Przejdź do zawartości

W ruinach Messyny/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł W ruinach Messyny
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 13.1.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W katakumbach Messyny

Lord Lister postanowił zwiedzić podziemia zamku Finorich. Na skutek spotkania z synem Sybilli, lord Lister uzupełnił swe przebranie, wkładając powtórnie swój pneumatyczny brzuszek.
W spacerze tym towarzyszył mu Giannettino, ubrany elegancko.
Dozorca, otrzymawszy sowity napiwek, wprowadził ich do centralnego hallu pałacu i pod pretekstem, że czeka go robota, zostawił ich samych.
Lister pewien był więc, że mu nikt nie przeszkodzi. Zapomocą swego wytrycha otworzył po kolei drzwi, prowadzące z jednej sali do drugiej. Nigdzie jednak nie natrafił na nic, coby mogło naprowadzić go na ślad tajemniczego zniknięcia markiza. Salony wraz ze swymi wspaniałymi meblami w stylu odrodzenia, zdawały się drzemać spokojnie.
Gianettino szedł za nim wiernie jak cień. Znajdowali się w wielkiej sali, której ściany pokryte były półkami pełnymi dzieł naukowych. Podczas gdy Lister z podziwem przyglądał się wspaniałemu kominkowi, Giannettino nagle zbladł, jak gdyby ugodził weń piorun.
— Co się stało, Giannettino? — zapytał Lister — Czyś ujrzał zjawę?
Sycylijczyk westchnął.
— Tak, signore — odparł poważnie — Jest to pokój, który widzę nieustannie w snach, począwszy od owej nocy, kiedy czcigodny starzec rzucił na nas klątwę.
Oczy Listera zabłysły. Nareszcie trafił na ślad.
— A więc Maffia i tu dotarła? — zapytał.
— Tak, signore — odparł Sycylijczyk — Nie mogę nic powiedzieć przeciwko samej Maffii. Karze ona bowiem przestępstwa i grzechy wysokich dygnitarzy uciskających biedną ludność naszej wyspy. Mimo to Cezare, wódz który rozkazał nam popełnić zbrodnię, nie wzbudzał nigdy mego zaufania. Jeszcze dziś czuję dreszcz na wspomnienie przekleństwa, które starzec ten rzucił na naszego wodza. Bez słowa pozwolił związać sobie ręce i nogi i zakneblować usta. Od tego dnia przeklinam chwilę, kiedy związałem się z Maffią. Z ciężkim sercem wykonywałem rozkazy Cezara. Wstyd mi, że przyczyniłem się do zguby tego starca.
— To, co mówisz, przynosi ci zaszczyt, Giannetino — rzekł lord Lister poważnym tonem. — Wiedz, że zostałem przysłany, aby wyjaśnić sprawę morderstwa i rolę wodza Cezara. Jeśli mi w tym dopomożesz i ułatwisz odnalezienie starca, żywego lub umarłego, wynagrodzę cię hojnie. Przestaniesz należeć do Maffii i będziesz mógł żyć szczęśliwie w dostatku i spokoju, w miejscu, które sobie wybierzesz. Ale wróćmy do twej historii, Giannettino. W jaki sposób zabraliście stąd więźnia? Dokąd został on przeniesiony?
Sycylijczyk zerknął okiem w stronę szafy.
— Niech pan weźmie swój zaczarowany klucz i otworzy te oto drzwi — rzekł.
Zdjął z kominka jeden z kandelabrów ze świecami, drugi zaś wręczył lordowi.
— To zbyteczne — odparł lord. — Mam w kieszeni lampkę elektryczną, dającą więcej światła, niż dziesięć kandelabrów razem. Możesz w każdym razie zachować jeden z kandelabrów dla wszelkiego bezpieczeństwa.
Gdy masywne drzwi olbrzymiej szafy otwarły się, Lister, oświetliwszy jej wnętrze, ujrzał kamienne schody. Giannettino zapalił świecę i począł iść za swym panem. Wionęło nań chłodne, grobowe powietrze. Poczęli posuwać się wąskim przejściem idąc jeden za drugim. Korytarz ten doprowadził ich do obszernej sali, w której ścianach znajdowały się obszerne nisze. W niszach tych stały połamane trumny, doskonale zachowane szkielety ludzkie, czaszki i kości.
Lord Lister zdumiał się.
