, bito kijem, wymyślano mu rozmaicie.
Za wiele już tego było! Cierpieć głód i jeszcze być bitym?! Nie!
Pies się zbuntował. Uciekł dnia pewnego i nie powrócił do domu.
Wzięto inną ofiarę do wyganiania bydła i nie pomyślano nawet co się z nim stało.
A pies nasz pędził całą siłą, aby być jak najdalej od ludzi, którzy go ukrzywdzali.
Znosił i tu w drodze prześladowanie.
Rzucano nań kamieniami, z kąta w kąt przepędzano, a głód mu straszliwie dokuczał.

Wreszcie przytulił się pewnego dnia do stodoły, na której wróbel miał gniazdo i zawył żałośnie.
— Co tobie? co ci się stało? — spytał wróbel, zeskoczywszy ze swego gniazda. — Czego płaczesz? czemu patrzysz tak smutno przed siebie?
— Głodny jestem — rzekł pies, — uciekłem od swego pana, bo nietylko, że mi jeść nie dawał, ale znęcać się począł nademną... Tego zawiele...
I biedne psisko smutnie pochyliło swój łeb do dołu.
— Nie martw się, — odparł litościwy wróbelek, — kocham nieszczęśliwych i pokrzywdzonych i od tej chwili wiernym ci się stanę przyjacielem. Pójdź ze mną, ja ci ułatwię zdobycie pożywienia!
Wyszli na poszukiwanie i natrafili na jatkę z mięsem.
Zaiskrzyły się oczy zgłodniałego kundysa.
Cóżby dał za duży kawał mięsa! Jakżeby schrupał wraz z kośćmi...
Ale przecie zdobyć nie jest w stanie. Ludzi mnóstwo w sklepie, rzeźnik i żona uważają, aby co nie zginęło. Próżna nadzieja!
Inaczej myślał wróbelek.
Leciutko wskoczył na ladę sklepową, gdzie leżały kawałki mięsa.
Ukrył się za dużą kością szpikową i począł dziobkiem przyciągać mięsa do brzegu.
Wysiłki te trwały długo, ale w końcu uwieńczone zostały powodzeniem.
Kawał mięsa cichutko zsunął się na podłogę, pies schwycił i uciekł, a w ślad za nim i litośna ptaszyna,
— Czyś się najadł? — zapytał wróbel.
— Zjadłbym jeszcze kawałek, — odpowiedział pies.
— Chodźmy więc do drugiego sklepu! — zawołał wróbel, — znajdziemy znów sposób na ściągnięcie kawałka mięsa.
Poszli i znów wierny przyjaciel dopomógł do zdobycia mięsa.
— Czy masz dosyć? — spytał wróbel swego przyjaciela.
— Zjadłbym kawałek chleba, — odrzekł kundel, — wtedy byłbym zupełnie nasycony.
— Pójdź ze mną do piekarni, będzie i chleb! — pocieszył go wróbel.
Wszedłszy do piekarni, ściągnął dziobem z deski, na której ułożone były bochenki pieczywa, kilo świeżutkiego chleba, który pies złapał natychmiast i zjadł.
— Czyś nasycony? — zapytał wróbel.
— Najzupełniej! — odrzekł wesoło pies. Poraz pierwszy w życiu jeść nie chcę! Dziękuję ci, mój przyjacielu!
Teraz, kiedym się najadł, zasnąłbym odrobinę.
— Śpij sobie, ile zechcesz, czuwać nad tobą będę, uspokoił go wróbel i usiadł na poblizkiem drzewie.
Pies ułożył się na ulicy i usnął zadowolony i syty.
Naraz, gdy wróbel zaczął drzemać na gałęzi, mając jeszcze jedno oko nie zamknięte, spostrzegł wóz, zmierzający do miejsca, na którem wysypiał się jego przyjaciel.

