Wesele stalowskie/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Mátyás
Tytuł Wesele stalowskie
Data wyd. 1895
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Dr. K. M.



WESELE STALOWSKIE



PRZEZ



D-ra Karola Matyasa.





(Odbitka z tomu IX „WISŁY“.)




WARSZAWA.
Druk Józefa Jeżyńskiego,
Danielewiczowska 16.
1895.


Дозволено Цензурою
Варшава, 31 Іюля 1895 г.






WESELE STALOWSKIE.



I. Wywiady.

KKiedy uociec má syna a dochodzi mu juz[1] dwadzieścia trzy a dwadzieścia śtery roków, to wtedy myśli sie zenić i mówi do uojców tak:
— Tatusiu i matusiu! — i uchyci jéch za nogi — já sie myśle zenić...
uOjcowie mu mówiô tak:
— Dobrze, kochäne dziecko! ale gdzie sie chces zenić? Uwáz se dobrze, zebyś potem nie záłowáł, bo to nie na rok, ani dwa, ino na całô wiecnoś.
Syn mówi tak:
— Já sie myśle zenić u Kosiora Jedrzeja, choć dziéwka mie sie nie konecnie podoba, ale má majôtek dobry.
uOciec mówi tak:
— Kochäny synu! to ty źle myślis, bo jak ze zonô bedzies źle zéł, to i majôtek za nic.
A syn mu uodpowiadá tak:
— Kochäny uojce! A co my po ładny zonie, jak chleba nie bede miáł! Jak padnie, to padnie, a täm sie bede zeniéł, ino my powiédźcie, co wy my dacie?
uOciec mówi tak:
— Já ci dám trzy morgi pola, jednô morge łôki, izbe ci wystawie, dám ci jednego kuouia, pó wozu i jedne krowe, a jak mie bedzies dobry, to po moi śmierci jesce ci dám morge pola.
Wtedy syn ojców za nogi puochytá i pytá sie, kogo má za posła wysłać. uOciec mówi tak:
— Idź po Wálskiego Wojtka! uón zná dobrze mówić, ino mu dej wódki, to uón täm dobrze wystoi[2].
Idzie syn po Wálskiego Wojtka, prowadzi do kárcmy, daje kilka pókwaterki wódki i mówi mu uo całem interesie, a Wálski sie go pytá:
— Co ci uociec daje i wiela ty chces od tego Kosiora?
— No, jábym chciáł, zeby uón dáł nie mnie, ino swoi córce ju námnié śtery morgi pola, morge łôki, plac, stajnie i stodołe, jednégo kuonia, dwie krów i jałówke, pó wozu i choć trzydzieści réjskie przed ślubem na wesele.
— Dobrze! to póde, ale jesce popráwwa na kuraś, bo täm nie trza geby załować.
I tak mu daje dobry pókwaterek uokowity. Jak ju wypiéł, przezegnał sie i idzie do Kosiora. Przychodzi, drzwi uotwiérá i mówi:
— Niech bedzie pokfálony Jezus Krystus!
uOdpowiedzô mu:
— Na wieki wieków, ámen! Siôdźcie se uu nás, powiédźcie, co słychać u wás!
— Já wám powiem tyla: cy wy máta Marysie do wydänia?
— Máwa; ino powiédźcie, kto sie chce z niom zenić!
— Przysłáł mie tu Fränek Páź, syn Ignaców.
— A co uón chce za majôtek?
— Zôdá to i to.
— A co jemu uociec daje?
— Tyla i tyla.
Zará sie pytá uociec córki:
— Maryś! pódzies ty za niego?
Marysia wychodzi zá pieca, chyta uojców i posła za nogi i mówi, ze: póde.
— Ano, to przychodźcie z wódkom i bedziemy sie godzić.

II. Ugoda.

Poseł idzie do päna młodego i mówi, ze juz je[3] wszysko[4] dobrze, ino iść z wódkom. Zará pán młody idzie na wieś i suka takié baby, chtórá pije wódke i zná dobrze gádać, przyprowadzi jô do swojego domu i idzie do kárcmy, przynosi kwárte wódki. Ta baba bierze flaske uod niego, stawiá na stole, uubiérá jô stôzkom, chtórô pán młody naprzód kupiéł w Dzikowie, wtyká za te stôzke rute i idô uoboje jak posły do päni młody z wódkom. A to wszysko uodbywá sie w nocy, a náwiecéj kole ponocka.
Jak ju przydô do päni młody, pukajô za uoknem, a täm sie pytajô:
— Chto täm?
— Kupcy z dalekié krainy, i przymcie[5] nás na nocnik!
Gospodárz wychodzi, uodmyka drzwi, światło zaświéci, posły wchodzô i mówiô:
— Niech bedzie pokfálony Jezus Krystus!
uOdpowiedzô:
— Na wieki wieków, ámen!
Posły mówiô tak:
— Idziewa do wás kilkanaście mil głodni i chłodni, bośwa sie dowiedzieli uod ludzi, ze máta jałowecke na przedáj, ale nie wiéwa, cy sie nám zdarzy.
— Jałowecka sie zdarzy, ale zebyśta dobrego bycka dlá nié wysukaii.
— Bardzok dobry bycek, ino zebyśwa mogli zgode zrobić.
— Ej! ju täm o zgode bedzie łácwié, ino idź Maryś i przyniéś miarke zyta.
Marysia wychodzi gdzieś täm z ukryciá, chytá uojców i posłów za nogi i bierze miarke, idzie do kómory po zyto. Przychodzi s kómory, stawiá stół przed posłämy, na stołe miarke z zytem i idzie za piec. Ta baba, chtórá je w posłach, wyciôgá flaske z pod páchy i stawiá jô w miarce, to na to, zeby sie téch młodéch chlyb trzymał.
Zará ten poseł Wojtek Wálski wstaje zá stołu, przechodzi sie po izbie i pytá sie tak:
— No! jak Kosiór? dajes ty to, coś przody uobiécowáł?
— Lácegobym nie dáł, ino trza swatów i päna młodego, to wszysko dobrze bedzie.
Zará idzie baba, ta, co je za posła, po uojców päna młodego i päna młodego, mówijém, ze ju wszysko dobrze je, ino: wás trza; zabiérajô sie wszyscy i idô do Kosiora. Przychodzô i mówiô:
— Niech bedzie pokfálony Jezus Krystus!
— Na wieki wieków, ámen! Witájcie wszyscy razem!
— Bóg zapłac! Jak sie täm mácie?
— Bardzo dobrze, ino wás brakuje, a bedzie jesce lepié.
Zará pán młody pochytá uojców päni młody, swojéch ojców i wszyskiéch, co sô w domu uopróc päni młody, potem wołajô päni młody, zeby zacena wódke pić, chtórá ju stoi w miarce na stole. Zará päni młodá wychodzi zá pieca, pochytá wszyskiéch, ino päna młodego nie chytá, bierze flaske, stôzke i rute z nié uodwiôzuje, schowá jô sobie, bierze kielysek w prawô a flaske w lewô reke, prawi wódke do kielyska i pije do swojego kochänka.
— Zdrów Fränuś!
— Pij z Bogiem, Maryś!
Jezeli pije wódke päni młodá, to to wypije, a jak nie (jak ślubowała uod wódki), to przes głowe wyleje, potem prawi drugi i daje swojemu Fränusiowi. uÓn bierze uod nié i pije do nié:
— Zdrów Maryś!
— Pij z Bogiem, Fränuś!
Potem oddaje flaske posłowi, a poseł cestuje wszyskiéch, chto ino je w domu.
Potem ojcowie młodéch jako swaciá i posłowie posiádajô kole siebie, a młodzi kole pieca i zacynajô robić ugode. I mówiô tak do siebie:
— Dácie wy swacie swojé córce to, coście uobiécäli, to, co ju wiem od posłów?
— Ano, dám! Troche mnie zanadto ściôgácie, ale cóz mám robić! Zrobie drugiém dzieciom krzywde, ale jak my dá Bóg zdrowie, to moze jém jesce przykupie.
— Tak jest! Bóg o wszyskiéch pämietá...
— A wy swacie tagze dajecie, coście uobiécäli synowi?
— A to jest świete! já słowa nie kasuje!
A posłowie słuchajô cały uugody.
Jak ju uugoda záwartá, poseł wstaje na nogi i mówi tak!
— Tera chtóry chtórem pogardzi, całô strate wrócić musi Ty pán młody do kárcmy po piwo i po wódke, a ty päni młodá po sôsiadów, po przyjácielów tak z ty, jak i z ty strony!
A nápiérw idzie po krzesnych uojców.
Terá przynosi pán młody z kárcmy ćwierć piwa, garniec wódki. Sôsiedzi i náblisi przyjáciele ju sie poschodziéli, siádajô za stoły, pán młody i päni młoda jéch pochytajô i zacynajô pić. Kiedy ju wypijô, potem drugá strona przynosi ten sám tronek, i pijô jaz do południa, potem sie rozchodzô kuzdy do domu, śpiéwajô po drodze, nawet i niejeden w rów wpadnie, ale nás to mało uobchodzi.

