Wicehrabia de Bragelonne/Tom IV/Rozdział XIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Wicehrabia de Bragelonne
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Vicomte de Bragelonne
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XIX.
O STOLARSTWIE I O SPOSOBIE UMIESZCZANIA SCHODÓW.

Rada, dana Montalais, udzielona została La Valliere. Ta poznała, że nie braknie jej roztropności, i po niewielkim oporze, pochodzącym bardziej z wrodzonej bojaźliwości, niż oziębłości, zgodziła się na wykonanie planu. Dwie kobiety, płaczące i rozpaczające w pokoju sypialnym księżnej, były arcydziełem Malicorna. A ponieważ nic nie masz prawdziwszego nad niepodobieństwo, nic naturalniejszego nad romantyczność, pomysł ten, wyjęty prawie z Tysiąca i jednej nocy, udał się najdoskonalej. Najprzód oddaliła Montalais, a w trzy dni później La Valliere. Dano im pokoje nad pokojami szambelanów i paziów. Jedno piętro, a właściwie jedna deska przedzielała panny honorowe od mężczyzn. Osobne schody pod nadzorem pani: de Navaille, prowadziły do ich pokojów. Dla większej pewności pani de Navaille, wiedząc o poprzednich zamiarach króla, kazała zakratować okna i kominy w pokoju Ludwiki! Cnota więc panny La Valliere, której pokój był bardzo podobny do klatki, była zupełnie zabezpieczoną. Panna La Valliere, którą księżna, od czasu oddania jej pod dozór pani de Navaille, nie używała do usług, nie miała nic więcej do roboty, tylko wyglądać zakratowanem oknem.
Otóż pewnego poranku, spostrzegła Malicorna w oknie, równoległem do jej okna. Trzymał w ręku narzędzie ciesielskie, oglądał budowle i pisał obliczenia architektoniczne na kawałku papieru. La Valliere, poznawszy go, powitała ukłonem.
Malicorne, odpowiedziawszy równie uprzejmym ukłonem, umknął z okna. La Valliere zdziwiła się tą oziębłością, niezwykłą przy jego charakterze, lecz, przypomniawszy sobie, że przez nią stracił miejsce, że przeto nie mógł być dla niej bardzo uprzejmym, bo ona pewno nigdy nie będzie w stanie wynagrodzić mu tego, nie dziwiła się już jego postępkowi.
Wtem spostrzegła że coś wyrzucono z okna, w którem stał przed chwilą Malicorne; przedmiot wpadł do jej pokoju; podniosła go, była to szpulka, owinięta kawałkiem papieru.
La Valliere odwinęła i zaczęła czytać.
„Pani!
Bardzo mię niepokoi nieświadomość dwóch rzeczy! Po pierwsze: nie wiem, czy podłoga w pokoju pani jest z desek, czy z cegieł?
Po drugie: jaka jest odległość od łóżka pani do okna? Proszę wybaczyć moją śmiałość i odpowiedzieć na tym samym liście wyrzucając go oknem na ziemię. A zarazem proszę wierzyć, że jestem jej najniższym sługą“.
— O!... biedny chłopiec — zawołała La Valliere — dostał pomieszania zmysłów.
I zwróciła wzrok, pełen politowania na Malicorna, stojącego w głębi okna. Malicorne zrozumiał to i potrząsnął głową, jakby chcąc wyrazić:
„Nie, nie, bądź spokojną, ja mam zdrowe zmysły“.
Potem, poruszając ręką, jakby pisał, zdawał się mówić: odpisuj pani prędko. Chociażbym nawet miał pomieszanie zmysłów, La Valliere nie widziała w tem nic nieprzyzwoitego, ażeby uczynić to, czego żądał; wzięła więc ołówek i napisała:
„Z desek“.
Potem odliczyła dziesięć kroków od łóżka do okna i napisała:
„Dziesięć kroków“.
Potem, rzuciła okiem w stronę, gdzie był Malicorne, a ten dał jej poznać, że schodzi na dół. La Valliere domyśliła się, że czyni on to dla podjęcia biletu, zbliżyła się wiec do okna i wyrzuciła nieznacznie pismo. Jeszcze szpulka, na której był bilet toczyła się po ciosowych kamieniach, kiedy Malicorne już porwał ją, rozwinął i czytając, pobiegł ku mieszkaniu pana de Saint-Agnan. Saint-Agnan, podobny do tych roślin, co dla lepszego rozwinięcia się, koniecznie potrzebują słońca, wybrał albo raczej prosił o mieszkanie w bliskości króla. Mieszkanie to składało się z dwóch pokoi w tym samym pawilonie co i królewskie. Saint-Agnan dumny był z tego sąsiedztwa, bo dawało mu łatwiejszy dostęp do króla, a powtóre, nastręczało sposobność przypadkowego spotkania. W tej chwili, kiedy to mówimy, zajęty był właśnie wyszukanem przyozdobieniem pokoju, licząc na szczęście, że kiedy niekiedy będzie tu miał odwiedziny królewskie, gdyż Jego Królewska Mość, od czasu zajęcia się panną La Valliere, uczynił go swoim powiernikiem i nie mógł się obejść bez niego w dzień ani w nocy. Malicorne kazał się zaprowadzić do hrabiego. Saint-Agnan spytał odwiedzającego, jakie ma nowiny.
