Strona:PL Lord Lister -10- W ruinach Messyny.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
11

statku i spokoju, w miejscu, które sobie wybierzesz. Ale wróćmy do twej historii, Giannettino. W jaki sposób zabraliście stąd więźnia? Dokąd został on przeniesiony?
Sycylijczyk zerknął okiem w stronę szafy.
— Niech pan weźmie swój zaczarowany klucz i otworzy te oto drzwi — rzekł.
Zdjął z kominka jeden z kandelabrów ze świecami, drugi zaś wręczył lordowi.
— To zbyteczne — odparł lord. — Mam w kieszeni lampkę elektryczną, dającą więcej światła, niż dziesięć kandelabrów razem. Możesz w każdym razie zachować jeden z kandelabrów dla wszelkiego bezpieczeństwa.
Gdy masywne drzwi olbrzymiej szafy otwarły się, Lister, oświetliwszy jej wnętrze, ujrzał kamienne schody. Giannettino zapalił świecę i począł iść za swym panem. Wionęło nań chłodne, grobowe powietrze. Poczęli posuwać się wąskim przejściem idąc jeden za drugim. Korytarz ten doprowadził ich do obszernej sali, w której ścianach znajdowały się obszerne nisze. W niszach tych stały połamane trumny, doskonale zachowane szkielety ludzkie, czaszki i kości.
Lord Lister zdumiał się.
— Przecież to są katakumby z pierwszych wieków chrześcijaństwa! — zawołał.
— Oczywiście, padrone! Katakumby te zostały zniszczone przez trzęsienie ziemi, które nawiedziło tę okolicę przed stu laty.
— Rozumiem teraz — rzekł Lister. — Tu więc jest siedziba główna Maffii mesyńskiej.
— Odgadł pan trafnie, tak jak zresztą wszystko. Dziś nie obawiam się tu nikogo.
— Posłuchaj mego planu — rzekł Lister. — Jeśli byśmy spotkali tu kogoś, podasz się za członka Maffii. Wyjaśnisz, że ja jestem Umberto Grilli z Wenecji. Powiesz, że jestem twym przyjacielem i że pragniesz mnie wprowadzić do organizacji. Byłem dość długo w Wenecji, mówię nieźle tym dialektem i dam sobie jakoś radę. Użyjmy siły tylko w ostateczności.
Giannettino z zadowoleniem przyjął plan.
Zeszli z szerokich schodów, po bokach których stały wielkie granitowe nisze.
— Oto tutaj przeniesiono starca, — rzekł Giannettino, gdy weszli do trochę mniejszej sali. — Tutaj zasiada Rada Jedenastu, złożona z wodzów, których nikt nie zna. Co się stało ze starym Finorim, nie wiem. Może go zaprowadzono dalej, może go osądzono i skazano tutaj właśnie? Ja i moi towarzysze opuściliśmy przed tym tę salę innymi schodami...
Lister uczynił niezdecydowany ruch ręką.
— Jesteśmy więc tak samo mądrzy, jak na początku — rzekł.
Sycylijczyk wzruszył bezradnie ramionami.


∗             ∗

Posuwali się wzdłuż sali, której wygląd począł się nagle zmieniać. Lister powiódł dokoła zdumionym wzrokiem. Robiła ona wrażenie kościoła lub teatru. W murach półkolem wybite były kamienne siedzenia. W jednym rogu znajdował się długi czarny stół. W środku tego stołu stał wysoki fotel, z boku zaś niższe fotele. W samym rogu stołu było miejsce zarezerwowane dla jednego z członków straszliwej Rady Jedenastu.
Giannettino z przerażeniem przyglądał się swemu panu, który w sposób drobiazgowy poddawał egzaminowi owe budzące grozę miejsca. Drżąc ze strachu rozglądał się na wszystkie strony, czy niespodziane niebezpieczeństwo nie wyłoni się nagle przed nimi. Stół sporządzony był z ciosanych bali i nie zawierał w sobie nic ciekawego. Jeden z występów muru okryty był czarnym suknem z wyhaftowaną białą trupią głową. Dekoracja ta wydawała się zbędna, w tym i tak ponurym otoczeniu. Lord podniósł ją i zauważył, że służyła nietylko do ozdoby, lecz kryła za sobą dużą szafę, stojącą w szerokiej niszy, skąd usunięto poprzednio sarkofag.
— Tu musi się znajdować skarbiec Maffii — rzekł do siebie lord Lister.
Szybko zabrał się do pracy. Po chwili ciężkie drzwi ustąpiły ze zgrzytem. Widok, jaki się nagle ukazał przed jego oczyma, wydarł z piersi jego okrzyk zdumienia. Przedziałki szafy pełne były klejnotów i małych woreczków, z których każdy zawierał około tysiąca złotych monet.
Na stłumiony okrzyk Listera nadbiegł Giannettino. I on cofnął się przerażony.
— Dio mio! — wykrzyknął — Il tresoro della Maffia!...
— Czy znasz jakieś pewne miejsce, dokąd moglibyśmy to przenieść? Nie bój się niczego, Giannettino...
— Jakto, padrone, czyżby pan się ważył?...
— Szybko! Szybko! Czas nagli. Pieniądz jest konieczny dla prowadzenia walki i pozbawiony pieniądza Cezare będzie musiał uznać się za zwyciężonego.
— Już wiem, padrone. Tam jest pewien grób księcia Kościoła, na który pan już zwrócił uwagę. Jest on obecnie próżny. W grobie tym ukryjemy skarb. Jeśli nałożymy z powrotem płytę, nikt nie domyśli się niczego.
Po dwuch godzinach ciężkiej pracy umieścili skarb w sarkofagu. Bardziej jeszcze cennymi dla Listera były papiery wartościowe, które znalazł w jednej z szuflad. W ten sposób odzyskał całkowicie spuściznę po markizie Finorim.
— Na dziś będzie dość, Giannettino — rzekł lord Lister, ocierając pot z czoła. Wrócimy tu jutro rano i zabierzemy skarb.
Obydwaj rozpoczęli drogę powrotną. W tej chwili przeraźliwy okrzyk doszedł z pierwszego piętra.
— Stać! Stać bo strzelam!
— Zgaś światło, padrone, — szepnął Giannettino.
— Zbyteczne — odparł Lister — już nas i tak zauważono. Odpowiedz Giannettino.
— Kto tam? — powtórzył groźnie ten sam głos.
— Towarzysz! — odparł Giannettino.
— Daj hasło!
— Książę d‘Ossuna — odparł spokojnie sycylijczyk.
Kilku mężczyzn, oświetlających sobie drogę pochodniami, poczęło zstępować w dół. Lister zapalił papierosa i idąc za przykładem Giannettina, skłonił się nisko przed członkami Rady Jedenastu.
Ostatni z mężczyzn miał na twarzy czarną jedwabną maskę. Poznał Giannettina i zatrzymał się przed nim.
— Powracam z Neapolu, Signor — rzekł Giannettino.
— Czy wykonałeś rozkaz, Pietri?
Było to bowiem imię Giannettina.
— Nie, signor_ skłamał bez zająknięcia — List znajduje się jeszcze w urzędzie pocztowym. Cze-