III. Pacierze. Zapis przedślubny.

A pán młody záprzégá kuonie, siádajô uoboje z młodo na wóz, weznô dobrô koléde ksiedzu, koguta tłustego albo kwárte masła i jadô do Miéchocina, bo täm nasá parafij. Kiedy täm przyjadô, idô do ksiedza, dajô mu koléde, i jak ksiôdz widzi, ze dobrá koléda, to nawet páciérza nie mówiô, ino sie jéch spytá uo roki, uo ród, i bierze uod niéch jeden réjski na zápowiedzie, a młodzi wracajô do domu.
Terá trza robić zápis przez naterusa, bo inacy jeden drugiemu nie dá, co uobiécáł. I tak idô uojcowie z obiuch stron i uoboje młodzi do Dzikowa (Tarnobrzega) do naterusa i täm mówiô, co chtóry má dać swojemu dziecku. Zápise jeden, co uobiécáł, a drugi mówi tak po cichu:
— Wiéta co, swacie! já to ino pół z tego zápise, com uobiécowáł, bo trza duzo piéniedzy płacić za zápis...
— No to dobrze, mój swacie! ale zebyśta potem dali, bo nie mie, ale swojé córce byśta krzywde zrobiéli.
— A to, co zápisewa, to powiédzwa, ze ino wártá piedziesiôt réjskie, bo i takbyśwa duzo płaciéli za zápis.
I tak scygäniô siebie i naterusa i zápise. Pójdô potem do grontu uorać albo gnój wozić, ten, co nie zápisáł wszyskiego, nie dá na gront wjechać, s tego powstajô kłótnie, uobraza Boská, kónisyje wywozô i potem muso wiecej przeprawować, jak ten gront wártá, co go nie chciáł zápisać.
Ale to zostáwmy na potem, pódźmy za weselem!

IV. Rózgowiny.

Kiedy ju zápise zrobione, zápowiedzie ju wychodzô, wtedy päni młodá suká sobie starsy druzki, ubiérajô sie w stôzki, w rute, w bukiety, i idô w ostatniô niedziele, jak sie zápowiedzie kójcô, do kościoła, i zmáwiajô sobie záwcasu druzbów i druzki na wesele, a pán młody godzi záwcasu skrzypków.
Kiedy ju zápowiedzie wyjdô, zacynajô sie rózgowiny. Jescem chybiéł, bo jesce uo kilka dni náprzód suká sobie päni młodá takié baby, chtórá má być na weselu za kucharke. I idô uobie na wieś za spomozeniem, idô uobie numer w numer, i päni młodá chytá chto ino je w domu, a ta baba mówi tak:
— Prosi päni młodá uo spomozenie!
I tak całô wieś uobydô, w jednem miejscu mało wiele dostäno drudzy sie przed niemy zamykajô, ale dosić, ze i tak uzbiérajô do dwióch korcy ziarna. A gdzie je dziéwka na wydäniu, to jak odchodzô z tego domu, to drzwi uotwarte zuostawiô na to, zeby i ta dziéwka wpredce wysła za chłopa.
Terá mielô to zyto na chlyb i piekô kilka piecywów, jecmiéj mielô, proso tlukô na kase, tronek przywozô, kilka becek i kilka garcy wódki z Mokrzysowa. Skrzypka pán młody przywozi i zacynajô sie rózgowiny.
Skrzypków przywozi pán młody do swojego domu, dá jém nápiérwy jeść i pić, potem grajô w jego domu, a chłopáki i dziéwki täjcujô, a päni młodá i starsá druzka chodzô po wsi i prosô druzbów, druzki, starostów i swaski, zeby furämy jechały na wesele.
Jak ju päni młodá ze starsô druzkô uobydô, gdzie miarkowały, wtedy wracajô na rózgowiny. Täm juz je pełno dziéwek, päni młoda jéch pochytá pod nogi i wybiérá sobie siedem do rozgi wić. Te zabiérá päni młodá do swojego domu, zará uóna stawiá stół przy kóminie, na stole dziézke, z chtóry sie chlyb piece. Do dziézki kładzie bochynek chleba, w chtóry w samem środku dziure zrobi i stawiá w ten chlyb w dziézce rozge, chtórá je zrobioná z młodego deba na siedem rosochy cyli uodnogi. Potem przynosi päni młodá ziele, to jest barwinek, i prosi druzki do stołu. Druzki uobstawiô dokoła stół, miéjse dziewcyny równajô ziele, a te siedem druzki bierze kuzdá swoje uodnoge przy rozdze i zacynajô wić. Tak zacynajô śpiéwać:

O sceś nám, Buoze! o sceś nám, Buoze!
ty to nasy prácy,
cośmy zaceny, cośmy zaceny
przy wtorkowy nocy!