— I wielkie — odrzekł tenże.
— No i cóż?... — spytał Saint-Agnan, ciekawy, jak każdy ulubieniec.
— Panna La Valliere zamieniła mieszkanie.
— Przecież mieszkała u księżny?
— Niezawodnie. Ale sąsiedztwo to znudziło księżnę i umieściła ją nad pokojami, które pan masz zająć.
— Jakto?.. tam na górze?... — krzyknął Saint-Agnan zdziwiony, wskazując o piętro wyżej.
— Nie — rzekł Malicorne — tam!... wskazał mu przeciwległą budowlę.
— Dlaczegóż wiec pan mówisz, że jej pokój jest nad moim?
— Gdyż jestem pewny, że pański pokój powinien być koniecznie pod pokojem panny La Valliere.
Na te słowa Saint-Agnan spojrzał na Malicorna wzrokiem, jakim przed kwadransem spojrzała nań La Valliere.
— Zaraz odpowiem na myśl pańską — rzekł Malicorne.
— Jakto?... — podchwycił Saint-Agnan.
— Bez wątpienia nie zrozumiałeś pan wcale tego, co mówiłem.
— Przyznaję.
— Zapewne wiesz pan, że pod mieszkaniami panien honorowych są pomieszczeni dworzanie króla i księcia.
— Tak!.. gdyż Manicamp, de Wardes i inni tam mieszkają.
— Tak!.. tak!... i podziwiaj pan teraz szczególność zdarzenia; właśnie dwa pokoje, przeznaczone dla pana de Guiche, są pod pokojami, w których teraz mieszkają Montalais i La Valliere.
— Więc cóż stąd?...
— A to, że pokoje te są wolne, gdyż pan de Guiche leży ranny w Fontainebleau.
— Przysięgam panu, że nie zgadnę, na co to wszystko.
— O!... gdybym ja miał szczęście być panem de Saint-Agnan, zgadłbym natychmiast.
— I cóżbyś pan zrobił?
— Zamieniłbym natychmiast pokoje, zajęte przeze mnie, na pokoje, niezajęte przez pana de Guiche!
— Co też pan mówisz — rzekł dumnie Saint-Agnan — ja miałbym opuścić najzaszczytniejsze miejsce, to jest sąsiedztwo króla, przywilej udzielany tylko książętom krwi i parom. Ależ, mój kochany panie Malicorne, pozwól powiedzieć, żeś stracił zmysły.
— Panie!... — odrzekł poważnie Malicorne. — Popełniasz dwa błędy, pierwszy, że mnie nazywasz de Malicorne, kiedy nazywam się tylko Malicorne, drugi, że przypisujesz mi utratę zmysłów.
Potem, wyciągając papier z kieszeni, rzekł:
— Posłuchaj pan!... a potem pokażę panu co tu jest.
— Słucham — rzekł Saint-Agnan.
— Wiesz pan, że księżna pilnuje tak La Valliere, jak Argus Nimfę Jo.
— Wiem o tem.
— Wiesz pan, że król chciał nieraz pomówić z La Valliere, lecz ani panu ani mnie nie udało się nastręczyć mu do tego sposobności.
— O!.. o tem, i pan wiesz dobrze, mój biedny panie Malicorne.
— No, i cóż pan o tem myślisz?... coby spotkało tego, który wynalazł sposób zbliżenia dwojga kochanków?
— O!... król nie skąpiłby swych łask.
— A nie chciałbyś pan, panie Saint-Agnan, korzystać choć cokolwiek z tej łaski królewskiej?
— Czemuż nie? — względy bowiem mojego pana za dopełniony przeze mnie obowiązek byłyby dla mnie najpożądańsze.
— Skoro tak, patrz pan na ten papier.
— Cóż to jest?... A! to jakiś plan?
— Tak! plan dwóch pokojów pana de Guiche, które ja uważam już za pańskie.
— O! co nie, to nie!
— Ale dlaczegóż?
— Bo moich pokojów zazdroszczą mi panowie de Roquelaure, de la Tere i Dangeau.
