Władczyni lodu (Andersen, przekł. Mirandola)/W domu młynarza
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Władczyni lodu |
Pochodzenie | Baśnie |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie R. Wegner |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Concordia |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | Iisjomfruen |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cała baśń Cały zbiór |
Indeks stron |
— Ludzie robią głupstwa niesłychane! — powiedział kot pokojowy, kuchennemu. — Rudi i Babeta zerwali ze sobą. Ona płacze, on zaś nie myśli o niej wcale.
— Nie podoba mi się to! — odparł kot kuchenny.
— I mnie też! Ale pocóż się martwić? Babeta może wyjść poprostu za rudego Anglika. I on jednak nie pokazał się tutaj od owego wieczoru, kiedy chciał wejść na dach.
Tymczasem Rudi dumał w domu nad wszystkiem co się stało. Poznał, że opanowały go jakieś moce nie z tej ziemi, uczuł żal iż tak łatwo pozbył się pierścionka zaręczynowego i przyszedł do przekonania, iż Babeta nie była winna nocnej wycieczki rudowłosego Anglika.
Postanowił pójść do niej i wyjaśnić wszystko.
Odprawili obopólną spowiedź, przypieczętowali ją pocałunkiem i okazało się, że winnym jest sam tylko Rudi, albowiem zwątpił w wierność Babety. Babeta palnęła mu kazanie i na tem się skończyło. Rudi twierdził jednak dalej, że rudy Anglik jest nieznośnym gadułą i zażądał, by Babeta spaliła uroczyście otrzymaną odeń książkę, w celu zniszczenia wszelkich wspomnień. Stało się wedle jego woli.
— Wszystko w porządku! — rzekł kot pokojowy. — Rudi wrócił, pogodził się z Babetą i teraz oboje szczęśliwi są, jak nigdy jeszcze dotąd.
— Słyszałem tej nocy — odparł kot kuchenny — jak szczury twierdziły, że szczęście polega na tem, by zjadać świece łojowe i starą słoninę. Komuż tedy wierzyć, szczurom, czy zakochanym?
— Ni jednym, ni drugim! — oświadczył kot pokojowy.
Zbliżał się dzień ślubu zakochanych, ale miano go święcić nie w Bex, w domu młynarza, tylko u matki chrzestnej, w Villeneuve pod Montreux, a młynarz nastawał na spełnienie woli starej damy, wiedząc jaki podarek ślubny sposobi dla jego córki.
W przeddzień ślubu wyruszyli tedy statkiem rano, by matka chrzestna miała czas przystroić należycie oblubienicę.
— Odbędą się tu pewnie poprawiny w młynie! — powiedział kot pokojowy. — Inaczej cała rzecz nie warta byłaby jednego miauknięcia!
— Niezawodnie będzie tak! — oświadczył kot kuchenny. — Zarżnięto kaczki, oskubano gołębie, a cała gemza wisi na ścianie. Ślinka idzie do ust na ten widok. Jutro wyjeżdżają.
Rudi i Babeta tego wieczoru siedzieli obok siebie w młynie po raz ostatni jako narzeczeni, a zachodzące słońce rozpłomieniało szczyty Alp i brzmiały dzwony.