Trzy zakłady/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Trzy zakłady
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 16.3.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Zadziwiająca historia

Było już po południu. Charley Brand po sutym obiedzie siedział w fotelu i przeglądał dzienniki. Nagle do pokoju wszedł lokaj i zbliżył się do niego z wielce zafrasowaną miną.
— Bardzo przepraszam, mister Brand... Jakiś policjant pragnie mówić z lordem Aberdeenem.
W pierwszej chwili Charley doznał niemiłego Uczucia. Po raz pierwszy policjant zjawiał się w Willi w Regent Parku.
— Trzeba będzie przestrzec o tym lorda Aberdeena...
— Lepiej byłoby, aby pan to sam uczynił. — rzekł lokaj bojaźliwie. — Wie pan przecież, że lord nie lubi, aby mu przeszkadzać kiedy śpi... Wrócił tej nocy bardzo późno.
Charley udał się więc na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się sypialnia Rafflesa i zapukał do drzwi w umówiony sposób.
— Proszę wejść — odezwał się głos Rafflesa — cóż tam takiego? — dodał na widok wchodzącego przyjaciela.
— Wybacz, że ci przeszkadzam... Jakiś policjant czeka w hallu.
— Trudno... Wprowadź go tutaj — odparł ziewając.
— Chcesz więc go przyjąć? Czy nie sądzisz, że byłoby lepiej, gdybym ja go przyjął zamiast ciebie?
— Dlaczego?... Nie widzę żadnego niebezpieczeństwa.
Charley uspokojony nieco zeszedł na dół i polecił lokajowi, aby wprowadził policjanta.
Mimo to, nie był zupełnie pewny, jaki obrót weźmie ta nieprzyjemna sprawa. Dopiero gdy usłyszał odgłos zatrzaskujących się za policjantem drzwi odetchnął z ulgą.
W pół godziny później, Raffles zjawił się w jadalni. Sekretarz spostrzegł od razu, że był w doskonałym humorze.
— Wspaniała historia, drogi Charley — zaczął Raffles. — Dzięki niezwykłemu przypadkowi, otrzymałem dziś rano od mego przyjaciela Baxtera list, który mnie szczerze ubawił.
Podsunął Charleyowi kopertę, wręczoną mu przez policjanta. Charley zapoznał się z treścią listu i wybuchnął śmiechem.
— Nic nie rozumiem — rzekł. — W jaki sposób dostała się w twoje ręce skarga, skierowana do sędziego śledczego, a zawierająca zarzuty przeciwko tobie?
— Można to bardzo łatwo wytłumaczyć... O ile się nie mylę, mój przyjaciel Marholm chciał w ten sposób splatać figla swemu zwierzchnikowi... Dlatego też wypisał na kopercie mój adres... Jeśli pomyłka ta się wykryje, powie po prostu, że napisał zły adres... Dzięki temu zostałem w porę poinformowany o najświeższym pomyśle Baxtera. Sędzia natomiast nie będzie o niczym wiedział.
— Otóż i to właśnie... Poznaję w tym rękę Marholma.
— Dziś wieczorem, w klubie wiadomość tą wywoła sensację.
— Oczywiście — odparł Charley. — Niestety, znów nie wiem o niczym. W jaki sposób Baxter dowiedział się o twoim pobycie w Hampton?
— Zaraz ci to wytłumaczę. Wiesz, że założyłem się z lordem Hammerem i Suffolkiem o to, że zdołam zabrać z ich pałaców pewne przedmioty. Zakład ten obostrzony był pewnymi warunkami... Miałem działać na sposób Rafflesa. Wygrałem i wczoraj zainkasowałem dziesięć tysięcy funtów. Jeden z tych panów rzucił uwagę, że Raffles zwykł o swych wyczynach zawiadamiać Baxtera. Obiecałem więc mu, że i ja uczynię to samo... Zatelefonowałem do Baxtera i wysłałem go do Hampton.
Około godziny trzeciej w nocy obudził z głębokiego snu obu mych przyjaciół... Przypuszczam, że jednemu z nich wyrwało się moje nazwisko i na tym tle powstał pomysł Marholma, który korzysta z każdej okazji aby zakpić sobie ze swego zwierzchnika, Oto w krótkich słowach cała sprawa.
Charley wybuchnął śmiechem.
— Należałoby zawiadomić o tym pisma — rzekł.
— Jeszcze nie czas na to. Mam jeszcze jeden zakład. Jeśli uda mi się go wygrać, zredagujemy odpowiedni artykuł i poślemy do gazet.
— Jaki znów zakład?
— Założyłem się, że lord Turrinigton, skarbnik królewski, wypłaci mi dość znaczną sumę, nie wiedząc kim jestem. Wypłaty tej dokona do rąk osoby trzeciej. Będzie to kawał jeszcze zabawniejszy od wyprawy do Hampton.
— Nie wiem, czy ci się to uda, — odparł Charley, potrząsając głową. — Lord Turrington to szczwany lis... Ponadto chodzi tu o pieniądze państwowe. Czy w ten sposób nie ściągniesz na swoją głowę nieprzyjemności?
— Nie... Obmyśliłem sobie dokładnie całą rzecz: Turrington nie piśnie słowa, gdyż inaczej musiałby wydać samego siebie i stracić stanowisko. Pewien jestem wygranej. Do osiągnięcia tego celu potrzebna mi jest twoja pomoc.
Raffles udał się do swego klubu.
Opowiedział swym przyjaciołom o historii z niefortunnym wezwaniem do sędziego śledczego. Opowiadanie to wywołało prawdziwe huragany śmiechu.
— Sprawa ta nigdy z pewnością nie ujrzy światła dziennego, ponieważ sędzia nie otrzyma skargi, — odezwał się lord Hammer. — Przyznaję, że to ja wymieniłem w obecności Baxtera pańskie nazwisko, lordzie Aberdeen. Dlatego też uważam, że powinienem ponieść zasłużoną karę. Szampana dla wszystkich! — zawołał głośno.
Słowa te powitane zostały brawami. Zabawa przeciągnęła się do późnej nocy.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.