— Przecież to są katakumby z pierwszych wieków chrześcijaństwa! — zawołał.
— Oczywiście, padrone! Katakumby te zostały zniszczone przez trzęsienie ziemi, które nawiedziło tę okolicę przed stu laty.
— Rozumiem teraz — rzekł Lister. — Tu więc jest siedziba główna Maffii mesyńskiej.
— Odgadł pan trafnie, tak jak zresztą wszystko. Dziś nie obawiam się tu nikogo.
— Posłuchaj mego planu — rzekł Lister. — Jeśli byśmy spotkali tu kogoś, podasz się za członka Maffii. Wyjaśnisz, że ja jestem Umberto Grilli z Wenecji. Powiesz, że jestem twym przyjacielem i że pragniesz mnie wprowadzić do organizacji. Byłem dość długo w Wenecji, mówię nieźle tym dialektem i dam sobie jakoś radę. Użyjmy siły tylko w ostateczności.
Giannettino z zadowoleniem przyjął plan.
Zeszli z szerokich schodów, po bokach których stały wielkie granitowe nisze.
— Oto tutaj przeniesiono starca, — rzekł Giannettino, gdy weszli do trochę mniejszej sali. — Tutaj zasiada Rada Jedenastu, złożona z wodzów, których nikt nie zna. Co się stało ze starym Finorim, nie wiem. Może go zaprowadzono dalej, może go osądzono i skazano tutaj właśnie? Ja i moi towarzysze opuściliśmy przed tym tę salę innymi schodami...
Lister uczynił niezdecydowany ruch ręką.
— Jesteśmy więc tak samo mądrzy, jak na początku — rzekł.
Sycylijczyk wzruszył bezradnie ramionami.


∗             ∗

Posuwali się wzdłuż sali, której wygląd począł się nagle zmieniać. Lister powiódł dokoła zdumionym wzrokiem. Robiła ona wrażenie kościoła lub teatru. W murach półkolem wybite były kamienne siedzenia. W jednym rogu znajdował się długi czarny stół. W środku tego stołu stał wysoki fotel, z boku zaś niższe fotele. W samym rogu stołu było miejsce zarezerwowane dla jednego z członków straszliwej Rady Jedenastu.
Giannettino z przerażeniem przyglądał się swemu panu, który w sposób drobiazgowy poddawał egzaminowi owe budzące grozę miejsca. Drżąc ze strachu rozglądał się na wszystkie strony, czy niespodziane niebezpieczeństwo nie wyłoni się nagle przed nimi. Stół sporządzony był z ciosanych bali i nie zawierał w sobie nic ciekawego. Jeden z występów muru okryty był czarnym suknem z wyhaftowaną białą trupią głową. Dekoracja ta wydawała się zbędna, w tym i tak ponurym otoczeniu. Lord podniósł ją i zauważył, że służyła nietylko do ozdoby, lecz kryła za sobą dużą szafę, stojącą w szerokiej niszy, skąd usunięto poprzednio sarkofag.
— Tu musi się znajdować skarbiec Maffii — rzekł do siebie lord Lister.
Szybko zabrał się do pracy. Po chwili ciężkie drzwi ustąpiły ze zgrzytem. Widok, jaki się nagle ukazał przed jego oczyma, wydarł z piersi jego okrzyk zdumienia. Przedziałki szafy pełne były klejnotów i małych woreczków, z których każdy zawierał około tysiąca złotych monet.
Na stłumiony okrzyk Listera nadbiegł Giannettino. I on cofnął się przerażony.
— Dio mio! — wykrzyknął — Il tresoro della Maffia!...
— Czy znasz jakieś pewne miejsce, dokąd moglibyśmy to przenieść? Nie bój się niczego, Giannettino...
— Jakto, padrone, czyżby pan się ważył?...
— Szybko! Szybko! Czas nagli. Pieniądz jest konieczny dla prowadzenia walki i pozbawiony pieniądza Cezare będzie musiał uznać się za zwyciężonego.
— Już wiem, padrone. Tam jest pewien grób księcia Kościoła, na który pan już zwrócił uwagę. Jest on obecnie próżny. W grobie tym ukryjemy skarb. Jeśli nałożymy z powrotem płytę, nikt nie domyśli się niczego.
