Wicehrabia de Bragelonne/Tom III/Rozdział XXXII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Wicehrabia de Bragelonne
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Vicomte de Bragelonne
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXXII.
KSIĘŻNA MA CZTERY NADZIEJE WYGRANIA LOSU.

Królowa-matka Anna kazała prosić młodą królowę, aby ją odwiedziła. Od niejakiego czasu cierpiąca i spadająca ze szczytu wdzięków i młodości z pośpiechem, jaki oznacza upadek kobiet, które wiele walczyły, przekonała się Anna Austriacka, że do wzmagającej się choroby fizycznej przybywa bolesne przeświadczenie, iż obecnie jest tylko żyjącem wspomnieniem wśród nowych piękności, nowych rozumów i nowych gwiazd na dworze. Opinja lekarza i opinja zwierciadła mniej ją udręczały, niż owe nielitościwe ostrzeżenia dworaków, którzy, podobni do szczurów okrętowych, opuszczają pokład, zagrożony zalaniem wody.
Widząc się cierpiącą i przez cierpienie skazaną na samotność, z boleścią przewidywała, że większa część jej dni i wieczorów upłynie w samotności, nudach i bezczynności. Przypominała sobie iż trwogą odosobnienie, w jakiem ją niegdyś pozostawiał kardynał Richelieu, smutne i nieznośne wieczory, w czasie których mogła przynajmniej pocieszać się młodością i wdziękami, którym zawsze towarzyszy nadzieja lepszej przyszłości. Postanowiła przeto przenieść dwór do siebie i ściągnąć księżnę z jej świetnym orszakiem do posępnego i smutnego mieszkania, gdzie wdowa po królu francuskim, matka króla francuskiego, zmuszona była pocieszać zawsze trwożliwa i niespokojną małżonkę króla.
Lecz w jaki sposób zachęcić do przyjścia ludzi, którzy tak dobrze czuli się w salonach księżnej?
Anna Austriacka powzięła pewien plan. Nie mogła już rozporządzać pięknością i wdziękami. Lecz kieszeń jej dobrze była napełniona; mogła rozporządzać znaczną sumą, uzbieraną dla niej przez kardynała Mazariniego. Miała najpiękniejsze klejnoty w całej Francji, nadewszystko tak wielkie perły, że król sam wzdychał, ilekroć je widział, albowiem przy nich perły w koronie wyglądały jak ziarnica prosa.
Była bogatą, postanowiła więc na przynętę dla tych, którzy ją mieli odwiedzać, przeznaczyć albo piękne złote talary do wygrania, albo korzystne dotacje, które w dobrym humorze miała rozdzielać, albo znaczne dochody, które zamierzała, dla utrzymania swojego kredytu, wyjednywać od króla. Tego środka najprzód na księżnie spróbować zamierzyła, bo posiadanie księżny wydawało się dla niej najważniejszem. Księżna, pomimo niezachwianej ufności w swój rozum i swoją młodość, uchyliła głowę przed przedstawionemi jej korzyściami.
Anna Austriacka urządziła u siebie loterję.
W dniu, w którym rzecz się dzieje, miała być u królowej-matki zabawa; monarchini puszczała na loterję dwie prześliczne bransolety brylantowe wytwornej roboty. Miały one w sobie dwie starożytne kamee wielkiej wartości; diamenty wprawdzie nie przedstawiały tak znacznej wartości, ale oryginalność, rzadkość pracy, czyniły te klejnoty nietylko pożądanemi na dworze, ale nawet, kiedy błyszczał na rękach królowej, zaszczyt przypuszczenia do całowania ręki czyniły ponętniejszym.
Jak już mówiliśmy, w dniu zabawy królowa-matka wezwała do siebie Marię-Teresę.
— Moja córko — rzekła, witając się — dobrą zwiastuję ci wiadomość. Król bardzo czule mówił mi o tobie. Król jest młody i bardzo pochopny do niestałości, ale kiedy będziesz przy mnie, nie poważy się oddalić od ciebie, tem bardziej, że jest czule przywiązany. Dzisiaj wieczorem jest u mnie loteria; czy zechcesz przybyć?
— Mówiono mi — odpowiedziała młoda królowa z pewnym wyrazem bojaźliwego wyrzutu — że Wasza Królewska Mość puszcza na loterię dwie piękne bransolety, które są tak wielkiej wartości, że powinny się liczyć do klejnotów koronnych, tem więcej, iż należały do Waszej Królewskiej Mości.
— Moja córko — odrzekła Anna Austriacka, odgadując myśl młodej królowej i pocieszając ją, że nie otrzymała tego podarunku — muszę nazawsze przyciągnąć do siebie księżnę.
— Księżnę!... — powtórzyła, rumieniąc się, młoda królowa.
— Nie inaczej, alboż nie lepiej mieć przed oczyma rywalkę, czuwać nad nią i panować, niż wiedzieć, że król ustawicznie u niej przebywa?... Ta loterja jest przynętą, której dla tego, używam. Czy zganisz więc mój plan?
— O!... nie, nie — odrzekła Marja Teresa, klaszcząc w ręce z dziecięcą radością.
— I nie żałujesz tego, moja droga, żem ci nie podarowała tych bransoletek, jak to wprzód zamierzyłam?...
