Wesele stalowskie/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Mátyás
Tytuł Wesele stalowskie
Data wyd. 1895
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V. Przed ślubem. Rozpleciny. Przeprosiny. Wybór marszałka. Oddanie rózgi marszałkowi przez starostę.

A päni młodá i starsá druzka juz nie spiô, bo dziej[1] nachodzi, ino idô na wieś i prosô na wesele, zeby jechali furämy do Miéchocina[2] na ślub.
Jak zacyná świtać, skrzypki wstajô, zará jem kucharka daje śniádanie, gospodárz tego domu daje pić, a ze wsi powoli schodzô sie druzbowie, druzki, starostowie, swaski, a gospodárz, cyli uociec päni młody, cestuje jéch piwem, wodkom, co chto pije, a druzbowie i druzki täjcujô, a starostowie i swaski idô do dom. Starostowie kázô zaprzôgać parobkom kuonie, swaski ładujô do zájdów placki, syrki, kiełbasy, siádajô na wóz i jadô do päni młody.
Jak sie ju wszyscy zydô, druzbowie, druzki, starosty i swaski z furämy, wtedy sie wybiérajô do ślubu. Druzki sie puoschodzô do kółka i tak śpiéwajô:

Wybiérájmy sie räno! wybiérájmy sie räno,
zeby nám ślub däno!
Jak räno nie pódziemy, jak räno nie pódziemy,
to ślubu nie weźniemy.

Zará starsá druzka stawiá stołek na środku izby pod belkiem, päni młodá siadá na niem, a druzki tak śpiéwajô:

uO rozplatájcie sie! uo rozcesujcie sie, moje ślicne włosy!
nie uuzyłyście, nie uupiéłyście uu matusi rozkosy!

Śtery dołecki sämy wodecki Marysia napłakała
w te godzinecke, w te godzinecke, w kiej sie do ślubu brała.

Posła Marysia
do Päna Jezusa
na wesele prosić;
Pán Jezus wiedziáł,
co uodpowiedziáł:
„Más rodziny dosić!“

Wybiérájze sie, moja Marysiu! uo wybiéráj! wybiéráj!
co nápiékniése, co náładniése, uo na siebie zabiéráj!


Wybiérájze sie, wybiérájze sie, Marysiu, do ślubu!
Zaprzôgáj, ojce, stery kuoniki do cugu, do cugu!

Jak ju päni młody włosy rozpuściły, stroje jé na głowe dały, wtedy päni młodá płace, a pán młody prosi takiego, chtóry zná przeprásać; ten staje na środku izby i prosi uo uucisenie, potem mówi tak:
— Pänie młody i päni młodá, prose do siebie!
uÓni przychodzô i stojô, kole niego uojcowie tak ty, jako i ty strony siádajô za stół, a uón zacyná tak:

Do wás, päjstwo młodzi, przemáwiám w te głosy,
Zeby Imie Päjskie brzmiało pod niebiosy.
I do wás tyz mówie, zgromadzeni goście,
Spólnie ze mnom Buoga uo błogosławiejstwo proście!
Stänonem z powiénsowäniem miedzy tyla ludzi:
Niech Trojcá świetá wase serca zbudzi!
Por-zicie, co wyrosło po my prawy rece!
Powiéjsujmy wszyscy ty młody pänience,
Chtóry wiánek na głowie jak miesiôc rozkwitá!
Niech päjstwo młodzi rodziców pod nogi pochytá!

Terá młodzi uojców chytajô, a uojcowie mówiô:
— Niech wás Bóg błogosławi!
Dali mówi tak:

Práwda, zeście smutni i zaläni łzämy,
wy, päjstwo młodzi, i rodzice z wämy;
rodzice swojô corke w obce rece uoddajô,
tajak Bóg Jewe Jadämowi w raju.
Wyście jô wychowali, jak źrenice w oku,
dzisiáj wás odstepuje, nie zbräniájcie kroku!
Wás, przezacni goście, päjstwo młode witá,
przedziwnie sie wám kłäniá i pod nogi chytá,
dziekuje wám stokrotnie, zeście przyść rácéli,
zeście jéch do stánu máłzéjskiego pobłogosławiéli!
Otoz ju przychodzi sceśliwá godzina:
Błogosłáwcie uojcowie swoje corke i syna,
a przytem jém zyćcie wszyskiego duobrego!
Niech jéch Bóg błogosławi z nieba wysokiego!
Stoicie, päjstwo młodzi, w przedziwny paradzie,
z cego zál smutny na wasô twárz kładzie,
zacem do kościoła rusycie swe kroki,
uoddájcie rodzicom was ukłon głeboki!

Terá młodzi uojców chytajô, a uojcowie jéch błogosławiô. Dali mówi tak:

uO rodzice! prose wás, i wás, goście miéli[3]!
zebyście młodô páre do stánu máłzéjskiego pobłogosławiéli!
Gdy mówie te słowa, por-ziéj Buoze z wysokiego nieba!
dej jém zdrowie, fortóne i co ino trzeba!
Pänno młodá, chtórá más na głowie ten wiánek kwitniôcy,
juz ci go uodbiérá młodzieniec przy tobie stojôcy!
Ty zaś, pänno młodá, ju chwila nadesła,
zebyś stán päniéjski uopuściéła, w stán máłzéjski wesła,
juz je ta godzina i ten moment blizko,
w chtórem sie uodmieni stán i twe przezwisko.
W tem radośnem brzmieniu i tak wiele pienia,
niecháj sie świat weseli i ta całá ziemia! Biwat!