— Oho! źle! — szepnął — gotów go przejechać!
Podbiegł do woźnicy, który wiózł dwie beczki wina na wozie zaprzężonym w trzy konie i prosa, aby zjechał w bok, gdyż pies, jego przyjaciel, leży na drodze.
— Cha! cha! cha! — śmiał się złośliwie woźnica, a to ci figura ten kundel!
Mam dla niego zjeżdżać z drogi? Ani myślę...
I wpadł na śpiącego psa, zabijając go odrazu.
Aż zapiszczał z żalu za swym towarzyszem dobry wróbelek, który polubił głodnego biedaka i chciał mu w jego niedoli dopomagać...
— Ach! niegodziwy człowieku! — zawołał — pożałujesz ty swego okrucieństwa, zobaczysz!
— Coo? I to ty mi grozisz? marny wróblu! Uduszę cię w pieści nędzne stworzenie!
Ale wróbelek postanowił dotrzymać tego, co przyobiecał.
Jak tylko wóz ruszył, wróbel zakradł się pod beczkę z winem i dotąd dziobał i dziobał, aż zrobił otwór, przez który sączyć się poczęło wino, które wkońcu wypłynęło całkiem z beczułki.
Woźnica jechał spokojnie, nie przeczuwając zemsty za zabicie psa, a gdy przystanął aby napoić konie, z przerażeniem spostrzegł swą stratę.
— Ach! ja nieszczęśliwy! — zawołał z rozpaczą — co pocznę?
— To nic jeszcze! — zawołał wróbel — będzie i drugie nieszczęście!
Nie wolno bezkarnie zadawać śmierć niewinnemu stworzeniu, które w dodatku było moim przyjacielem!
— Ach! ty marny wróblu! — ze złością wykrzyknął woźnica, — będziesz mi groził! Ja ci sprawię!
I zamierzył się kłonicą na maleństwo. Wróbel uciekł, ale kłonica uderzyła w głowę konia tak silnie, że ten upadł martwy na ziemię.
— Ach! ja nieszczęśliwy! — wykrzyknął zrozpaczony woźnica, nachylając się nad martwym koniem i odprzęgając go od wozu.
— To jeszcze nie ostatnie twoje nieszczęście, — krzyknął wróbel. — Mój przyjaciel musi być należycie pomszczony!
I umieściwszy się pod wozem zaczął znowu wiercić ostrym swym dziobkiem beczułkę, dopóki nie polało się wino.
Nie było już ani jednej kropelki, gdy woźnica uczuwszy lekkość zajrzał do wozu.
— O! ja nieszczęsny! — wykrzyknął — co pocznę? Wszystkie wino popłynęło strugą... o! ty niegodziwy wróblu! Ja cię teraz zabiję! Ale wróbel umykał tak szybko, iż nie sposób było go zabić.
Wreszcie usiadł na głowie konia, a gdy ciężki drąg woźnicy zawisł nad ciałkiem ptaszyny, umknął wróbel, a drąg padłszy na czaszkę konia, zabił go i osunął na ziemię.
— O! ja nieszczęśliwy! — wykrzyknął strapiony woźnica.
— Nie ostatnie to twoje nieszczęście! — zawołał wróbel — musisz mieć karę za twą zbrodnię!
I umknął od rozłoszczonego woźnicy, poczem zaczął znów szybować nad głową trzeciego konia, aż drąg dla niego przeznaczony padł z całą siłą na głowę szkapy i rozbił jej czaszkę.
— Nieszczęsny ja człowiek! — zawołał z rozpaczą woźnica.
— Nie ostatnie to twoje nieszczęście! — szydził wróbel — to zamało nieszczęść za śmierć mego biednego przyjaciela!
Szedł smutnie woźnica, rozmyślając co pocznie.
Ani konia, ani wina, wszystko stracone? I to z powodu marnego psa przejechanego przez jego wóz i nędznego wróbla mszczącego się za przyjaciela.
A tymczasem wróbel poleciał naprzód i gwizdem przeciągłym zwołał tysiące takich jak on wróbli na pole złego woźnicy.
— Stała mi się krzywda! — mówił usiadłszy na dachu stodoły — zabito mi przyjaciela psa...
Zły człowiek nie chciał ustąpić z drogi i przejechał nieszczęśliwego. Zjedzmy mu za ten czyn bezlitośny to wszystko ziarno na polu w snopach.
Zbrodniarz żyć w dostatku nie powinien!
Rzuciło się ptactwo i żarłocznie objadło kłosy z ziaren, a gdy nadchodził woźnica odleciały nie pozostawiwszy niczego prócz słomy.
— Nieszczęście! — zawołała żona woźnicy, spotykając go przed domem.

— Jakieś ptactwo rzuciło się jak szarańcza na nasze pole i objadło kłosy z ziaren.

Klęska głodu nas czeka, o! my nieszczęśliwi!
Usiadł woźnica, ukrył twarz w dłonie i gorzko zapłakał.
Nie miał koni, wina ni ziarna, czekała nań nędza okrutna.
Czy dobrze zrobił wróbel, ciężko mszcząc się za śmierć przyjaciela?
Bolesna to strata — prawda, ale zemsta w sercu ludzkiem to broń straszna, którą w własne kieruje się serce. Zemsta nie załagodzi bólu lecz rozżarzy.
Ale wróbelek nie był człowiekiem i o tem nie wiedział. Mścił się bo kochał psa nędzarza... O istnieniu przebaczenia nie wiedział...

KONIEC


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Bracia Grimm i tłumacza: Elwira Korotyńska.