— O!... nie, nie, moja dobra matko.
— A więc, moja kochana córko, staraj się, abyś była piękną i aby nasz wieczór był świetny; im bardziej będziesz wesoła, tem ukażesz się milszą i zaćmisz wszystkie kobiety blaskiem twojego znaczenia.
Marja Teresa wyszła uradowana. W godzinę potem przyjmowała Anna Austriacka u siebie księżnę, obsypując ją pieszczotami.
— Dobra wiadomość!... — rzekła — król uradowany z loterji.
— Ja zaś nie jestem z niej zadowolona — odrzekła księżna — widzieć tak piękne, jak te bransoletki na rękach innej kobiety, a nie Waszej Królewskiej Mości, królowej, albo moich, jest to myśl, do której nie mogę przyzwyczaić się.
— Ho!... ho!... — podchwyciła Anna Austriacka, pokrywając uśmiechem gwałtowną boleść, jaką czuła... — nie unoś się, młoda kobieto, i nie przesądzaj naprzód.
— Ale los ślepy... a jak mi mówiono, dwieście biletów.
— Tak jest; ale jeden tylko wygrywa.
— Zapewne. Ale któż może wiedzieć, na który trafi? — odrzekła księżna z rozpaczą.
— Przypominasz mi, że miałam sen tej nocy... o! moje sny dobre są... ja śpię bardzo mało.
— Jaki sen?... Wasza Królewska Mość cierpi?...
— Nie — odpowiedziała królowa, tłumiąc z nadzwyczajną siłą bicie serca... — Śniło mi się, że król wygra bransolety.
— Król?...
— Zapewne chcesz mnie zapytać, co król z niemi uczyni?
— Prawda.
— A pewnie dodasz, że byłoby to dobrze, ażeby król wygrał, bo musiałby je komu ofiarować.
— Albo zwrócić Waszej Królewskiej Mości.
— W takim razie ja bezzwłocznie komuś je ofiaruję — rzekła królowa z uśmiechem — bo nie bez pewnego przymusu stawiam je na loterię. Lękałam się narobić zawiści, ale jeżeli traf wywiedzie mnie z kłopotu, ja los poprawię... o!... wiem, komu je mam ofiarować!...
Tym wyrazom towarzyszył tak dobitny uśmiech, że księżna pocałowaniem musiała go opłacić.
— Ale — dodała Anna Austriacka — wiesz dobrze, że król nie odda mi bransolet, jeżeli je wygra!
— Zapewne je ofiaruje królowej.
— Bynajmniej. Dla tej samej przyczyny, dla której mnie ich nie zwróci, nie ofiaruje ich królowej.
Księżna spojrzała na przepyszne bransolety, błyszczące w pudełku na bliskiej sofie.
— O!... jakie to śliczne!... — wyrzekła z westchnieniem. — Ale zapominamy, że sen Waszej Królewskiej Mości jest snem tylko.
— Bardzoby mnie to zdziwiło — odparła Anna Austriacka — ażeby mój sen miał być zwodniczym; to rzadko mi się przytrafia.
— Zatem Wasza Królewska Mość możesz przepowiadać?
— Mówiłam ci, moja córko, że nigdy prawie nic mi się nie śni; ale tutaj jest dziwny zbieg snu z mojemi myślami!... tak dobrze odpowiada moim nadziejom.
— Jakim nadziejom?...
— Naprzykład tym, że ty pozyskasz bransolety.
— Zatem król ich nie wygra.
— O!... — odrzekła Anna Austriacka — alboż tak daleko od serca Jego Królewskiej Mości do twego?... do ciebie, która jesteś jego ukochaną siostrą... Nie jest tak daleko, powtarzam, aby sen można nazwać zwodniczym. Zastanów się, jaka stąd korzyść i oblicz ją.
— Obliczam.
— Najprzód korzyść ze snu. Jeżeli król wygra, jestem pewna, że tobie odda bransolety.
— Przypuśćmy.
— Jeżeli ty je wygrasz, będziesz je posiadała.
— I to można przypuścić.
— Nakoniec, jeżeli książę wygra?...
— O!... — odrzekła księżna, zanosząc się od śmiechu — książę zapewne je podaruje kawalerowi Lotaryńskiemu.
Anna Austrjacka również, jak jej synowa, śmiać się zaczęła, to jest tak serdecznie, że jej boleść znowu ją pochwyciła wśród wesołości.
— Co Waszej Królewskiej Mości?... — zapytała księżna przelękniona.
— Nic, nic... zanadto się śmiałam... właśnie miałam obrachować czwartą nadzieję wygranej.
— O!... nie widzę jej wcale.
— Za pozwoleniem i ja nie wyłączam się od grających i jeżeli wygram, możesz mnie być pewną.
— Dzięki ci, pani.
— Spodziewam się, że teraz jesteś zadowolona i że od tej chwili, sen nabiera barwy rzeczywistości.
— Wasza Królewska Mość natchnęła mnie nadzieją i ufnością — wyrzekła księżna — a wygrane bransolety będą dla mnie stokroć droższemi.
— A zatem do widzenia.
— Do widzenia.
I rozstały się.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.