Bo uu nás rózgowiny zacynajô sie we wtorek w nocy, kole dziesiôty godziny, a nájceście kole ponocka.
Dali śpiéwajô tak:

O zacnijze nám, moja Marysiu,
uo ze środka, ze środka!
Boś ty uu swojé, boś ty uu swoje
o matusi siérotka.

Terá przychodzi päni młodá, bierze rumiänke ziela i zacyná średniô uodnoge wić. Jak przywiôze jedne rnmiänke, uoddaje starsy druzce i starsá druzka wije średniô uodnoge, a te sześć odnogi bocnie to wijô inne druzki. Dali tak śpiéwajô:

Wypadła zérdecka z mégo uogródecka,
juz täm zielá nie bedzie...
A z cegóz já se wiánecek uwije,
jak mój Fränuś przyjedzie?...
Jak mój Fränuś przyjedzie,
to nám zielá przywiezie;
przywiezie uón nám zielá
z tureckiego Podolá.

Juz rozecki dowijámy,
ale ziołecka ni mámy;
sô na boru biáłe kwiecie,
uuwije sie wiánek w lecie.

Matusiu, serce moje!
dej do rozecki stroje,
krajecke i smatecke
i do wiánecka stôzecke.

Matka przynosi te stroje, a starsá druzka przywiôzuje jéch do rozgi. Jak ju rozga skójconá, dali tak śpiéwajô:

Rozeckeśmy uuwiły,
a piwkaśmy nie piéły.

Jak nas Fränuś przyjedzie,
to nám piwka przywiezie.

Terá przynosi pán młody zbänek piwa i te druzki cestuje. Jak ju piwo skójcéły, bierze starsá druzka rozge w prawô reke, druga pod niô w lewô i idô przed skrzypków i zacynajô tak śpiéwać (to sie rozumié, ze wszyskie siedem idô täjcować, ino siódmá dobiérá sobie z innych na páre):

Niechze bedzie pokfálony Jezus Krystus nas!
A na wieki wieków, ámen! witájcie do nás!

Dali tak śpiéwajô:

Moi dobrzy ludzie, uustôpcie nám z izby,
zebyśmy nié miały z tem wiáneckiem cizby!
Moi dobrzy ludzie, uustôpcie za progi!
niechze sie uuciesy nas wiánecek drogi!
Moi dobrzy ludzie, uustôpcie do sieni!
niechze sie uuciesy wiánecek ruciäny!
Niechze bedzie pokfálony! täjcować idziemy,
nozki sie nám pokuliły, prostować bedziemy.

Skrzypek jém grá a uony täjcujô, uobydô ráz dokoła, potem tak śpiéwajô:

Z tom tánek, z tom tánek, co rutke równała;
z tom drugi, z tom drugi, co wiánecek dała;
z tom trzeci, z tom trzeci, co dała chustecke;
z tom cwárty, z tom cwárty, co dała krajecke.

Pomiedzy dwiemy lipisiejkämy tocy Marysia wino —
ej! wino, wino cerwoniusiejkie do góry sie burzyło.
Przysed ci do nié
ten bracisek jé:
„Dej my, Marysiu, wina!“
„Já wina nie dám,
za mało go mám,
na wesele go schowám.”
Przysła ci do nié
siostrusiejka jé:
„Dej my, Marysiu, wina!”
„Já wina nie dám,
za mało go mám,
na wesele go schowám.”
Przysed ci do nié
tatusiejko jé:
„Dej my, Marysiu, wina!”
„Já wina nie dám,
za mało go mám,
na wesele go schowam.“
Przysła ci do nié
matusiejka jé:
„Dej my, Marysiu, wina!“
„Já wina nie dám,
za mało go mám,
na wesele go schowam.”
Przysed ci do nié
ten Fränusio jé:
„Dej my, Marysiu, wina!”
Marysia skocéła,
wina uutocéła:
„Neści, Fränusiu, wina!“

Nasá Marysiejka z psenicnego ciasta,
weźnie jô Fränusio z pod Krakowa z miasta.
Nasá Marysiejka z psenicnego chleba,
nie takiego jé tez parobecka trzeba.
Nasá Marysiejka jak kwiátek rózäny,
weźnie ci jô, weźnie, Fränusio kochany.
Fränuś i Marysia to je dwoje ludzi:
jak Marysia uuśnie, Fränuś jô uobudzi.

Fränuś i Marysia, jak dwoje gołebi,
Fränuś uóne kochá, Marysia go lubi.

Jak ju prześpiéwajô te śpiéwki, potem tak zacynajô:

Chtóry ci to, chtóry nas starosta bedzie?
Niechze se na ławie przy skrzypku uusiedzie!

Starosta przychodzi, siádá sobie na ławie kole skrzypka, a uóny przychodzô przed niego i tak mówiô:
— Nas pänie starosto, prosimy o uuzwolenie! Nas wiánecek kwitniôcy, rodzôcy, pełny i pewny. Trzôśniéjcie workiem nad nasem pudełkiem!
Starosta sobie z niéch kpinki prowadzi, mówi, ze źle rozga uuwitá: „Nié mám wám za co płacić!“ — zreśtom weźnie i rzuci jém do zápaski skorup, chtóre sobie juz przedtem naładowáł. Starsá druzka uober-zi, widzi, ze jéch starosta uosukáł, stanô przed skrzypkiem i tak śpiéwajô:

Nas starosta grajcarecka nié miáł,
posed na dwór, skorupek nazbiéráł.
Nas starosta uosukänie zyje,
po záściäniu gorzáłecke pije.
Nas starosta nie bogaty,
bo má portki — säme łaty;
woláłby sie nie uobzywać,
posed za piec portek sywać.

Potem sie uobracajô do starosty i mówiô tak:
— Nas starosto, prosimy o uuzwolenie! Nas wiánecek kwitniôcy, rodzôcy, pełny i pewny. Trzôśniéjcie workiem nad nasem pudełkiem!
Starosta rzuci jém do zápaski szóstke albo dwie. Starsá druzka bierze te piéniôdze, schowá, potem tak śpiéwajô:

Nie wydám, nie wydám rozecki zielony,
jaz sie nám Marysia do nozek ukłoni.

Päni młodá przychodzi, pochytá te druzki, co z rozgom täjcowały. A uóny tak dali śpiéwajô:

Nie wydám, nie wydám wiánka ruciänego,
bośmy nie widziały piwka cerwonego.

Zará przynosi pán młody zbänek piwa, daje starostowi, starosta prawi do śklánki i pije do skrzypka, a wtedy wszyscy krzycô: „Biwat![6]“ Skrzypek odegrá biwat, a starosta cestuje tem piwem skrzypków i druzki. Jak juz wypijô, uoddaje zbänek pänu młodemu, a uodbiérá rozge uod starsy druzki. Jak juz rozge uodebráł, chodzi sobie dokoła, przychodzi przed skrzypków i tak śpiéwá:

Zagráj my, skrzypecku, popráw se skrzypecki,
niech se wytäjcuje te swoje druzecki.

