Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   113   —

— Wiesz pan, że król chciał nieraz pomówić z La Valliere, lecz ani panu ani mnie nie udało się nastręczyć mu do tego sposobności.
— O!.. o tem, i pan wiesz dobrze, mój biedny panie Malicorne.
— No, i cóż pan o tem myślisz?... coby spotkało tego, który wynalazł sposób zbliżenia dwojga kochanków?
— O!... król nie skąpiłby swych łask.
— A nie chciałbyś pan, panie Saint-Agnan, korzystać choć cokolwiek z tej łaski królewskiej?
— Czemuż nie? — względy bowiem mojego pana za dopełniony przeze mnie obowiązek byłyby dla mnie najpożądańsze.
— Skoro tak, patrz pan na ten papier.
— Cóż to jest?... A! to jakiś plan?
— Tak! plan dwóch pokojów pana de Guiche, które ja uważam już za pańskie.
— O! co nie, to nie!
— Ale dlaczegóż?
— Bo moich pokojów zazdroszczą mi panowie de Roquelaure, de la Tere i Dangeau.
— A więc żegnam pana, panie hrabio, i idę ofiarować jednemu z tych panów plan i korzyści, do niego przywiązane.
— A czemuż go pan nie zachowasz dla siebie? — spytał Saint-Agnan z niedowierzaniem.
— Ponieważ król nigdy nie uczyni mi tego zaszczytu, aby miał przyjść do mnie, co łatwo zrobi dla jednego z tych panów.
— Co, król pójdzie do jednego z nich.
— Dziesięć razy na dzień! Jakto! pan pytasz, czy król pójdzie do pokojów, które go zbliżą do panny La Valliere?
— Pięknie zbliżą!... kiedy całe piętro ich przedziela.
Malicorne znowu rozwinął swój plan.
— Panie hrabio, uważaj pan, podłoga w pokoju panny La Valliere jest z desek.
— No i cóż stąd?