— A więc żegnam pana, panie hrabio, i idę ofiarować jednemu z tych panów plan i korzyści, do niego przywiązane.
— A czemuż go pan nie zachowasz dla siebie? — spytał Saint-Agnan z niedowierzaniem.
— Ponieważ król nigdy nie uczyni mi tego zaszczytu, aby miał przyjść do mnie, co łatwo zrobi dla jednego z tych panów.
— Co, król pójdzie do jednego z nich.
— Dziesięć razy na dzień! Jakto! pan pytasz, czy król pójdzie do pokojów, które go zbliżą do panny La Valliere?
— Pięknie zbliżą!... kiedy całe piętro ich przedziela.
Malicorne znowu rozwinął swój plan.
— Panie hrabio, uważaj pan, podłoga w pokoju panny La Valliere jest z desek.
— No i cóż stąd?
— Jakto co? weźmiesz pan cieśle, który, zamknięty u pana i, nie wiedząc, gdzie jest, wyrznie dziurę u pana w suficie, a tem samem w podłodze u panny La Valliere.
— A! mój Boże — krzyknął Saint-Agnan, to pomysł zbyt śmiały.
— Ale królowi wyda się bardzo prostym.
— Bo zakochani nie widzą niebezpieczeństwa.
— Jakiegoż niebezpieczeństwa obawiasz się pan, panie hrabio?
— Ależ wypiłowanie podobnego otworu spowoduje hałas, który wszyscy w zamku usłyszą.
— O! jestem pewny, panie hrabio iż rzemieślnik, którego wskażę, zrobi to bez najmniejszego hałasu: wypiłuje sześciostopowy czworokąt piłą, owiniętą pakułami, bez najmniejszego hałasu; nawet najbliżsi sąsiedzi nie usłyszą.
— A! kochany panie Malicorne, takeś mię odurzył, zmieszał.
— Mówię dalej — rzekł spokojnie Malicorne — w pokoju, w którym każesz pan wypiłować dziurę... uważaj pan dobrze!
— Uważam!
— Każesz pan postawić schody, które dozwolą albo pannie La Valliere zejść do pana, albo królowi wejść do panny La Valliere.
— Ależ te schody każdy zobaczy?
— Nie, gdyż pan każesz je zakryć przepierzeniem i okryć obiciem takiem, jak cały pokój, od panny La Valliere zaś zakryte będą klapą, stanowiącą część podłogi, a klapa otwierać się będzie pod jej łóżkiem.
— Prawda — rzekł Saint-Agnan, a oczy mu zabłysły radością.
— A teraz nie potrzebuję powtarzać panu, że król bardzo często odwiedzać będzie pokój, w którym będą takie schody. Zdaje mi się, że pan Dangeau zwłaszcza będzie zachwycony moim pomysłem, idę więc do niego.
— A! kochany panie Malicorne — zawołał Saint-Agnan — zapomniałeś, żeś mnie pierwszemu go proponował, a zatem ja mam pierwszeństwo.
— To pewna, że tym sposobem odrazu dostanie pan order, a potem może i niezłe jakie księstwo.
— A przynajmniej będę miał sposobność — rzekł Saint-Agnan, zaczerwieniony z radości — okazać królowi, że nie napróżno nazywa mię czasem swoim przyjacielem, sposobność zaś tę będę winien panu.
— I nie zapomnisz: pan o tem — rzekł Malicorne z uśmiechem.
— Będzie to dla mnie chlubą.
— Ja, panie, nie jestem przyjacielem króla, tylko jego sługą.
— Jeżeli pan sądzisz, że w tych schodach jest dla mnie niebieska wstęga, zdaje mi się, że dla pana znajdzie się tam dyplom szlachecki.
Malicorne skłonił się.
— Idzie tylko teraz — rzekł Saint Agnan — o zmianę mieszkania.
— Zdaje mi się, że król nie będzie się temu sprzeciwiał. Spytaj się go pan o to.
— Biegnę natychmiast do niego.
— A ja idę wyszukać rzemieślnika, którego potrzebujemy.
— Ale o której godzinie przyjdzie rzemieślnik?...
— O ósmej.
— A jak długiego czasu potrzebować będzie do wypiłowania tej dziury?...
— Mniej więcej dwie godziny. Ale potem potrzebować będzie jeszcze dłuższego czasu do wygładzenia i przypasowania klapy; razem ze zrobieniem schodów zajmie mu ta robota całą noc i pół dnia jutrzejszego.
— Dwa dni, to długo.
— No przecież, kiedy się robi drzwi do raju, trzeba, aby te drzwi były arcydziełem.
— Masz słuszność. Do widzenia więc, kochany panie Malicorne, ja będę mógł przenieść się pojutrze wieczorem.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.