Druzki stojô na boku i tak śpiéwajô:

Nas starosta w tánek idzie, zieloná rozecka,
idzie pod niom, idzie pod niom grzecná pänienecka.

Zará przychodzi starsá druzka do starosty, chytá go pod nogi i idô uoboje täjcować. I tak za porzôdkiem wszyskie musi wytäjcować. Jak ju z ostatniom täjcuje, tak zacynajô śpiéwać:

Za bory, ruciäny wiánecku! uo, za bory! za bory!
do tatusiowy, do matusiny, uo! komory, komory!

A starosta mówi do skrzypków:
— Prose za sobom!
Skrzypki wstajô, starosta idzie náprzód, za niem skrzypki, na uostatku druzki i tak śpiéwajô:

uOtwórz, matko, kómorecke! uotwórz, matko, kómorecke!
schowájze nám te rozecke! schowájze nám te rozecke!

Matka uotwiérá kómore, uodbiérá uod starosty rozge, gdzie jô täm połozy, to nie wiem, bo w nocy nie widać, potem wynosi matka zbán piwa, a pán młody kwárte wódki i cestuje przed kómorom, chto ino täm je. Jak juz wszyscy sô uobcestowäni, wracajô do izby. Jak przydô do izby, kucharka stawiá stół i daje skrzypkom kolacyj, a to juz je uo piôty godzinie räno. Skrzypki jedzô, a pán młody przynosi snopek słomy i ściele jém na ziemi, a wtedy chto ino béł na téch rozgowinach, umyká kuzdy do swojego domu spać. Skrzypki zjedli troche kapusty, nawet źle uomasconô, i troche posnego bászcu wypiéli i połozéli sie spać.


V. Przed ślubem. Rozpleciny. Przeprosiny. Wybór marszałka. Oddanie rózgi marszałkowi przez starostę.

A päni młodá i starsá druzka juz nie spiô, bo dziej[7] nachodzi, ino idô na wieś i prosô na wesele, zeby jechali furämy do Miéchocina[8] na ślub.
Jak zacyná świtać, skrzypki wstajô, zará jem kucharka daje śniádanie, gospodárz tego domu daje pić, a ze wsi powoli schodzô sie druzbowie, druzki, starostowie, swaski, a gospodárz, cyli uociec päni młody, cestuje jéch piwem, wodkom, co chto pije, a druzbowie i druzki täjcujô, a starostowie i swaski idô do dom. Starostowie kázô zaprzôgać parobkom kuonie, swaski ładujô do zájdów placki, syrki, kiełbasy, siádajô na wóz i jadô do päni młody.
Jak sie ju wszyscy zydô, druzbowie, druzki, starosty i swaski z furämy, wtedy sie wybiérajô do ślubu. Druzki sie puoschodzô do kółka i tak śpiéwajô:

Wybiérájmy sie räno! wybiérájmy sie räno,
zeby nám ślub däno!
Jak räno nie pódziemy, jak räno nie pódziemy,
to ślubu nie weźniemy.

Zará starsá druzka stawiá stołek na środku izby pod belkiem, päni młodá siadá na niem, a druzki tak śpiéwajô:

uO rozplatájcie sie! uo rozcesujcie sie, moje ślicne włosy!
nie uuzyłyście, nie uupiéłyście uu matusi rozkosy!

Śtery dołecki sämy wodecki Marysia napłakała
w te godzinecke, w te godzinecke, w kiej sie do ślubu brała.

Posła Marysia
do Päna Jezusa
na wesele prosić;
Pán Jezus wiedziáł,
co uodpowiedziáł:
„Más rodziny dosić!“

Wybiérájze sie, moja Marysiu! uo wybiéráj! wybiéráj!
co nápiékniése, co náładniése, uo na siebie zabiéráj!


Wybiérájze sie, wybiérájze sie, Marysiu, do ślubu!
Zaprzôgáj, ojce, stery kuoniki do cugu, do cugu!

Jak ju päni młody włosy rozpuściły, stroje jé na głowe dały, wtedy päni młodá płace, a pán młody prosi takiego, chtóry zná przeprásać; ten staje na środku izby i prosi uo uucisenie, potem mówi tak:
— Pänie młody i päni młodá, prose do siebie!
uÓni przychodzô i stojô, kole niego uojcowie tak ty, jako i ty strony siádajô za stół, a uón zacyná tak:

Do wás, päjstwo młodzi, przemáwiám w te głosy,
Zeby Imie Päjskie brzmiało pod niebiosy.
I do wás tyz mówie, zgromadzeni goście,
Spólnie ze mnom Buoga uo błogosławiejstwo proście!
Stänonem z powiénsowäniem miedzy tyla ludzi:
Niech Trojcá świetá wase serca zbudzi!
Por-zicie, co wyrosło po my prawy rece!
Powiéjsujmy wszyscy ty młody pänience,
Chtóry wiánek na głowie jak miesiôc rozkwitá!
Niech päjstwo młodzi rodziców pod nogi pochytá!

Terá młodzi uojców chytajô, a uojcowie mówiô:
— Niech wás Bóg błogosławi!
Dali mówi tak:

Práwda, zeście smutni i zaläni łzämy,
wy, päjstwo młodzi, i rodzice z wämy;
rodzice swojô corke w obce rece uoddajô,
tajak Bóg Jewe Jadämowi w raju.
Wyście jô wychowali, jak źrenice w oku,
dzisiáj wás odstepuje, nie zbräniájcie kroku!
Wás, przezacni goście, päjstwo młode witá,
przedziwnie sie wám kłäniá i pod nogi chytá,
dziekuje wám stokrotnie, zeście przyść rácéli,
zeście jéch do stánu máłzéjskiego pobłogosławiéli!
Otoz ju przychodzi sceśliwá godzina:
Błogosłáwcie uojcowie swoje corke i syna,
a przytem jém zyćcie wszyskiego duobrego!
Niech jéch Bóg błogosławi z nieba wysokiego!
Stoicie, päjstwo młodzi, w przedziwny paradzie,
z cego zál smutny na wasô twárz kładzie,
zacem do kościoła rusycie swe kroki,
uoddájcie rodzicom was ukłon głeboki!

