Władczyni lodu (Andersen, przekł. Mirandola)/W domu młynarza

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Hans Christian Andersen
Tytuł Władczyni lodu
Pochodzenie Baśnie
Wydawca Wydawnictwo Polskie R. Wegner
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Concordia
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. Iisjomfruen
Źródło skany na Commons
Inne Cała baśń
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ TRZYNASTA.
W DOMU MŁYNARZA.

— Ludzie robią głupstwa niesłychane! — powiedział kot pokojowy, kuchennemu. — Rudi i Babeta zerwali ze sobą. Ona płacze, on zaś nie myśli o niej wcale.
— Nie podoba mi się to! — odparł kot kuchenny.
— I mnie też! Ale pocóż się martwić? Babeta może wyjść poprostu za rudego Anglika. I on jednak nie pokazał się tutaj od owego wieczoru, kiedy chciał wejść na dach.
Tymczasem Rudi dumał w domu nad wszystkiem co się stało. Poznał, że opanowały go jakieś moce nie z tej ziemi, uczuł żal iż tak łatwo pozbył się pierścionka zaręczynowego i przyszedł do przekonania, iż Babeta nie była winna nocnej wycieczki rudowłosego Anglika.
Postanowił pójść do niej i wyjaśnić wszystko.
Odprawili obopólną spowiedź, przypieczętowali ją pocałunkiem i okazało się, że winnym jest sam tylko Rudi, albowiem zwątpił w wierność Babety. Babeta palnęła mu kazanie i na tem się skończyło. Rudi twierdził jednak dalej, że rudy Anglik jest nieznośnym gadułą i zażądał, by Babeta spaliła uroczyście otrzymaną odeń książkę, w celu zniszczenia wszelkich wspomnień. Stało się wedle jego woli.
— Wszystko w porządku! — rzekł kot pokojowy. — Rudi wrócił, pogodził się z Babetą i teraz oboje szczęśliwi są, jak nigdy jeszcze dotąd.
— Słyszałem tej nocy — odparł kot kuchenny — jak szczury twierdziły, że szczęście polega na tem, by zjadać świece łojowe i starą słoninę. Komuż tedy wierzyć, szczurom, czy zakochanym?
— Ni jednym, ni drugim! — oświadczył kot pokojowy.
Zbliżał się dzień ślubu zakochanych, ale miano go święcić nie w Bex, w domu młynarza, tylko u matki chrzestnej, w Villeneuve pod Montreux, a młynarz nastawał na spełnienie woli starej damy, wiedząc jaki podarek ślubny sposobi dla jego córki.
W przeddzień ślubu wyruszyli tedy statkiem rano, by matka chrzestna miała czas przystroić należycie oblubienicę.
— Odbędą się tu pewnie poprawiny w młynie! — powiedział kot pokojowy. — Inaczej cała rzecz nie warta byłaby jednego miauknięcia!
— Niezawodnie będzie tak! — oświadczył kot kuchenny. — Zarżnięto kaczki, oskubano gołębie, a cała gemza wisi na ścianie. Ślinka idzie do ust na ten widok. Jutro wyjeżdżają.
Rudi i Babeta tego wieczoru siedzieli obok siebie w młynie po raz ostatni jako narzeczeni, a zachodzące słońce rozpłomieniało szczyty Alp i brzmiały dzwony.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Hans Christian Andersen i tłumacza: Franciszek Mirandola.