Władczyni lodu (Andersen, przekł. Mirandola)/W powrotnej drodze

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Hans Christian Andersen
Tytuł Władczyni lodu
Pochodzenie Baśnie
Wydawca Wydawnictwo Polskie R. Wegner
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Concordia
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. Iisjomfruen
Źródło skany na Commons
Inne Cała baśń
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ PIĄTA.
W POWROTNEJ DRODZE.

Dużo dźwigać musiał Rudi, wracając do domu przez wysokie góry. Otrzymał bowiem w nagrodę trzy srebrne kubki, dwie doskonałe strzelby, oraz srebrny dzbanek do kawy, nadający się doskonale na nowe gospodarstwo. Ale bardziej ciężyło coś innego, z czem wracał.
Było chłodno, mglisto, opary osnuły szczyty gór, topory szczękały po lasach, a olbrzymie jedle sunęły w dół, niby lekkie zapałki. Potoki szemrały jednostajnie, a chmury sunęły leniwo po niebie.
Nagle ujrzał Rudi obok siebie dziewczynę, której nie spostrzegł dotąd. Szła w tę samą co on stronę, a oczy jej były dziwne, szklanne, przepastne i szła od nich przedziwna moc.
— Czy masz narzeczonego? — spytał Rudi, gdyż myśli jego krążyły koło tego właśnie zagadnienia.
— Nie mam! — odparła ze śmiechem, ale nie czyniło to wrażenia, że mówi prawdę, potem zaś dodała. — Chodźmy tędy, pocóż nakładać drogi? Skręcimy w lewo!
— By wpaść do szczeliny lodowca! — odparł. — Chcesz być przewodniczką, a nie znasz się na rzeczy.
— Znam dobrze drogę i mam całą przytomność umysłu! — zapewniła. — Natomiast twoje myśli przebywają, widzę, w dolinie. Tutaj, w górach pamiętać trzeba o Władczyni Lodu, która, podobno, nie sprzyja ludziom.
— Nie boję się jej! — zawołał. — Musiała mnie puścić z objęć swych, kiedy byłem jeszcze dzieckiem, to też ujdę jej mocy teraz, będąc silnym młodzieńcem.
Ciemność zstępowała coraz to większa, padał deszcz ze śniegiem, a droga stawała się coraz to trudniejszą.
— Podaj mi rękę! — rzekła dziewczyna. — Pomogę ci iść w górę! — potem zaś dotknęła go lodowatą dłonią.
— Niema potrzeby! — zawołał. — Nigdy jeszcze nie przyjąłem pomocy kobiety!
To rzekłszy, przyśpieszył kroku, osłonił go tuman śniegu, on zaś posłyszał za sobą śmiech i śpiew dziewczyny. Brzmiało to dziwnie. Była ona może wysłanniczką Władczyni Lodu? Rudi słyszało tem pewnego razu, nocując w górach.
Śnieg ustał, chmury zstąpiły niżej, Rudi nie widział już nikogo, słyszał tylko śmiech i pohukiwanie w dali, a brzmiało to jak głosy duchów.
Dotarł w końcu do grzbietu łańcucha gór, skąd biegła ścieżka w dolinę Rodanu. Ujrzał tuż nad sobą dwie bliskie gwiazdy i wspomniał błyszczące oczy Babety.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Hans Christian Andersen i tłumacza: Franciszek Mirandola.