Terá młodzi uojców chytajô, a uojcowie jéch błogosławiô. Dali mówi tak:

uO rodzice! prose wás, i wás, goście miéli[9]!
zebyście młodô páre do stánu máłzéjskiego pobłogosławiéli!
Gdy mówie te słowa, por-ziéj Buoze z wysokiego nieba!
dej jém zdrowie, fortóne i co ino trzeba!
Pänno młodá, chtórá más na głowie ten wiánek kwitniôcy,
juz ci go uodbiérá młodzieniec przy tobie stojôcy!
Ty zaś, pänno młodá, ju chwila nadesła,
zebyś stán päniéjski uopuściéła, w stán máłzéjski wesła,
juz je ta godzina i ten moment blizko,
w chtórem sie uodmieni stán i twe przezwisko.
W tem radośnem brzmieniu i tak wiele pienia,
niecháj sie świat weseli i ta całá ziemia! Biwat!

Por-ziéj, pänno młodá, na swój wiánek w koronie!
Tylma[10] ci serce z zálu i smutku nie uutonie,
ale coz más cynić? uOdrzuć zál na strone,
uokfiaruj Bogu wiánek i swoje korone,
bo uÓn ci dá za to młodziéjca zacnego!
Lec bedzies na zawse scerom zonom jego!
Wiánek predko zwiednieje uod wiatru i słójca,
uón ci bedzie wiernem bez miary i kójca;
zycie sie zákójcy, miéłość bedzie zéła,
wasy famielii bedzie to rzec miéła.
Cy słójce zaświéci, cy miesiôc na niebie,
to twój miéły bedzie pämietáł o ciebie.

I ty, pänie młody, jezdeś dziś w záłobie,
ale nicht nie zgadnie tego, co täm bedzie w tobie,
ino sercem twojem Bóg sám jeden włádnie,
uÓn sám ino przeniká, zná, co na cie pádnie!
Kawalyrstwo swoje uoddej na uokfiare,
uÓn cie z niesceściá wyrwie i uoddáli káre!
Z miéłościom máłzéjskom bedzies kocháł swoje zone
inne pänny z przyjaźniom oddális na strone,
nawet od swojéch krewnéch na bok sie uoddális,
przed niom sie zwierzys, przed niom sie uuzális,
a uóna nawzajem tobie bedzie miéłá,
sercem cie uukochá, co sie w nié zawiérá,
nie tylko w młodości, ale i w starości
kochać sie bedziecie wzajemny miéłości.
Chociá w przeznaconem casie wám umiérać przydzie,
przecie jedno drugiemu z pamieci nie wyjdzie.
Zéjcie z sobom sceśliwie w tem máłzéjskiem stánie!
Z nieba wysokiego błogosław jéch, Pänie!
Zacem do kościoła przestôpicie te progi,
zatrzymájcie sie i padniéjcie pod nogi

rodzicom wasem kochänem ráz, drugi i trzeci,
wy zaś, kochani rodzice, błogosłáwcie swoje dzieci!
Pośpie-ze, godzino piekná i sceśliwá,
niecháj päjstwu młodem płac uóc nie zalywá!

Jak młodzi ju nié majô uojców, to tak muówi:

Zál wám, päjstwo młodzi, wase serca kraje,
ze waséch rodziców do błogosławiéjstwa nie staje,
rodziców nie staje, ziemia jéch przykréła,
nigdy nie skójconá wiecność jéch przyjéna.
Wiec to miéjsce zastôpcie, uo przezacni goście,
temu päjstwu młodem o błogosławiéjstwo proście!
Biwat! biwat! w tem máłzéjskiem stánie,
co sie dáwnié miało stáć, niech sie dzisiáj stänie!
Terá wszyscy goście przemowcie te słowa:
— Niech jéch Bóg błogosławi! idźcie do kościoła!
Tämok przysiegniecie przed ołtarzem Buozem
i bedziecie zéli jaz do śmierci razem, —
Co dej Buoze, ámen!

Terá druzki zacynajô śpiéwać tak:

uOtwórz, matko, kómorecke! uotwórz, matko, kómorecke!
wydejze nám te rozecke!
uOtwórz, matko, nowy dwór! uotwórz, matko, nowy dwór!
wydejze my wiánek mój!

Matka idzie uotwiérać kómory. Starosta, skrzypki, druzbowie i druzki za niom; matka rozge wydaje starostowi i powracajô do izby. Pán młody i päni młodá wybiérajô sobie jednego z druzbów za marsáłka. Jak juz je wybräny, starosta sie pytá:
— Chłopcy druzbowie, przystájecie na tego marsáłka?
uOni krzyknô jednem głosem:
— Przystajemy!
Terá starosta uoddaje marsáłkowi rozge i mówi mu tak:
uOddaje ci wiánek, zebyś go w porzôdku nosiéł, zebyś sie nie uopiéł i wesele w porzôdku prowadziéł, bo inacy zapłaciéłbyś kare!
I te rozge mu uoddaje, marsáłek bierze rozge i wybiérá sobie drugiego do puomocy. Terá przychodzi starsá druzka, przynosi siedem jabłek i wtyká jéch na rozge, to jest na kuzdô uodnoge jedno, marsáłkowi zaś przypiná wstege do podsyi i bukiet za cápke, a druzki śpiéwajô tak:

Kołem, druzyna, kołem! kołem, druzyna, kołem!
za tatusiowem stołem!
Zagráj, muzyka, rzezko! zagráj, muzyka, rzezko!
Kłäniáj sie, Maryá, nizko!

Młodzi pochytajô swojéch ojców, a marsáłek podnosi rozge do góry i prosi całe wesele za sobom i idzie kole stołu náprzód, chtuóry stoi na środku izby, a całe wesele za niem. uObydô stół trzy razy dokoła i wychodzô na dwór. Päni młodá stoi w sieni przy progu, a pán młody za progiem na dworze i chto ino wychodzi z izby, kuzdego uoboje musô uuchycić i kuzdy powié:
— Niech wás Bóg sceści, błogosławi!
Kiedy ju wysło całe wesele na dwór, skrzypek grá, a druzby i druzki śpiéwajô, jak chto uumié, bo juz wszyscy pijäni.
A uociec päni młody jesce jém wynosi zbänek piwa i kwárte wódki. Marsáłek cestuje wodkom, a uociec piwem. Jak juz flaska próźna, ciská jô marsáłek przez strzeche i krzycô: Biwat! Jak sie flaska stłuce, to mówiô, ze bedô mieli młodzi sceście, a jak całá spadnie, to niesceście.

VI. Do ślubu i od ślubu.

Potem marsáłek zaśpiéwá sobie tak:

Siadáj, Maryś, na wóz,
warkocyk se załóz!
załóz dokołecka,
juześ nie dziéwecka!