Po dwuch godzinach ciężkiej pracy umieścili skarb w sarkofagu. Bardziej jeszcze cennymi dla Listera były papiery wartościowe, które znalazł w jednej z szuflad. W ten sposób odzyskał całkowicie spuściznę po markizie Finorim.
— Na dziś będzie dość, Giannettino — rzekł lord Lister, ocierając pot z czoła. Wrócimy tu jutro rano i zabierzemy skarb.
Obydwaj rozpoczęli drogę powrotną. W tej chwili przeraźliwy okrzyk doszedł z pierwszego piętra.
— Stać! Stać bo strzelam!
— Zgaś światło, padrone, — szepnął Giannettino.
— Zbyteczne — odparł Lister — już nas i tak zauważono. Odpowiedz Giannettino.
— Kto tam? — powtórzył groźnie ten sam głos.
— Towarzysz! — odparł Giannettino.
— Daj hasło!
— Książę d‘Ossuna — odparł spokojnie sycylijczyk.
Kilku mężczyzn, oświetlających sobie drogę pochodniami, poczęło zstępować w dół. Lister zapalił papierosa i idąc za przykładem Giannettina, skłonił się nisko przed członkami Rady Jedenastu.
Ostatni z mężczyzn miał na twarzy czarną jedwabną maskę. Poznał Giannettina i zatrzymał się przed nim.
— Powracam z Neapolu, Signor — rzekł Giannettino.
— Czy wykonałeś rozkaz, Pietri?
Było to bowiem imię Giannettina.
— Nie, signor — skłamał bez zająknięcia — List znajduje się jeszcze w urzędzie pocztowym. Czekałem całe dwa dni i nikt się po niego nie zgłosił. Ponieważ uważałem dalsze czekanie za bezcelowe, powróciłem do Messyny.
— W porządku Giannettino. Któż jest ten człowiek?
— Otóż to, signore — odparł Giannettino uległym tonem — Ponieważ zależy mi zawsze na rozwoju i świetności Maffii, postanowiłem sprowadzić tutaj mego bardzo dzielnego przyjaciela, Umberto Grilli z Wenecji, który marzy o tym, aby stać się członkiem naszej organizacji.
Członkowie rady skinęli aprobująco głową.
— Dobrze, mój synu. Jeśli odpowiadasz za jego wierność i uczciwość, przyjmiemy go. Czy wódz już przybył?
— Jeszcze nie — odparł jeden z nich — Zostańcie tutaj. Gdy wódz przybędzie, zawiadomimy was o powziętej decyzji.
Lister palił spokojnie swego papierosa. Nastręczała się możliwość łatwej ucieczki. Schody były wolne.
Nagle do uszu ich doszedł okrzyk wściekłości.
Sekretarz Rady Jedenastu otworzył szafę, aby wyjąć z niej protokół ostatniego posiedzenia. Jakież było jego zdumienie, gdy ujrzał, że szafa ta jest pusta.
— Vendetta! Niechaj złodziej zginie wśród okropnych tortur! — wołano ze wszystkich stron.
— Jesteśmy odkryci, padrone — szepnął sycylijczyk przerażony. — Uciekajmy jeszcze jest czas. Schody są wolne.
Nagle dał się słyszeć z góry władczy głos.
— Cóż się tam dzieje na dole? W imieniu potężnej Maffii żądam odpowiedzi.
— Szlachetny wodzu stała, się rzecz okropna. Okradziono skarbiec. Złodziej nie pozostawił ani grosza.
— Maledetto Diavolo! — wykrzyknął szef, którego ramię spoczywało na temblaku.
Zbiegł ze schodów.
— Kim jesteście? Co tu robicie? — rzekł na widok dwuch nieruchomo stojących ludzi.
— To ja, Giannettino, Pietri. Wracam z Neapolu, wodzu. Ten człowiek jest mym przyjacielem i pragnie wstąpić do Maffii.
Cezare wyciągnął z kieszeni rewolwer.
— Czyście oślepli, że nie widzicie przed sobą złodziei? Zbliżcie się do mnie, sędziowie potężnej Maffii! Podejrzenia moje przeciwko Giannettino potwierdziły się. Oddawna prowadzi podwójną grę. Wyciągnijcie swe rewolwery, sędziowie! Winni niechaj umrą natychmiast!
Śmierć złodziejom! — zawyło jedenastu mężczyzn.
Jedenaście rewolwerów zwróciło się w stronę Listera i Giannettino.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.