Por-ziéj, pänno młodá, na swój wiánek w koronie!
Tylma[4] ci serce z zálu i smutku nie uutonie,
ale coz más cynić? uOdrzuć zál na strone,
uokfiaruj Bogu wiánek i swoje korone,
bo uÓn ci dá za to młodziéjca zacnego!
Lec bedzies na zawse scerom zonom jego!
Wiánek predko zwiednieje uod wiatru i słójca,
uón ci bedzie wiernem bez miary i kójca;
zycie sie zákójcy, miéłość bedzie zéła,
wasy famielii bedzie to rzec miéła.
Cy słójce zaświéci, cy miesiôc na niebie,
to twój miéły bedzie pämietáł o ciebie.

I ty, pänie młody, jezdeś dziś w záłobie,
ale nicht nie zgadnie tego, co täm bedzie w tobie,
ino sercem twojem Bóg sám jeden włádnie,
uÓn sám ino przeniká, zná, co na cie pádnie!
Kawalyrstwo swoje uoddej na uokfiare,
uÓn cie z niesceściá wyrwie i uoddáli káre!
Z miéłościom máłzéjskom bedzies kocháł swoje zone
inne pänny z przyjaźniom oddális na strone,
nawet od swojéch krewnéch na bok sie uoddális,
przed niom sie zwierzys, przed niom sie uuzális,
a uóna nawzajem tobie bedzie miéłá,
sercem cie uukochá, co sie w nié zawiérá,
nie tylko w młodości, ale i w starości
kochać sie bedziecie wzajemny miéłości.
Chociá w przeznaconem casie wám umiérać przydzie,
przecie jedno drugiemu z pamieci nie wyjdzie.
Zéjcie z sobom sceśliwie w tem máłzéjskiem stánie!
Z nieba wysokiego błogosław jéch, Pänie!
Zacem do kościoła przestôpicie te progi,
zatrzymájcie sie i padniéjcie pod nogi

rodzicom wasem kochänem ráz, drugi i trzeci,
wy zaś, kochani rodzice, błogosłáwcie swoje dzieci!
Pośpie-ze, godzino piekná i sceśliwá,
niecháj päjstwu młodem płac uóc nie zalywá!

Jak młodzi ju nié majô uojców, to tak muówi:

Zál wám, päjstwo młodzi, wase serca kraje,
ze waséch rodziców do błogosławiéjstwa nie staje,
rodziców nie staje, ziemia jéch przykréła,
nigdy nie skójconá wiecność jéch przyjéna.
Wiec to miéjsce zastôpcie, uo przezacni goście,
temu päjstwu młodem o błogosławiéjstwo proście!
Biwat! biwat! w tem máłzéjskiem stánie,
co sie dáwnié miało stáć, niech sie dzisiáj stänie!
Terá wszyscy goście przemowcie te słowa:
— Niech jéch Bóg błogosławi! idźcie do kościoła!
Tämok przysiegniecie przed ołtarzem Buozem
i bedziecie zéli jaz do śmierci razem, —
Co dej Buoze, ámen!

Terá druzki zacynajô śpiéwać tak:

uOtwórz, matko, kómorecke! uotwórz, matko, kómorecke!
wydejze nám te rozecke!
uOtwórz, matko, nowy dwór! uotwórz, matko, nowy dwór!
wydejze my wiánek mój!

Matka idzie uotwiérać kómory. Starosta, skrzypki, druzbowie i druzki za niom; matka rozge wydaje starostowi i powracajô do izby. Pán młody i päni młodá wybiérajô sobie jednego z druzbów za marsáłka. Jak juz je wybräny, starosta sie pytá:
— Chłopcy druzbowie, przystájecie na tego marsáłka?
uOni krzyknô jednem głosem:
— Przystajemy!
Terá starosta uoddaje marsáłkowi rozge i mówi mu tak:
uOddaje ci wiánek, zebyś go w porzôdku nosiéł, zebyś sie nie uopiéł i wesele w porzôdku prowadziéł, bo inacy zapłaciéłbyś kare!
I te rozge mu uoddaje, marsáłek bierze rozge i wybiérá sobie drugiego do puomocy. Terá przychodzi starsá druzka, przynosi siedem jabłek i wtyká jéch na rozge, to jest na kuzdô uodnoge jedno, marsáłkowi zaś przypiná wstege do podsyi i bukiet za cápke, a druzki śpiéwajô tak:

Kołem, druzyna, kołem! kołem, druzyna, kołem!
za tatusiowem stołem!
Zagráj, muzyka, rzezko! zagráj, muzyka, rzezko!
Kłäniáj sie, Maryá, nizko!

Młodzi pochytajô swojéch ojców, a marsáłek podnosi rozge do góry i prosi całe wesele za sobom i idzie kole stołu náprzód, chtuóry stoi na środku izby, a całe wesele za niem. uObydô stół trzy razy dokoła i wychodzô na dwór. Päni młodá stoi w sieni przy progu, a pán młody za progiem na dworze i chto ino wychodzi z izby, kuzdego uoboje musô uuchycić i kuzdy powié:
— Niech wás Bóg sceści, błogosławi!
Kiedy ju wysło całe wesele na dwór, skrzypek grá, a druzby i druzki śpiéwajô, jak chto uumié, bo juz wszyscy pijäni.
A uociec päni młody jesce jém wynosi zbänek piwa i kwárte wódki. Marsáłek cestuje wodkom, a uociec piwem. Jak juz flaska próźna, ciská jô marsáłek przez strzeche i krzycô: Biwat! Jak sie flaska stłuce, to mówiô, ze bedô mieli młodzi sceście, a jak całá spadnie, to niesceście.




  1. Dzień.
  2. Wieś, o jeden kilometr od Tarnobrzega oddalona, parafja dla Stalów, a również dla Tarnobrzega (miasteczka powiatowego).
  3. Znaczy: mili.
  4. Zn.: ledwie, omal.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Mátyás.