Wtedy siádajô młodzi na wóz, uojcowie z niemy, a marsáłek prowadzi całe wesele jaz przed kárcme, tämok sie zjézdzajô wszyskie fury, siádajô, gdzie chto muoze, i jadô. Päni młodá musi stáć na wozie i ciská słome na ziemie: to na to nie siádá, boby wszyskie dziéwki przysiadła, i zádnáby sie nie wydała, a słome na to ciská, zeby tyla dziéwek sie wydało, wiela uóna słomy ciśnie.
Jak ju przyjadô na Mokrzyskô gränice, wtedy päni młodá siádá i jadô jaz do Miéchocina. Druzbowie i druzki śpiéwajô, co jém garła staje, ale ju śpiéwki uopusce, boby jéch na dziesiôcich arkusach nie spiésáł. Cesto sie trafi, ze jeden drugiego do rowu z kójmy i wozem wgóni, wóz połámie, ludzi pokalycy tak, ze niejeden do śmierci wesele pämietá.
Jak juz przyjadô do Miéchocina, bo täm nasá parafij, idô do kościoła, i täm młodzi majô brać ślub. A jaki ślub w katolicki wierze, to kuzdy moze wiedzieć.
Jak juz po ślubie, marsáłek zdymuje jabka z rozgi i chowá do kieseni, bo rozga nié má być ubräná, bo młodzi ju sô máłzonkämy.
Terá wychodzi całe wesele z kościoła, siádajô na wozy i jadô do Dzikowa, a marsáłek śpiéwá:

Por-ziéj ty, Marysiu, na Miéchockô wiezô!
Tämok za twój wiánek juz piéniôzki lezô!
Niesceśliwá stuła, co rece zwiôzała,
i tyś niesceśliwá, coś mu ślubowała!

Terá przyjézdzajô do Dzikowa, słazô z wozów i idô do Pomarájca. Swaski roskładajô na stołach placki, kiełbasy i séry, a druzbowie stawiajô wino, piwo i wódke. Terá wszyscy jedzô i pijô. Jak juz najedzô i napijô, zapłacô Zydowi za tronek, siádajô na wozy i jadô do dom. Wszyscy napici dobrze śpiéwajô, jak chto uumié, przewracajô po rowach, jedna fura juz w domu, druga pod Mokrzysowem w rowie lezy, trzeci koło zepsuł, reśta jesce w Mokrzysowie w kárcmie pijô; dosić, ze na wiecór to sie wszyscy do dom pozjézdzajô.

VII. Oddanie rózgi pani młodej przez marszałka. Kolacja.

Terá skrzypek grá, a marsáłek chodzi z rozgom dokoła i wyprowadzá wszyskie druzki i swaski po jedny i uoddaje jéch druzbom, to znacy, ze jéch rachuje, cy chtórá nie zginena. Jak juz wszyskie wyprowádzi, terá täjcujô, nie tak täjcujô, ale sie tłukô, bo wszyscy pijäni. Terá skrzypek przestaje grać. Marsáłek uoddaje rozge päni młody i kładzie jô na safie.
Marsáłek znosi stoły do izby i zastawia dokoła, a kucharka leje bászc na miski, chtórego nagotowała dwie chlebowe dziézki, kwaśny jak ocet, bo pijáki taki lubiô; do bászcu kładzie kase jecmiennô. To wszysko siedzi za stołämy, a kucharka nosi miska po misce, jaz wszyskie stoły zastawi. Terá jém kucharka przezegna, i zacynajô jeść, a pán młody i päni młodá to jedzô za piecem kase jaglänô, zgotowänô na sämem słodkiem mlyku, a całkiem przez soli, na jakô pamiôtke, to tégo nie wiem. Jak ju zjedli bászc z kasom, terá jém stawiá kapuste i chlyb i na tem ju skójcô. A druzki zscynajô śpiéwać:

Gruby bászc, moja Maryś! gruby bászc...
Cemuś räno nie wstajała,
na bászc miałko nie miélała?
Gruby bászc!

uU Kosiora na nátoniu[11] zabiéli täm byka;
swaski, druzki zjadły mieso, a druzbowie łyka.

Zaś druzbowie tak odśpiéwujô:

uU Kosiora na nátoniu zabiéli täm kure,
a druzbowie zjedli mieso, druzki, swaski dziure.

Terá kucharka zbiérá miski i łyzki, marsáłek wynosi stoły na dwór, skrzypek zacyná grać i täjcujô jaz do ponocka.
Terá przynosi marsáłek do izby słome, ściele po cały izbie, a to wszysko idzie kuzdy do swojego domu spać, jacy skrzypki i druzbowie zostajô na weselu i idô spać.

VIII. Drugi dzień wesela. Spraszanie gości na wesele. Pijatyka i tańce. Obiad. „Kolacyj.”

Jak zacyná świtać, kucharka budzi wszyskiéch. Wstajô: jednego głowa boli, drugiego głowa, trzeciemu sie jesce spać chce, ale musô wstać, bo jém kucharka spokoju nie dá. Wstanô, kucharka jém daje wode do uumyciá, páciérz puomowiô. Gospodárz jém przynosi wódke, wszyscy sobie wypijô, jak to mówiô: „na klina,“ kucharka jém stawiá jeść, ale ju lepié jak całemu weselowi, bo jém usmazy jajaśnice, wódki przegrzeje z tłustościom. Jak napijô i najedzô, gospodárz wołá do siebie marsáłka i mówi mu: ze téch i téch ludzi trza sprosić na wesele. Marsáłek zwołuje druzbów i mówi jém tak:
— Terá chłopcy druzbowie, macie pójść na wieś i sprosić ludzi na wesele!
I powié jém:
— Wy dwóch idźcie po téch! wy po téch!
I rozydô sie wszyscy, nawet i marsáłek pódzie. I idô párämy po wsi, śpiéwajô, bo ju sô dobrze pijäni, i sprásajô, po kogo byli posłäni. Jak wejdô do domu, muówiô tak:
— Niech bedzie pokfálony Jezus Krystus.
— Na wieki wieków, ámen.
— Prosi wás pán młody i päni młodá na wesele! Ale weźcie z sobom mało-wiele!
Zará tem druzbom stawiá druzka, bo puo niô przyśli, na stole co nálepse jedzenia, jak niéma, to nawet kupić musi, do kieseni jém daje kawáł syra albo kiełbase. A matka ty druzki ładuje coś na wesele, bierze tyz do zápaski garniec kasy jecmienny albo jagläny, z kilo śtuki[12] pod páche; uociec zaś ze dwa papiérków za cápke, i idô wszyscy na wesele. I prowadzô jéch prosto do kómory, ta uoddaje, co przyniesła z domu, kase i śtuke kucharce, a gospodárz jéch cestuje wodkom albo piwem, chto co pije, i idô do izby. I tak idzie za porzôdkiem, jaz wszyskiéch sprowadzô.
Jak sie juz wszyscy zydô, skrzypek grá, a druzbowie i druzki täjcujô, a starzy siedzô po ławach i gádajô uo staréch, dáwnich casach. A gospodárz chodzi dokoła z wodkom i piwem i cestuje wszyskiéch, jaz becki wypróźni.
Terá náchodzi uobjád, taki sám, jak i wcoráj béła kolacyj. Po uobiedzie składajô sie druzbowie i druzki swojem porzôdkiem, a starostowie i swaski swojem, na piwo, na wódke, i jedzie fura do Mokrzysowa i przywozi kilka ćwiártówek piwa, kilka garcy wódki i pijô jaz do wiecora.
Wiecór náchodzi, daje jém kucharka kolacyj, tyz tak kapuste i bászc, ino ze troche lepié uomascone, bo swaski nanosiéły śtuki. Jak juz podjedzô, gospodárz jéch obcestuje piwem i wodkom, wtedy kucharka zbiérá łyzki i miski, a druzbowie wynosô na dwór stoły, a racy deski, i zbiérajô sie na cepiny, to jest do domu päna młodego.

IX. Czepiny.

Wtedy druzki päniô młode gdzieś schowajô, a druzbowie jé sukajô póty, jaz jô zdybiô. Wtedy druzbowie bierô, co chtóry moze: prześlice, miedlice, uobrázy, zeleźniáki, miéski[13], łyzki, starosta poduuski. A to wszysko päni młody na zápomoge. Jak juz wszysko je gotowe, wtedy druzki śpiéwajô:

Weder, Marysiu! weder! weder, Marysiu! weder,
uod tatusiowéch, uod matusinéch wegieł!

uOstáj z Bogiem piec, powała! uostáj z Bogiem piec, powała,
bo já sie tu wychuowała!

uOstáj z Bogiem piec i progi! uostáj z Bogiem piec i progi,
gdzie chodziéły moje nogi!

Terá bierze marsáłek rozge do prawy reki, a päni młodá do lewy, i idzie całe wesele do päna młodego na cepiny, a druzki drogom śpiéwajô tak:

uO zaświéciéły, uo zaświéciéły wszyskie gwiázdy na niebie,
kiedy prowadziéł, kiedy prowadziéł Fränuś Marysie do siebie.

Jak juz przydô przed päna młodego, druzki śpiéwajô tak:

uOtwórz, Fränusiu, bräme! uotwórz, Fränusiu, bräme!
Prowadzimy ci zone!

Terá pán młody wychodzi i uotwiérá poprostu wrota, bierze swoje zone za reke i prowadzi jô do izby, za piec, to jest na to, zeby sie pieca trzymała. Za niem wchodzi całe wesele, skrzypek zacyná grać, a marsáłek bierze päniô młodô i idzie z niom täjcować i tak sobie śpiéwá:

Jak siedzies na stołku, por-ziéj do powały,
zeby twoje dziátki siwe uocki miały!

Terá jô puscá i bierze jô drugi i tak śpiéwá:

Proś Boga, Marysiu, kiedyś sie wydała,
zeby chłopca za rok jak baräna miała!

Terá jô puscá, bierze jô trzeci i tak śpiéwá:

Kocháłem cie, Maryś, i tyś mie kochała,
aleś sie innemu za zone dostała!

Cwárty tak śpiéwá:

Kiedyś mie nie chciała, terá mie nie záłuj,
puodniéś my kosule, w d..e mie pocałuj!

Piôty tak śpiéwá:

Nie záłuj, Marysiu, wiánka ruciänego,
boześ ty dostała Fränusia ładnego.

Szósty tak:

Da moja Marysiu! moje siwe uocy!
pocałuj mie w d..e, jaz ci łeb odskocy!

Siódmy tak:

Staloskie dziewcyny to g...o wártajô,
do mokrzyskiéch chłopców listy posyłajô.

uÓsmy tak:

Mokrzyskie chłopáki nie sô takie głupie,
prześpi sie z niom w nocy, potem jô má...

Dziewiôty tak:

Prześpi sie z niom w nocy i śmieje sie z tego,
a uona tak myśli, ize bedzie jego.

Dziesiôty tak:

Nie turbuj sie, Maryś, boś sie juz wydała,
za dziewieć miesiecy bedzies syna miała!

Na tem weselu, chtóre uopisuje, béło dziesieciu druzbów, to juz wszyscy wyśpiéwali, a tem samem porzôdkiem nastepujô druzki. Starsá druska tak śpiéwá:

Da, moja Marysiu! kontrowałaś[14] z nämy,
juz terá nie bedzies, ino z kobiétämy.

Drugá druzka tak śpiéwá:

Ju sie rozerwała na przystawie grobla,
chtóredy chodziéła Marysia nádobná.

Trzeciá tak śpiéwá:

Da moja Marysiu, nie uuwázáj śjéła!
mám ci já kuonika, bedzies sie woźjéła.

Cwártá tak śpiéwá:

Weź-ze mie, Franusiu, mám majôtek srogi
mám ostu dwie stódół i pokrzyw dwa brogi!

Piôtá tak śpiéwá:

Wiánuj mie, tatusiu! wiánuj mie! wiánuj mie!
dej my śtery krowy, dwa woły, dwa kuonie!
Pojmnié-ze[15] mie, pojmnié, mój Fränusiu, pojmnié,
bo mie wywiänuje päni matka kójmy,
päni matka kójmy, a pán ociec wozem,
bedzies ty, Fränusiu, dobrem gospodárzem!

Druzki skójcéły, nastepujô swaski. Piérsá tak śpiéwá:

Dopiéro cie, moja matko, główka zaboli,
jak ci bedzies wygäniała wiäno z obory:
śtery krówek, trzy jałówek, same buocule.
Dopiérok cie, moja Maryś, do sie przytule!

Ju śpiéwki zákójce, bo duzo casu zabiérá.
Päni młodá ju wszyskiéch wytäjcowała, terá starsá swaska tak śpiéwá:

Sacujcie sie, druzbickowie, sacujcie!
päni młody na cepiusek darujcie!

Starsy druzba bieize cápke i prosi päni młody na cepiec. Kuzdy dá szóstke, dwie, i to uoddaje päni młody. Potem bierze marsáłek stołek, chtóry se przyniós z domu päni młody i stawiá go pod belkiem na środku izby, siádá na stołku, rozge trzymá w rece, a päniô młodô mu przyprowadzô druzbowie i posadzô na jego kolänach. Starsá swaska przychodzi, przynosi cepiec z osiem chemełków, podobne do uobrôcki, zrobione ze śléwkowych latoróści. Druzki dokoła uobstawi i tak śpiéwajô:

Juz to prec, moja Maryś, juz to prec,
uuplotecki do skrzynecki! wziôść cepiec!

Zakukała kukułecka na kołku,
zapłakała Marysiejka na stołku.
Zakukała kukułecka, przestała...
Cegoześ sie, mocny Boze, doc’kała!
Doc’kałaś sie ślicny sławy, doc’kała!
jako ptásek leśny tráwy doc’kała!

Terá bierze starsá swaska, zdymuje jé z głowy stroje i kładzie jé na głowe chemełke, a ta bierze i łámie. Jak juz widzi marsáłek, ze juz niema, ino jedna chemełka, wtedy jé trzymá dobrze rece, a swaska jô zacepi. Terá bierze jô swaska i idzie z niom täjcować, a marsáłek bierze stołek i bije niem do drzwi. Jak sie stołek połámie, to dobrze; jak nie, to źle! Starościna cyli swaska täjcuje z päniô młodô i tak śpiéwá:

O! niema tu kupca tego,
co Marysia bedzie jego...
Siedzi uon täm na nálepie
i piéniôzki na niô klepie.

Terá przychodzi pán młody, bierze uod swaski swojô zone i posadzi jô przy piecu. Matka päni młody przynosi jé nakrajonego chleba i syra, sypie jé do zápaski, uóna chuodzi dokoła izby i kuzdemu daje ten chlyb i syr, a pán młody cestuje piwem i wodkom. Jak juz wszyskiéch obcestujô, terá náchodzi piôtek.

X. Piątkowe poprawiny.

Kuzdy idzie do dom spać, tak, jak po zmarły dusie. Na drugi dziej, w piôtek, kuzdego głowa buoli. Co robić? Trza pójść do kárcmy klina wybić z głowy! Jak sie täm poschodzô, pije kuzdy za swoje piéniôdze i przy ty uokazyi ze słowa do słowa, jaz sie i pobijô. I nieraz dobrze, potem sie skar-zô do sôdu, powtrôcajô jéch na kilka dni do ereśtu, i tak piôtkowá pijatyka na dobre wyprowadzi.

XI. Po weselu — domowe pożycie.

Terá sie wródźmy do młodéch, co uoni täm robiô? Pán młody ju skrzypków odwióz i myślô uo gospodárce. Tydziej, dwa, jakoś to idzie dobrze, dali juz matka na niewiaste krzywo puoglôdá, do komory jé nie puści, i z tego powstaje uobraza Boská. uOciec widzi, ze syn wiecy na swojô strone prowadzi: „Źle jest... trza jéch na swoje uodłôcyć!” Otoz ledwie ze przez zime przecierpieli. Na wiesne postarali sie dla niéch o plac, wystawiéli jém puobudénki — i pośli na swoje.
Terá trza sie brać do pola, zasiéwać, ale cóz? Kiedy uociec päni młody wszyskiego nie zápisáł. Jak zieć jedzie grontu uorać, to uociec z pałom do ziecia! I mówi tak, ze: „Ci nie dám, gałgänie, jaz po mojé śmierci!“ Jak zieć pojedzie w nocy i zuorze zasieje, to uociec jedzie na dniu i drugi ráz orze. Z tego powstajô bijatyki, przekléjstwa, uobráza Boská, konisyje na siebie wywozô...
Zaś z drugi strony uociec chciáłby jesce zyto zebrać, bo dáł synowi ze zásiéwem. Syn idzie na pole: łup ojca w łeb! uOciec lezy, a syn zyto zabiérá.
Terá uociec jedzie do doktora i skar-zy syna, ze mu łeb porozbijał, a syn jedzie po konisyj, ze mu uociec zápisáł gront ze zbiorem, a terá mu nie dá zyta zbiérać. Terá przychodzi do prawa: syn dostał śternáście dni erestu i kosta zapłaciéł, a uociec zapłaciéł konisyi za to, ze synowi zápisáł, a potem mu béło zál, ino chciáł synowi zyto zabrać.
I tak to kilkanáście razy takie kłótnie powstajô, zacem przydzie do zupełny zgody.
Tak sie zacyná i kuójcy w Stalach wesele!







  1. Starzy nieszkolni Stalowcy mówią: ju, terá, zará (ale: nieráz, ráz).
    Opowiadanie niniejsze, dosłownie zapisane z ust Tomasza Walskiego, wieśniaka w Stalach w pow. Tarnobrzeskim (wieś Stale jest oddalona o 6 kilometrów od Tarnobrzega), ma cel podwójny. Pierwszym i głównym jego celem jest przedstawić w dłuższym wzorze t. zw. gwarę lasowską, której prawidła zestawił w umiejętny sposób p. Szymon Matusiak w rozprawie p. t.: Gwara lasowska w okolicy Tarnobrzega (Rozprawy i sprawozdania z posiedzeń Wydziału filologicznego Akad. Um., Tom VIII. Kraków, 1880). Walski, który jest człowiekiem piśmiennym, stracił już w swej mowie dużo właściwości gwary lasowskiej, starałem się przeto w niniejszym artykule uzupełnić te braki według mojej znajomości tej gwary, nie uwzględniając jednak konsekwentnie i stale przygłosów wargowych przed samogłoskami o (ó) i u, które u jednych więcej, u drugich mniej występują, a u Walskiego już bardzo rzadko dają się słyszeć.
    Drugim celem artykułu jest: być przyczynkiem do znacznego już zbioru obrzędów weselnych ludu polskiego. Wprawdzie w opowiadaniu ustnym Walski pominął dużo szczegółów, przedewszystkim pieśni, mimo to jednak opowiadanie jego barwnym i wiernym jest obrazem wesela w Stalach, obrazem ożywionym trafną psychologiczną charakterystyką włościan.
    Nadmienię, że w pisowni starałem się uwydatnić z całą dokładnością wszystkie dźwięki gwary lasowskiej, unikałem jednak przeładowania fonetycznemi znakami, z których użyłem tylko następujących: ä na oznaczenie samogłoski a przed spółgłoskami nosowemi m i n (np. täm = tam, posłämy = posłami, päni = pani, przed spółgł. j zastępującą w gwarze las. ń (np. päjstwo = państwo, Marysiejka = Marysieńka), przed spółgł. ł (np. jäłmuzna) i l (np. uobiécäli); samogłoska a brzmi tu jak niemieckie ä, to jest e z szerokim otworem ust; zn. ô na oznaczenie szerokiego otwartego o, które występuje w gwarze lasowskiej zam. ą (np. majôtek, ze zonô, siôdźcie); wreszcie zn. u na oznaczenie przygłosu wargowego przed samogłoskami o (ó) i u.
  2. = wyrobi, sprawi.
  3. Mówią: juz je, albo: ju jest.
  4. Niektórzy, zwłaszcza starsi, którzy nie umieją czytać i pisać, mówią: wszyćko.
  5. Albo: „przymta,“ forma liczby podwójnej, której często używają zamiast mnogiej.
  6. Tj.: Vivat!
  7. Dzień.
  8. Wieś, o jeden kilometr od Tarnobrzega oddalona, parafja dla Stalów, a również dla Tarnobrzega (miasteczka powiatowego).
  9. Znaczy: mili.
  10. Zn.: ledwie, omal.
  11. Miejsce na podwórzu, gdzie się rąbie drzewo.
  12. Znaczy: spyrka, słonina.
  13. Zn.: miski.
  14. Zn.: towarzyszyłaś. Inaczej mówią: kompaniłaś.
  15. Znaczy: pojmij-że.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Mátyás.